wydostac, musieli wywazyc drzwi wspolnymi silami.

Wkrotce potem stawili sie w urzedzie okregowym, w mundurach zapietych na ostatni guzik. Przemierzali amfilady pustych pomieszczen, az doszli do gabinetu naczelnika na najwyzszym pietrze. Okno otworzylo sie w nim samo i firanka powiewala na zewnatrz niczym biala flaga wywieszona na znak kapitulacji. Widac ja bylo takze z placu, samotna posrod tylu innych flag, bijacych po oczach jaskrawoscia narodowych barw. Przeciag zrzucil jakies papiery z biurka na podloge. Stapajac po tych dokumentach bez ceremonii, jak po niepotrzebnej makulaturze, oficerowie otoczyli czarny aparat telefoniczny i po kolei probowali porozumiec sie z dowodztwem sobie tylko znanego lotniska, wrzeszczac do sluchawki. Wsrod suchych trzaskow na linii odezwal sie wreszcie jakis daleki, ledwie slyszalny glos i obiecal przyslac po nich helikopter. Przyleci po obiedzie, powtarzali jeden drugiemu bez cienia obawy, ze helikopter nie trafi. Mozna bylo watpic, czy wszystko dobrze zrozumieli i czy to zlozone nie wiadomo przez kogo przyrzeczenie zostanie dotrzymane. Wystarczylo spojrzec przez okno w niebo nad placem, zeby zrozumiec, ze warunki pogodowe temu nie sprzyjaja. Maszyna musialaby przebijac sie przez masywna pokrywe chmur snieznych, przez te gesta, wszechobecna zawiesine, ktora brudna biela przeslanialaby pilotowi nie tylko siatke wspolrzednych geograficznych, lecz takze porzadek dat z kalendarza.

Lotnicy rozsiedli sie na krzeslach i na kanapach. Zaczeli czekac nie wiadomo na co, wysadzeni z kolein swych codziennych spraw, tak samo zblakani jak ci uchodzcy koczujacy na dole, na placu. Ziewali, przeciagali sie, strzepywali z mundurow biurowy kurz. Skracali sobie czas stosownie do rangi: general bebnil palcami w stol, major gwizdal, spacerujac od sciany do sciany z rekami wbitymi w kieszenie, kapitan wyciagnal kulki do gry, a porucznik zaczal z urzedowych papierow robic male papierowe samolociki i wypuszczac je przez uchylone okno raz po raz, poki rama okienna nie przyciela mu palcow, wtedy zaklal i przestal. Mimo wszystko lotnikom wiodlo sie przeciez lepiej niz uchodzcom, juz chocby dlatego, ze nie byli ubrani w ciemne palta na watolinie, tak jak pomiatani szeregowcy odleglej katastrofy, tylko przeciwnie, w dobrze uszyte oficerskie mundury, na ktorych widok reka policjanta juz o swicie sama uniosla sie do lsniacego daszka czapki. Elegancja narzucala szacunek. W naturalny sposob zapewniala cialom lekkosc i nieograniczona swobode, te byly wiec jak zawsze gotowe bez wysilku wzniesc sie w przestworza, nie mowiac juz nawet o wstepowaniu po zwyklych schodach na ktores tam pietro w budynku urzedu okregowego. Podczas gdy przeznaczeniem przekletych palt na watolinie bylo zstapic ze stopni tramwaju jeszcze nizej i osiasc wsrod wyziewow naftaliny, ktore takze snuly sie tuz przy ziemi, ciezsze od czystego powietrza, a zamkniete kolo tramwajowych torow wyznaczalo im bezwzgledna granice. Palta szybko obrocily sie w zszargany, nieforemny, wypchany watolina znak obcosci, balast ciazacy na ramionach po to jedynie, by przybyly tlum raz na zawsze opadl, jak zatopiony, na brukowane kostka dno placu.

Korzystajac z rzadkich przywilejow, lotnicy zdawali sie jednak nie dostrzegac ich wcale albo tez nie cenic, nie tylko w ich mniemaniu byly one bowiem oczywiste i az nadto zasluzone. Ale to wlasnie dla mundurow znalazlo sie miejsce w miekkich fotelach. Nie zas dla cial, ktore mogly zazywac wygod jedynie przy okazji, choc pelne wlasciwej sobie pychy i zludnej wiary, ze swiat im sie sciele do nog. W istocie przeciez slal sie do nogawic mundurowych spodni, do wyglansowanych mundurowych butow. Czym bez oficerskich dystynkcji bylby gruby generalski brzuch, czym chude zebra adiutanta? Na wrazliwej rozowej skorze nie zostal zapisany zaden znak, zadne przeslanie dla losu. Kazda powloka wydaje sie rownie odpowiednim kostiumem w okolicznosciach naglej smierci i szczesliwego ocalenia, w scenach wywyzszenia i hanby. Cialo o niczym nie przesadza i dlatego niewiele znaczy. A skoro tak, to mimo ladnie przystrzyzonego wasa, mimo chlodnego blasku pewnosci bijacego z oczu, mimo smialych ruchow i uprzejmej arogancji, barwiacej w naturalny sposob kazda kwestie, zanim wydostanie sie z ust, ciala pasowalyby wszedzie. Rownie dobrze do wygodnych foteli, do rozlozystego biurka, na ktorym aparat telefoniczny jest pod reka, jak i do golego bruku tam na dole, gdzie nie ma dostepu do telefonu nawet w sprawach najwyzszej wagi. Jakaz wiec okolicznosc moglaby nadac cialu znaczenie i okreslic jego mozliwosci, jesli nie ta najwazniejsza, na ktora sklada sie gatunek tkaniny i kroj?

Obraz wysiadajacych z tramwaju uchodzcow w ciemnych paltach, tych ofiar nieznanej zapasci, ktore pod wplywem naglego zwrotu fabuly utracily, razem z dachem nad glowa, wolna reke do prowadzenia wlasnych spraw i nalezny szacunek, od poczatku domagal sie stosownej przeciwwagi. Totez obecnosc paru dobrze wygladajacych oficerow wydawala sie wszystkim swiadkom wydarzen, a zwlaszcza obroncom miejscowego porzadku, okolicznoscia nieprzypadkowa, dziejowa koniecznoscia, na swoj sposob oczywista, dobrze osadzona w znanych kazdemu realiach, na tle zoltawych tynkow. A skoro widziano tych oficerow, jak w nieskazitelnych mundurach wstepowali w progi urzedu, to nikt nie watpil, ze oni wiedza najlepiej, co dalej nalezy czynic.

General lotnictwa z racji swej rangi i szamerunkow byl wiec zmuszony przyjac w gabinecie naczelnika raport od dowodcy gwardii porzadkowej. Poklepal go nawet po ramieniu, poczestowal papierosem z eleganckim ustnikiem i sprobowal dyskretnie sie wywiedziec, co sie tu w ogole dzieje, od samego bowiem poczatku nie rozumial nic: w jego historyjce, tej, z ktorej sie wzial i do ktorej zamierzal powrocic, panowaly najlepsze wojskowe porzadki, do niczego innego nie byl przyzwyczajony. Chetnie mu udzielono wyczerpujacych wyjasnien, z ktorych zrozumial jeszcze mniej. Gwardzisci, stojacy dwuszeregiem w korytarzu urzedu, na rozkaz dowodcy wzniesli stosowny okrzyk, po ktorym ze sciany spadl jakis zakurzony obrazek. A skoro tego oczekiwano, general osobiscie wydal komende „spocznij”. Mogl zadac duzo wiecej, zolnierze ci z cala gorliwoscia wykonaliby kazda bez wyjatku komende ozlocona blaskiem szamerunkow na jego kolnierzu. Lecz zadnej innej juz nie raczyl wydac.

Ledwie odmaszerowala, tupiac na schodach, kolumna gwardii porzadkowej, przed gabinetem naczelnika ustawila sie kolejka petentow. Na przyklad piekarz w bialym fartuchu gotow byl upiec bulki dla uchodzcow nawet natychmiast, jesliby w imieniu urzedu obiecano mu zwrot kosztow. Czesc kalkulacji przedstawil od reki, wypisujac w slupkach cyfry na papierze, a druga czescia z nikim sie nie dzielil, zachowal ja dla siebie jako tajemnice handlowa firmy. Otoz rano zakupil spore ilosci maki na zapas, ale ze po otwarciu workow wydala mu sie podejrzanej jakosci, najchetniej bylby sie jej szybko pozbyl, z pozytkiem dla siebie i dla ogolu. Lotnicy nie chcieli rozmawiac z piekarzem o kosztorysach, na ktorych sie nie rozumieli, a przede wszystkim nie byli przyzwyczajeni zaprzatac sobie nimi glow. Bulki nakazali upiec czym predzej. Zeby to bylo calkiem jasne, ze chodzi o obowiazek, general uderzyl nawet piescia w stol, po czym, uznajac sprawe za zamknieta, rozkazal piekarzowi odmaszerowac.

Aptekarz zameldowal sie z podaniem o specjalny przydzial srodkow opatrunkowych z puli urzedu, na wypadek gdyby na przyklad doszlo do zamieszek, czego, jak sugerowal, wobec naplywu obcych nie da sie wykluczyc. Zadanie wydalo sie uprawnione, gdy poparl je argumentem, ze ofiary zamieszek nigdy za siebie nie placa. Wiec w razie czego nie chcial pokrywac z wlasnej kieszeni zadnych kosztow; general musial mu przyznac, ze nie bylo powodu, zeby wlasnie od niego oczekiwac szczegolnych poswiecen. Skoro aptekarz potrafil wskazac drzwi magazynu, w ktorym przechowywano srodki opatrunkowe, z portierni zostaly przyniesione odpowiednie klucze i drzwi komisyjnie otwarto. Ale magazyn okazal sie pusty, jedna jedyna paczka bandazy walala sie gdzies w kacie, a zamiast sterylnej gazy znaleziono na polkach karton czekolady w tabliczkach, przy czym jedna z tabliczek byla nawet rozpakowana, nadgryziona i na powrot zawinieta w pogniecione sreberko.

Jako trzeci w kolejnosci wszedl do gabinetu notariusz. Zdajac sobie sprawe, ze rozwiazanie jego klopotu nie lezy w gestii urzedu, chcial tylko zlozyc zawiadomienie o zaginieciu syna. Powolywal sie na policjanta, ktory twierdzil, ze sam jest w tej kwestii bezradny. Wtedy ktorys z lotnikow, byc moze wlasnie ten, ktory bez przerwy ziewal, przypomnial sobie, ze nie tak dawno widzial przez okno dwoch chlopcow, mniejszego i wiekszego, stapajacych po dachu ktoregos z budynkow. General wysluchal go z uwaga. Uprzejmym gestem wziawszy zatroskanego ojca pod lokiec, podprowadzil go do okna. Przez chwile wszyscy z uwaga wpatrywali sie w dachy. Ale chlopcow tam nie bylo. Wiadomosc, ktora pochodzila od ziewajacego oficera, wydawala sie mglista i niezbyt prawdopodobna, mozna bylo nawet pomyslec, ze cos mu sie przysnilo. Wiec sprawa notariusza dalej stala w miejscu, a jego niepokoj nie zostal usmierzony.

Piekarz takze przezywal rozterke, nie wiedzial, czy dla jego firmy lepiej bedzie, jesli upiecze rzeczonych bulek jak najmniej, czy tez oplaci sie raczej zuzyc od razu caly surowiec. Bo mozna, na wszelki wypadek, upiec niewiele, zeby tylko uczynic zadosc woli generala, lecz jesli sie po powrocie naczelnika okaze, ze urzad zwraca koszty, to pozostanie tylko gorzki zal za stracona okazja do uplynnienia calego tego kramu, przekletego zapasu zle kupionej, falszowanej maki. Z drugiej strony piekarz sie niepokoil, ze jesli do konca zuzyje ten niewydarzony surowiec, jesli uchodzcy zjedza wszystko, a potem urzad odmowi mu zwrotu nakladow, to przeciez zmarnuja sie do reszty pieniadze, ktore zostaly z rana wydane tak nieopatrznie na fali powszechnej paniki. Z ostroznosci upieczono wiec w koncu na probe niewielka partie bulek, wylacznie dla dzieci z sierocinca. Podobno do tego daru lotnicy dolozyli od siebie hojny przydzial czekolady do rozdania, po tabliczce na glowe, o czym pogloska rozniosla sie szybko, wyprzedzajac samo zdarzenie. Niektorzy z miejscowych, slyszac o czekoladzie, pukali sie w czolo, tak jak wtedy, kiedy mialy przyjechac taksowki, i pytali drwiaco, czy czekolada tez bedzie amerykanska. Inni juz nawet o niej

Вы читаете Skaza
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату