blyskiem w oczach przepychaly sie grupki gimnazjalistow, ktorych dla wyjatkowosci sytuacji politycznej rozpuszczono do domow, takze syn notariusza ukazal sie na chwile w tlumie, tuz przed oknem kawiarni. Dryfujac z pradem, w zamglonych okularkach, przeplynal i zniknal. Juz zaslonili go nastepni. Ponad glosniejszy niz zwykle, wzbierajacy jak goraczka szum uliczny wybil sie schrypniety glos gazeciarza, i pierwsze egzemplarze dodatku nadzwyczajnego pojawily sie w rekach przechodniow. Zanim wrocil kelner, wyslany po te gazete, dal sie slyszec przerazliwy skowyt psa, a potem policyjny gwizdek rozdarl powietrze. Gazeciarz – niedorostek w krotkich spodniach, syn praczki – wyrwal sie z cizby i uciekal na zlamanie karku, choc nikt go nie gonil. Lecz niejasnosc tych zdarzen byla niczym wobec niejasnosci ogolnej sytuacji, i nawet tresc dodatku nadzwyczajnego, ktory kelner polozyl w koncu na kazdym z trzech stolikow, wydawala sie niepojeta.
Odczytywane na glos wielkie tytuly, ktorymi przez chwile przerzucali sie trzej goscie w kawiarni, niewiele mogly wyjasnic. Zamieszczone pod nimi komentarze plataly sie w sprzecznosciach. A skoro juz wszystko obrocilo sie do gory nogami, to z lekka sepleniacy kelner pozwolil sobie nawet dorzucic unizenie swoje trzy grosze do krotkiego dialogu, jaki rozwinal sie przy stolikach, bo wiedzial, ze nie jest stratny. W kieszeni mial troche bilonu, dokladniej – trzy monety, ktore przyjal od gosci i zatrzymal, zadowolony, ze w zamieszaniu gazety dostaly mu sie za darmo. Zdecydowany przede wszystkim zadbac sam o siebie, liczyl na to, ze zaraz bedzie mial wolne: zadzwoni wlasciciel i kaze mu zamknac lokal. Student takze zdawal sie obserwowac przez okno kawiarni zamet na placu. Patrzyl jednak wyzej. Ponad zametem ogladal spokojne niebo, obiecujaco blekitne, bez jednej chmurki.
Tchnienie mrozu na karku uprzytomnilo notariuszowi, ze jest juz na wszystko za pozno. Scierpla mu skora, a chwile pozniej poczul bol w okolicy serca. Wrocil wiec do domu, powloczac nogami. Na schodach przystawal co pare stopni i mocno trzymal sie poreczy. Kiedy nareszcie wdrapal sie na swoje pierwsze pietro, powinien byl rzucic choc slowko wystraszonej zonie. Ale nie mial juz na to sily, wyjal tylko z portfela plik banknotow i zarzadzil, by sluzaca czym predzej poczynila zapasy. Potem bez konca krecil galkami radia. Oprocz dalekich obcojezycznych komentarzy, pelnych wymownej niewiedzy, zlowil tylko trzaski i szumy. Jesli jestem notariuszem, wszystko teraz zaczelo mi wadzic. Buty cisna, uwiera kolnierzyk i razi swiatlo dnia. Zaciagam story, zapalam nocna lampke. Nowy obrot spraw, jak mogloby sie wydawac, niespodziewany, od tygodni, a moze i miesiecy widoczny byl w tle, jako perspektywa niemila, ale prawdopodobna. Zycie toczylo sie ze spokojem tuz obok jakiejs szczegolnie groznej ewentualnosci, jak to zwykle bywa. Jesli tylko nie oblecze sie ona w fakty, to koszt przedsiewzietych zabezpieczen wyda sie potem nadmierny, a decyzje notariusza, przesadzone i pozalowania godne, nazwane zostana panikarskimi. Lecz jesli, przeciwnie, z czasem najwiekszym i niewybaczalnym bledem okaze sie brak ostroznosci? Cokolwiek by zrobic, zawsze wychodzi sie albo na tchorzliwego asekuranta, albo na nieodpowiedzialnego hazardziste, i trudno utrzymac sie pomiedzy skrajnosciami. Lecz nie za sprawa wlasnej natury, tylko dlatego, ze zycie jest tak zle wywazone. Ciezar odpowiedzialnosci za pomyslnosc wlasna i rodziny to ciezar pytan bez odpowiedzi. Caly sie bierze stad, ze w kwestiach najwyzszej wagi mozliwe jest tylko zgadywanie. Do wczoraj dostepne byly jeszcze pewne specjalne wyjscia, pewne furtki jeszcze byly otwarte dla najbardziej zaniepokojonych, lecz raptem sie zamknely, wszystkie naraz zatrzasnely sie z hukiem; w ten to sposob notariusz razem z rodzina znalazl sie w pulapce.
Student w swojej ciasnej mansardzie lezal spokojnie na poslanym lozku, palac papierosa i wydmuchujac pod sufit rowniutkie koleczka blekitnego dymu. On takze mial radio i slyszal te same szumy i trzaski, co jednak wydawalo mu sie calkowicie naturalne i jego zdaniem zapowiadalo pomyslny obrot spraw. Zjadlszy dopiero co solidne sniadanie, nie troszczyl sie o make ani o cukier, zapatrzony w pogodne niebo nad oknem, pewny, ze bedzie jadal do syta takze w przyszlosci, ktora dopiero teraz stawala sie naprawde obiecujaca. Student musial wyczuc, ze cokolwiek czeka innych, jego watek znajdzie sie na wierzchu, jak mocny powroz, w sam raz odpowiedni do zwiazania w peczek wszystkich pozostalych.
Zywnosci wkrotce zabraklo w okolicznych sklepikach. Sluzaca od notariusza, uszczesliwiona, ze sie powiodlo, z pomoca stroza przydzwigala ostatni worek maki, metr kartofli i polec sloniny. Dla spoznionych pojawil sie z cala gotowoscia czarny rynek i jego paskarskie ceny. Rekwizyty, ktore sie tam znalazly, wszystkie te nadliczbowe i wczesniej nieprzewidziane worki z maka i cukrem, sporzadzono w pospiechu, niejako pod presja okolicznosci wymykajacych sie spod kontroli. Ci, ktorzy musieli owe worki szybko napelnic, siegneli po gips i piasek w ilosciach tym razem juz hurtowych, w nadziei, ze zanim rzecz sie wyda, kolejne wypadki odbiora jej znamiona waznosci.
Notariusz zapytuje sam siebie, dlaczego przez tak dlugi czas nie podjal zadnych krokow, skoro nalezal do najbardziej zaniepokojonych. Serce wprost odmawia mu posluszenstwa, to zamierajac, to znow bijac co sil. Dlaczego mianowicie nie pozbyl sie w pore tych przekletych obligacji panstwowych, chocby nawet ze strata? Dlaczego nie zamknal kancelarii, nie ulokowal kapitalu we frankach szwajcarskich i nie zlikwidowal zawczasu mieszkania na pierwszym pietrze pod siodemka? Zdazyl juz zapomniec o pewnych istotnych okolicznosciach, wiec nie moze pojac, jak to sie stalo, ze ponoszac odpowiedzialnosc za byt rodziny, za przyszlosc dzieci, pozwolil sobie na tak ryzykowna zwloke, choc przez caly czas dobrze wiedzial, co nalezy uczynic. Nigdy nie zamierzal uciekac na lodowata polnoc. Tylko na cieple poludnie. I wszystko rozbilo sie wlasnie o to, ze musialby sprawic sobie jasny, lekki garnitur, odpowiedni do lekkiego zycia w jasnych, poludniowych krajach. Odkladal cala rzecz na pozniej, do czasu, kiedy na miejscu kina zostanie otwarty magazyn mod, sklep z gotowa konfekcja. Okoliczni mieszkancy nie rozumieli, ze to niemozliwe. Gdyby wolno bylo wybierac sobie stroje wedle uznania, byc tym albo tamtym, bo tak sie komus podoba, historyjka musialaby sie rozsypac od razu po zawiazaniu akcji.
Juz kwadrans po dziesiatej, odbierajac w kawiarni pierwszy telefon, notariusz pytal sam siebie, czemu zycie jest tak trudne. Trudne, a przy tym bez znaczenia, i w tym okrutne, ze dzwiganie jego ciezaru niczemu nie sluzy. A skoro jest bez znaczenia, czemu nie uczyniono go lzejszym? Notariusz czuje, ze zbliza sie chwila, kiedy bedzie musial przyjac warunki kapitulacji i z lustra w lazience przestanie scierac krople krwi. Tylko pragnienia, niczym bliscy szalenstwa zolnierze, z powodu pomylki sztabu pozostawieni na straconej pozycji, jeszcze opieraja sie niezwyciezonym silom bezwladu, gdy cala armia od dawna jest w odwrocie.
Marynarka od garnituru znowu wisi na drewnianym ramiaczku, po bokach zwisaja bezwladne rekawy. Notariusz sciaga buty i krawat. W ten sposob kancelaria oddala sie i na dobre znika. Cos mu sie naraz przypomnialo. Zadzwonil na sluzaca. Chce wiedziec, czy syn wrocil do domu. Syn nie wrocil. A zona, czy juz wstala? Siedzi w szlafroku przy oknie, wypatruje syna, raz po raz przecierajac chusteczka zaparowana szybe. Jakby to mgielka jej oddechu sprawiala, ze nie widac go i nie widac. Zona histeryzuje, taka jest opinia notariusza. Chlopak juz dawno wyrosl z aksamitnego ubranka i teraz potrzeba mu samodzielnosci, zeby nie zostal ofiara losu. Jesli jestem notariuszem, w niepamietnych czasach i ja zostalem ofiara losu, bez zadnej glebszej przyczyny niz sama miekkosc aksamitu, niz sam fason, wciaz uwazany przez matke za najodpowiedniejszy, gdy juz nawet mlodsi nosili sie powazniej. Wspomnienie tego zadawnionego wstydu, podobnie jak inne wspomnienia, przypadlo notariuszowi razem z jego doskonalej jakosci garderoba, wszyte w nia jak sztywnik w kolnierzyki koszul. Niestety, zawsze narzuca mu sie ono na sam widok syna, jego okraglych okularkow i niepewnego usmiechu. Nie ulatwia to sprawowania wladzy ojcowskiej. Przyjemniej jest wychowywac dziewczynke.
Wiec coz sie dzieje z dziewczynka? Usnela na kanapie w salonie, zmeczona dlugim placzem. Sluzaca, nie wiedziec czemu, udzielila tego wyjasnienia tonem rozzalonym i nieprzyjaznym, po czym wrocila do swoich spraw. Do pilnowania garnkow. Do rubryki ogloszen matrymonialnych w gazecie sprzed tygodnia. Czyta je ukradkiem, gotowa w kazdej chwili schowac gazete przed pania: wstydzi sie, ze chce dla siebie lepszego losu. Z zapuchnietymi oczami przedziera sie przez drobny druk, wskazujacym palcem popychajac opieszale sylaby. Bez wahania wyszlaby za maz chocby i przed obiadem. Garnki zostawilaby na ogniu, a niech sie przypala. Zdobyte cudem prowianty, wystane w kolejkach, moglaby z miejsca porzucic, tak jak lezaly, upchniete w spizarni. Dosc ma zycia, ktore jej przypadlo w udziale razem z lnianym fartuchem. Prawnikow nie brakuje. Niekoniecznie sa to notariusze, trafiaja sie i sedziowie, i bardziej od nich przystojni adwokaci. Tak wysoko nie mierzy, w kolumnach ogloszen szuka znaku na przyklad od skromnego aplikanta, chetnie niezamoznego. Wystarczy, zeby zapragnal poznac uczciwa i gospodarna, dobrobyt przyjdzie pozniej. Sluzaca latwo zapomina, ze brak jej tego, co najwazniejsze: odpowiedniego stroju, nieodzownego, jesli los ma sie odmienic.
Czyzby sie rozszlochala na nowo? Nie, to nie ona placze. To chlopak od praczki, gazeciarz, w swojej kryjowce na dachu oficyny. Widac i jemu sie nie wiedzie, choc chcialby dla siebie, tak jak kazdy, wszystkiego, co najlepsze. Im mniej kto znaczy, tym bardziej jego milosc wlasna wyda sie wszystkim wokol niestosowna. Lecz nawet chudy kundel, ktory przemyka pod scianami domow i zywi sie ochlapami, bezwstydnie pozada najsmaczniejszych kaskow. Swojego nedznego zycia az tak nie ceni, zeby sie w czymkolwiek ograniczyc z obawy przed ciosem kija. Zaledwie przed godzina sciagnal gdzies peto kielbasy i polknal je na miejscu. A jesli ktos od razu zdzielil go laska