odbiornik radiowy na drabine, moze od policjanta, ktory dowiedzial sie z pierwszej reki o zaciagu do gwardii porzadkowej, wyslala do szkoly sluzaca: matka domagala sie natychmiastowego powrotu syna. Wozny szkolny zagrodzil sluzacej droge i zapytal o haslo, ktorego, ma sie rozumiec, nie znala. Totez nie wpuscil jej na schody, poki nie wydusila z siebie odpowiedzi na niedyskretne pytania, jakie mu wpadly do glowy w przyplywie fantazji, poki do tego nie uszczypnal jej w okragly tylek. Na pietro jednak nie zaprowadzil, sam bedac na sluzbie, odkad wzial na siebie obowiazki straznika. Za drzwiami pracowni przyrodniczej slychac bylo gwar meskich glosow. Nim zapukala, zajrzala przez dziurke od klucza. Ale nie zobaczyla nic oprocz klebow bialego papierosowego dymu. Za to ledwie stanela w progu, powital ja wybuch choralnego smiechu, wiec pomyslala, ze to z niej sie smieja. Na wprost ujrzala sloje z preparatami w formalinie. I bez tego sciskaly jej sie zapewne zoladek i serce. A wzrok od razu napotkal bolesne spojrzenie konskiego oka. Jesli jestem sluzaca, wszystkiego predzej bym sie spodziewala niz tego, ze za stolem rozpoznam w bialej mgle stalowoszary kolor pulowera.

W takim razie pozostalo tylko opuscic wzrok, wbic oczy w podloge. Smiechy umilkly, lecz nie wskazali jej krzesla. Niech stoi przed rozparta za stolem komisja, tam gdzie przedtem stawali rekruci. Nikt sie nie odzywa, wiec oczywiste jest dla sluzacej, ze czekaja na to, co powie on, najprzystojniejszy, najwazniejszy. Student dlugo zwleka. Zamiast zabrac glos, dzwoni dzwonkiem. Patrzy na sluzaca od notariusza, wlasnie na nia, ale patrzy zimno. Jesli nia jestem, to teraz moja kolej. Choc nogi sie pode mna ugiely, musze wylozyc, co mi kazano – ze chlopak jest po ojcu slabego zdrowia – i tu rzucic na szale nazwe dziedzicznej choroby, na ktora cierpi, dlugie slowo. Niech splendor nauk medycznych wymusi respekt dla zyczenia rodziny, jak tego oczekuje pani. Tymczasem nazwa choroby bez sladu ulotnila sie z pamieci. On pali, podparty lokciem, ona jaka sie i liczy juz tylko na jego litosc. Ale on nie ma dla niej litosci. A jesli nawet dla jakiegos kaprysu zachcialo mu sie pomoc, mogl tylko pokazac przez okno swoj oddzial rekrutow, cwiczacy padnij-powstan na szkolnym dziedzincu.

Zapatrzyl sie na swoich ludzi w milczeniu, na chwile o wszystkim innym zapomnial. Czyz nie prezentuja sie znakomicie, twardzi i bezwzglednie posluszni? Powinna teraz pokazac palcem, ktory to z nich. Z daleka wszyscy wygladali tak samo. Mimo to po chwili juz byla pewna, ze z tych zaden. Choc wystraszona i w rozpaczy, nie mogla ukryc podziwu, gdy na niego spojrzala, a on tego nie mogl przeoczyc. Lecz jesli jestem komendantem, taka ciezkawa klacz o grubych pecinach nie bardzo mi sie podoba. Kryje pod powiekami sploszony wzrok i coraz to oblewa sie rumiencem, a do tego ta niemodna perkalowa kiecka. Z ekranu w ciemnej sali kina znal wiele kobiet. Zadna z nich sie nie jakala. Wszystkie nosily sie elegancko. Zadzwonil dzwonkiem po raz drugi, jej sprawa go znudzila, wiec wystarczy. Ale jednak wyszedl za nia na korytarz. Przez chwile obserwowal plac, strzepujac popiol na okienny parapet. Patrzyl za nia, gdy szla wzdluz szyn tramwajowych, powoli, jak pociagowe zwierze, obciazone ponad miare. Widac, ze moze wiele uniesc. Zreszta wiedzial to od razu. Postaral sie jeszcze przyuwazyc, w ktorym miejscu zniknie mu z oczu: weszla do bramy pod siodemka, tak jak sie spodziewal. I komendant zamyslil sie, wpatrzony w czelusc tej bramy, poki nie otrzezwil go widok wychodzacego stamtad notariusza. Jako dowodca gwardii porzadkowej musial przyznac, ze najlepsze, co moglby teraz zrobic notariusz, to nie liczac na nikogo, na wlasna reke rozpoczac poszukiwania.

Tymczasem tlum koczujacy na placu byl coraz bardziej zmeczony. Zaczynaly juz krazyc pogloski o taksowkach, ktore beda zabieraly chetnych i za oplata przewozily w jakies lepsze miejsce. Owym lepszym miejscem miala byc jakoby Ameryka. Roznioslo sie to w mgnieniu oka. Z nowa nadzieja, choc nie bez trudu, uchodzcy probowali sobie wyobrazic Ameryke, a w niej niebotyczne palace, oplywowe wysokosciowce, metaliczne iglice, pnace sie w gore jedna przez druga. Wielu, nie wiedzac, co ich jeszcze czeka i jakie sie szanse przed nimi otworza, zdazylo wyprzedac co cenniejsze przedmioty, a teraz zaczynali zalowac pochopnych transakcji, bo jakze maja zamieszkac w Ameryce bez swoich rzeczy? I przelknietych kesow razowca nie mogli juz strawic. Prawda jest bowiem, ze da sie przeczekac glod, poki jest nadzieja, i ze nie warto zbyt latwo ulegac zwatpieniu. Inni zalowali straconej okazji, zeby sie pozbyc czesci bagazu, ktorego zadne auto nie pomiesci. Rezygnacja powinna rozwijac sie w umyslach i sercach powoli jak podstepna choroba, osiagajac swoje koncowe, jawne stadium nie wczesniej niz wowczas, gdy bedzie juz jasne, ze zadne taksowki nie nadciagna z bocznych ulic, gdzie bruk urywa sie tuz za rogiem, ani tym bardziej donikad stad nie odjada. I nic nie pomoze wypatrywanie ich w perspektywie. Ze pogloski o Ameryce sa wyssane z palca, dla miejscowych bylo jasne od razu. Wzruszali tylko ramionami, bo wiedzieli skadinad, ze zadna Ameryka nie istnieje. Liczyli raczej na lokalne srodki, na porzadek przywracany wlasnymi silami, krotko mowiac, na gwardie porzadkowa, ktora niezwlocznie przystapila do swoich zadan.

Nawet jesli uchodzcy mieli jeszcze w swiezej pamieci dobre zycie w spokojnych czasach, to skonczylo sie ono przeciez i teraz juz inni podejmowali decyzje w ich sprawach, przepedzajac ich z miejsca na miejsce, z bagazami albo, jesli tak trzeba, bez bagazy. Lecz kiedy juz udalo sie ustawic bagaze osobno, a osobno ludzi i wydawalo sie pewne, ze najgorszy zamet za chwile zostanie opanowany, porzadek przywrocony, wtedy ni stad, ni zowad znowu nadjechal przepelniony tramwaj i przywiozl nastepnych uchodzcow, udreczonych sciskiem, na wpol uduszonych, ledwie zywych. Oto nowozency: prosto z wesela, we wlosach konfetti, on w czerni, ona w bieli, usmiech jeszcze nawet nie zamarl calkiem na ich ustach, ale w oczach juz odbija sie przerazenie. Wiec trzymaja sie mocno pod reke, na wypadek gdyby okolicznosci sie sprzysiegly, zeby ich rozlaczyc. A oto kobieta z wielkim bukietem roz w ramionach, jeszcze olsniewajacym, lecz pogniecionym w tloku. Kwiaty sa za ciezkie, wiec jakby z nawyku rozglada sie za kims, komu je zawsze dotad oddawala, moze za swoim szoferem. Ale nie ma tu ani szofera, ani auta. Nie wiadomo, w jaki sposob znalazla sie w tym tramwaju, kto ja do niego wepchnal. Biale futro natarczywie rzuca sie w oczy na tle ciemnych palt; gdyby ktos na nia czekal, dostrzeglby ja od razu.

Lecz nikt nie czeka i nawet nikt sie na nia nie gapi, ani gwardzisci, ani policjant. Juz ja zaslonili nastepni, chudzi, grubi, jeden brzydszy od drugiego. A ona, ta piekna kobieta w futrze? Mozna i w niej doszukac sie jakiegos defektu urody? Owszem. Opuchniete powieki, lzy rozmazane na twarzy, zacieki od tuszu do rzes. Chcialaby pewnie zaraz dzwonic do swojego agenta, zeby ja stad, na milosc boska, czym predzej wyciagnal. Ale gdzie telefon? Moze w kawiarni naprzeciwko? Gwardzisci zastepuja jej droge: nie wolno tam chodzic, i zreszta nie ma po co, bo kawiarnia jest nieczynna. Skoro tak, kobieta w futrze powola sie na notariusza, podajac jego nazwisko i adres. Mrugnawszy jeden do drugiego, obiecuja powiadomic notariusza o jej przybyciu. Bez trudu moglaby zgadnac, ze nic dla niej nie zrobia, lecz jednak na cos liczy, bo nie miesci jej sie w glowie, ze urok glosu i spojrzenia stracil moc. Przy najlepszej woli dwaj gwardzisci zapytaliby co najwyzej o zdanie policjanta. Gdyby nie obawiali sie zawracac mu glowy glupstwami. Albowiem policjant od poczatku jawnie lekcewazyl gwardie. Podniosly nastroj wcale mu sie nie udzielal. Opedzal sie od porzadkowych, wspolpraca go nie pociagala i zamiast wykonywania polecen komendanta wolal raczej sam je wydawac, lecz i to niechetnie. Zdani na wlasny rozum, gwardzisci wiedzieli tylko tyle, ze niedopuszczalne jest, zeby tlum sie rozproszyl. Jeden wyjatek zaraz pociagnie za soba nastepne. Znali te zasade od swojego dowodcy w dlugich butach i nie majac nic innego, czego by sie mozna bylo uchwycic, ani doswiadczenia, ani wlasnych opinii, musieli przestrzegac jej slepo.

Trudno bylo utrzymac porzadek samym krzykiem, golymi rekami. Kilku od razu zachryplo. Ogloszono tlumowi zarzadzenie o konfiskacie lasek i rzeczywiscie laski zostaly zlozone we wskazanym miejscu, wszystkie, nie wylaczajac tej bialej, po czym w rekach gwardzistow staly sie narzedziem utrzymania porzadku: palkami niewiele gorszymi od tej utraconej nad ranem przez komendanta, ktorej zreszta usilnie szukano, lecz nie znaleziono. W sytuacji, jaka stala sie udzialem porzadkowych, raz po raz trzeba sie bylo na kogos zamachnac, zeby dodac sobie pewnosci, ktorej nigdy dosc. Wypatrujac swojego dowodcy, gwardzisci nagle odkryli, ze zostali sami. Komendant ulotnil sie nie wiedziec kiedy, nie wiedziec w jakim celu. Zniknal, przed nikim sie nie opowiadajac, i pozostalo zywic nadzieje, ze przebywa gdzies niedaleko: przestrzeni jest przeciez tak niewiele. Podwladni widza, ze teraz porzadek opiera sie juz tylko na ich skrupulatnosci, inaczej mowiac, na ciosach ich palek, i tak bedzie, powiedzmy, przez najblizsze pol godziny. Az komendant, oszolomiony wladza i sukcesem, zbiegnie z powrotem po kuchennych schodach oficyny pod siodemka, w pospiechu dopinajac na marynarce wojskowy pas.

Nie wiadomo, o ktorej obudzili sie w hotelu lotnicy. Z urzedu przeprowadzali inspekcje lotniczych garnizonow, a po szczegolnie udanych bankietach zdarzalo im sie czasem ocknac w zupelnie obcym miejscu. Wyrwani ze snu, przez jakis czas wpatrywali sie w oslupieniu w anonimowe sciany hotelowego numeru, pokryte nic im nie mowiaca tapeta w paski. Dlugo wygrzebywali sie z poscieli w pogniecionych kalesonach i probowali sobie przypomniec, jakim sposobem tu trafili, ale pamiec przechowala jedynie okragle zero na dachu tramwaju, z ktorego wysiedli o swicie. Nasluchiwali wiec, nic nie pojmujac. Wygladali przez okna i nie wierzyli wlasnym oczom. Zapewne potem juz golili sie w najwiekszym pospiechu, klnac, zacinajac sie i pozyczajac sobie nawzajem brylke alunu. Zdumieni, ze nie ma u kogo zamowic sniadania, dopijali resztki kawy z wlasnych termosow i przy stoliku obok pustej recepcji szybko przerzucali nieaktualne gazety, ktorych szelest nie mogl im wiele wyjasnic. Walizkowa krotkofalowka odmowila adiutantowi posluszenstwa i od tej chwili milczala glucho, nawet kiedy sam general probowal zrobic z niej uzytek. Drzwi frontowe lotnicy zastali zamkniete na klucz. Obsluga najwyrazniej uciekla do domow. Zeby sie

Вы читаете Skaza
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату