Ale dwoje starszych dzieci niczego sie jeszcze nie domysla. Podczas gdy policjant zajmie sie legitymowaniem doroslych, beda karmic kanarka skorka od chleba, wsunieta miedzy prety klatki, beztrosko porzuciwszy swoje pakunki na trotuarze. Kanarek, zmeczony podroza, stroszy sie i odwraca do nich ogonem. Wobec tego pozostalo im tylko biegac w kolko. Totez biegaja do upadlego, smiejac sie jak szalone. Uszczesliwione wlasnym nieposluszenstwem, chca teraz dla zabawy uciekac matce i z daleka robic glupie miny do ojca – ktory chodzi wokol placu i silac sie na grzecznosc, co oczywiste w jego sytuacji, rozpytuje o jakis kat do wynajecia. Matce tymczasem brak juz sil. Zmeczona, siada na walizkach, choc jeszcze chetniej bylaby sie polozyla. Jest w zaawansowanej ciazy, palto jej sie nie dopina na brzuchu, w kazdej chwili mozna spodziewac sie rozwiazania. Dzieci beda chowac sie za rogiem i wracac, zgrzane, spocone, az w koncu, wyczerpane wlasna wesoloscia, rozplacza sie gorzko. I widac, ze ich smiech nic nie znaczyl, bo tylko ten placz liczy sie naprawde.
Do wynajecia nic nie ma i byc nie moze, i kazdy stroz bez mrugniecia okiem odesle ojca rodziny do nastepnej bramy. Chocby z powodu tej czapki z nausznikami i grubego zimowego palta, roztaczajacego zapach naftaliny, ktory od razu zwraca uwage i budzi nieufnosc. Obcosc zawsze bije w oczy z daleka, choc trudno powiedziec, po czym sie ja rozpoznaje, jesli nie po jakichs nieuchwytnych cechach kroju i tkaniny. A coz to za fason i coz to za sukno, jak w ogole mozna w czyms takim chodzic – taka mysl sama cisnie sie do glowy strozom, a zwlaszcza ich zonom. Co do gornych okien, tych od frontu, nie widac stamtad zbyt wielu szczegolow, lecz i tak pierwsza rzecza, jaka zauwaza zaniepokojeni lokatorzy, jest obcosc tych kilku palt, razacych jak ciemne atramentowe kleksy na czystym trotuarze, rowno jak papier kancelaryjny pokratkowanym w desen z chodnikowych plyt. Tak przeto w kwestii obcosci miejscowym wystarczy jeden rzut oka, nawyklego do rozpoznawania wszelkich jej odcieni, od umyslu nie wymaga to zadnego wysilku i trudno sie przy tym pomylic. Stroje przyjezdnych nie wtapiaja sie miekko w tlo, przeciwnie, uderzajaco i wyraziscie ciemne, odcinaja sie od niego drazniacym oko ostrym konturem, i od razu widac, ze nie naleza do tej historii. Obcosc, zasklepiona w sobie, z niczego sie nie potrafi wytlumaczyc, choc wniosla w pejzaz plame tak niepokojaca, ze az zakrawa to na rozmyslna prowokacje. Obcosc jest obca, i wlasnie to stanowi o jej istocie.
Za firankami tymczasem przybywa irytacji. Jesli jestem jedna z tych szanujacych sie gospodyn, ktore z okna sledza poczynania przyjezdnych, moim zdaniem dzieci powinny przede wszystkim wiedziec, ze nie sa u siebie. Od tego bowiem, czy sa u siebie, zalezy, ile im wolno. A jesli tego nie rozumieja, wina jest bez watpienia po stronie doroslych. Ci jednak, jak widac, zajeci sa tylko soba i tym, co im sie gdzie indziej przytrafilo, a co tutaj nikogo nie obchodzi. Czy to malo kazdy ma starych, miejscowych zmartwien? Nowego klopotu nam nie potrzeba. A przeciez w koncu liczyc sie nalezy i z tym, ze za przyjezdnymi, zakutanymi w palta, szaliki i czapki z nausznikami, nadciagnie obcy tutejszej atmosferze surowy klimat: zamiecie sniezne albo trzaskajacy mroz. Mozna jeszcze tylko miec nadzieje, ze gdy przywleczone przez nich watki zostana od razu krotko uciete, to przybysze posiedza przez jakis czas na walizkach, a potem, nie majac sie o co zaczepic, znikna razem z nimi. Ot, po prostu, rozplyna sie w powietrzu, kladac kres nieoczekiwanemu zalamaniu porzadku, i wczesniejszy stan rzeczy zostanie szczesliwie przywrocony. Oczywiste jest wiec, ze nie powinna im sie dostac nawet najciasniejsza izba. Zreszta dla marnych paru groszy, ktore do jutra moga jeszcze stracic na wartosci, nikt sie nie zechce narazac na klopoty, na przyklad takie, ze lodowaty przeciag rozhula mu sie po pokojach, a caly zapas wegla w piwnicy pojdzie z dymem w pare dni. Dlaczego mieliby na to pozwolic, kiedy jest wiecej niz prawdopodobne, ze pech, ktory raz juz wygnal te cieplo ubrane postacie z ich domow, bedzie je nadal trzymal w swojej mocy.
Cokolwiek by sadzic o historyjce toczacej sie wokol placu, pomyslana zostala jako rzecz lekka i gladka, i nikomu to nie przeszkadzalo. Daloby sie ja opowiedziec w tonie powsciagliwym, bez drzenia rak, bez koniecznosci roztrzasania dramatycznych kwestii. Jesli nawet bylo w niej troche bolu, to podszytego smiesznoscia. A jesli pojawil sie policjant, to tylko dla swych zabawnych wlasciwosci, inaczej mowiac, po to, by puszyl sie w przyciasnym mundurze. Przystojny student potrzebny byl dla rownowagi, zeby i sluzaca miala sie w kim podkochiwac. Wszystko to skrojone na srednia miare, tak zeby nie mozna sie bylo udusic ze smiechu i zeby nie przelala sie ani jedna lza. Cierpienia nie przybieraly w niej rozmiarow, przy ktorych zasoby wspolczucia musialyby sie od razu wyczerpac, przeczac opinii, ze sa nieskonczone. Czy komus to wadzilo, ze notariusz podszczypuje sluzaca, ze ta wzdycha do studenta, a za nia wodzi oczami policjant? Coz z tego, ze umeczone nadwaga cialo odmowilo juz notariuszowi posluszenstwa, ze studentowi nie przynosza chluby profesorskie wpisy w jego indeksie ani tez ekscesy, w ktorych sie wyroznil. Coz z tego, ze policjant, znekany pomijaniem w awansach, stracil serce do sluzby i poprzestal na pozorach sumiennosci. Nikomu nie przeszkadzaly ciastka z kremem w oszklonym bufecie, chocby trafilo sie wsrod nich jedno czy drugie niejadalne. Nie bylo zadnej skargi.
Najlepiej, zeby przyjezdni odeszli, pozwalajac kontynuowac rozpoczeta opowiesc, do ktorej nie pasuja. Ale wydaje sie raczej, ze z ich powodu wszystkie miejscowe sprawy beda musialy przybrac nowy obrot. Oto bowiem, gdy tramwaj staje znow na przystanku przed urzedem, nastepni zaczynaja z niego wysiadac i wysiadac bez konca, dzwigajac nieksztaltne toboly, ciagnac za soba placzace dzieci. A skoro przypadl im w udziale wyjazd tak niespodziewany, skoro nie wiedzieli, czy kiedys powroca, to musieli przeciez wlozyc na siebie zimowe okrycia. Gdyby ich zapytano o zapach naftaliny, powiedzieliby, ze zabraklo czasu na wietrzenie ubran.
Z okien urzedu najlepiej byloby widac, jak w dole przybywa ciemnych palt na watolinie, a razem z nimi tobolow, kufrow, walizek. Tych kilka pierwszych ciemnych kleksow widocznych na tle chodnikowych plyt w krotkim czasie rozlalo sie w duza atramentowa plame. Patrzac z wysoka, mozna by sie przekonac, jak wielu przyjezdnych koczuje juz na placu i ilu wciaz jeszcze wysiada z tramwaju. Trzesaca sie staruszka utknela na stopniach, ale nie potrzeba jej wcale pomocy, ta pierwszoklasistka z warkoczykami jest razem z nia, zaraz ja wesprze. Niestety, nigdzie nie ma zadnej laweczki, na ktorej babcia moglaby usiasc, choc tylko tego pragnie. Niewidomy w ciemnych okularach obstukuje stopien biala laska, nim odwazy sie oprzec na nim noge. Jedna reke majac zawsze zajeta, mogl zabrac ze soba tylko mala walizeczke; wlasciwie futeral od skrzypiec, i trudno byloby zgadnac, co w nim schowal – prowiant, zmiane bielizny czy instrument. A za nim wysypuje sie z tramwaju gromada dzieci z zalobnymi opaskami na rekawach. Poszturchuja sie, przepychaja i halasuja – to sierociniec, widac i on sie zawalil. Czern gdzieniegdzie jest jeszcze calkiem swieza, inne opaski zdazyly juz wyplowiec, a kazda zapewne uszyla kiedys w odruchu serca jakas litosciwa ciotka, przybita naglym nieszczesciem w rodzinie. Chcialaby moze byc bardziej uzyteczna, ale zabraklo sil, a skoro nie mogla wziac sieroty na wychowanie, to tylko czarna fastryga przymocowala zalobe do rekawa i tak juz zostalo.
Zszarzala czern nikogo nie wzrusza, raczej nabiera pospolitosci, kiedy narzuca sie na co drugim rekawie. Lokatorzy przystaneli przed bramami swoich domow i przygladaja sie tym, ktorzy domow juz nie maja. Byc moze odczuwaja przy tym cos w rodzaju wspolczucia, lecz jesli jestem jednym z tych gapiow poruszonych wlasna dobrocia, to po chwili zazenowanie kaze mi odwrocic wzrok. Wspolczucie, calkiem wyzute z uczynnosci, wyda mi sie krepujace i niepotrzebne. Przyjdzie mi raczej do glowy, ze mamy za miekkie serca, ot co. Czyz zreszta litosc nie jest zalosna sama w sobie? I dla kogo ta litosc? Dla zbyt licznej gromady, w ktorej kazda postac nosi jakis rys brzydoty, odpowiadajacy defektom garderoby; domysl, ze kryje sie za nim wada charakteru, sam sie narzuca. Pierwsze wrazenie jest niekorzystne. Za duzi albo za mali, za chudzi albo za grubi. Im wiecej tych postaci, tym jawniej brzydota udziela sie wszystkim po rowno.
Przemnozone przez odpowiednio duza liczbe defekty aparycji obciazaja caly ten tlum jak zbiorowa wina. A ze pod wzgledem liczebnosci przyjezdni nie ustepuja mieszkancom kamienic, ci poczuja sie przytloczeni i bezsilni wobec nieprzyjemnej zmiany, jaka bez ostrzezenia przynioslo im spokojne przedpoludnie. I wzbiera w nich zal, bo widza przeciez, ze to przede wszystkim im samym stala sie krzywda. Zmiana zostala narzucona kosztem naleznej im przestrzeni. Nie mowiac juz nawet o tym, ze ich klomb, ozdoba placu, w tych warunkach nie ma szansy przetrwac. Lecz na bolesne pytanie, dlaczego to wlasnie pod ich oknami koczuja uchodzcy, nie bedzie zadnej odpowiedzi. Jesli to moja historyjka, patrze na rozwoj wydarzen z niechecia i rezygnacja. Nie po to kursowal w niej tramwaj, zeby tu przywiezc nieszczesny tlum. A teraz juz stalo sie to, co sie stalo, i nie da sie tego zmienic.
Liczebnosc tej nieproszonej masy przerazilaby referentow, gdyby wczesniej nie opuscili swoich punktow obserwacyjnych w biurze, przy oknach wychodzacych na plac. Zauwazyliby wowczas, ze calkiem zniknela z oczu zielen trawnika, bo wszystko zaslonily palta, mnostwo ciemnego sukna, czern i granat, pod spodem niewidoczna watolina, glebiej – sliska podszewka. Na tym nie koniec, pod podszewka kolejne warstwy tkanin, az po barchan. Materia wlokien rozmaitych rodzajow maci czystosc przestrzeni, w swym nadmiarze upchnieta w niej ciasno, razem z nadmiarem postaci. Pod oslona nieprzejrzystej kurtyny pomieszanych odcieni i faktur przyjezdni wlasnie zadeptuja, byc moze, klomb. Spogladajac teraz na plac, referenci, a zwlaszcza ich kierownicy, musieliby zadac sobie urzedowe pytanie, co to za ludzie, skad sie wzieli i co nalezy z nimi zrobic. Czy wyprawic ich niezwlocznie tam, skad przybyli, czy tez przeciwnie, otworzyc w urzedzie okienko, w ktorym przyjmowaloby sie od nich podania