po grzbiecie, to nie po to, zeby naprawic szkode, bo na nia juz nie bylo rady, lecz raczej z naturalnej irytacji, jaka podrzedne figury potrafia wywolac samym faktem posiadania woli i zachcianek.

Umknawszy ze skowytem, kundel przypadkiem podcial nogi gazeciarzowi. Gazety rozsypaly sie przed brama urzedu w chwili, gdy wlasnie opuszczali go w poplochu referenci. Nic ich nie moglo zatrzymac. Naczelnika wcale sie nie bali, tym bardziej ze on pierwszy porzucil swoje obowiazki – od rana nie widziano go w urzedzie. Chlopiec od praczki runal na ziemie w slad za gazetami. Czapka spadla mu z glowy, z jednej kieszeni wylecialo troche bilonu i dwa albo trzy pogniecione papierosy, z innej bezcenny scyzoryk i potezna mutra do skrecania szyn. Papierosy zostaly rozdeptane, scyzoryk z miejsca gdzies zginal. Wielki tytul pod winieta, opatrzony wykrzyknikiem, od razu przyciagnal uwage. Referenci podniesli przybrudzone egzemplarze, tu i owdzie ze sladem obcasa. Gazeciarz potlukl sobie kolana i zdarl skore. Wstawal powoli, a w tym czasie w slad za scyzorykiem zginal mu towar i przepadly pieniadze. Gdy jedna moneta toczy sie po bruku i wpada w szczeline, inna zatrzymuje sie pod czyjas podeszwa, a po gazetach nie ma juz sladu. Zaprzatnieci wlasnymi sprawami przechodnie mogli przeoczyc upadek gazeciarza, ale nie omineliby bezpanskiej monety; samo sumienie kaze sie po nia schylic i podniesc. Wszystko to razem nie trwalo dlugo. Nim sie gazeciarz obejrzal, dosiegla go plajta. Jeszcze przez chwile stal wsrod tlumu, potracany z prawa i z lewa, wycierajac nos rekawem. Jesli jestem policjantem, juz nie mam tu nic do roboty, moge sie tylko z roztargnieniem przygladac zajsciu, stojac na rogu ulicy w przyciasnym mundurze. Jesli jednak jestem gazeciarzem, bede musial za te gazety zaplacic, oddac ostatnie grosze, w suterenie pod osmym wysuplane przez matke z wysluzonej portmonetki, pamietajacej lepsze czasy. Poki jest oszolomiony wypadkiem, trudno przewidziec, czy zal rozleje sie jak nafta z przewroconej banki i wybuchnie plomieniami gniewu, ktorego rozproszone zarzewie zawsze tli sie tu i owdzie. Gazeciarz, obolaly po upadku i ograbiony przez szacowniejszych od siebie, jeszcze tlumi lkanie, a juz owladniety jest bezsilna wsciekloscia. Majac wciaz przy sobie te duza mutre od tramwajowych szyn, chetnie zrobilby z niej uzytek, na przyklad cisnalby nia w ktores z okien urzedu.

Sluzbowa sumiennosc policjanta ma swoje granice: mozliwe, ze przymknalby oko, udal, ze nie widzi. Co prawda, wobec rozmachu wiadomych zajsc, obecnych tu w formie gazetowych sprawozdan, brzek jednej rozbitej szyby to za malo na puente. Caly tuzin szyb takze niewiele by znaczyl. Powiedzmy wiec, ze mutra trafila prosto w godlo panstwowe umieszczone nad brama urzedu. Ostry dzwiek policyjnego gwizdka potwierdzilby taki obrot spraw. Jak sie od razu okazalo, godlo nie bylo odlane z prawdziwego metalu. Dowodem odlamki gipsu powleczonego pozlota walajace sie po trotuarze, korona utracona razem z glowa, dziob osobno. Skoro w gre wchodzilo zniszczenie symbolu, tego samego, za ktory w swoim czasie policjant nadstawial karku w okopach – wykroczenie okaze sie znacznie powazniejsze. W takim razie chlopiec musialby zostac niezwlocznie odprowadzony za ucho prosto do matki, praczki spod osmego. Niech praczka podpisze protokol i niech zaplaci kare, a jesli nie ma gotowki, niech sie zapozyczy u sasiadki. Kiedy gazeciarz wyrwie sie i ucieknie, policjant nie bedzie za nim gonil. Obieca sam sobie przez zacisniete zeby, ze nie daruje. Zadne laskawsze rozwiazanie nie bedzie mozliwe.

Ten zgielk, ten zamet byl jedynie dalekim echem – i to jednym z wielu – pewnego katastrofalnego wstrzasu, z ktorego wziely poczatek wszystkie klopoty. Bez niego nie doszloby ani do politycznego przesilenia, ani do krachu i paniki. Tego wstrzasu nie bylo jednak widac ani slychac, w gazetach nie napisano o nim ani slowa. To dlatego, ze mial miejsce poza obrecza torow, po ktorych jedzie tramwaj, poza kregiem kamienic, na zewnatrz kola, jakie oko moze zatoczyc. W przestrzeni manewrowej, uzywanej tylko przez obsluge w drelichach. Tam majstrom i praktykantom omal nie popekaly w uszach bebenki.

Wsrod fatalnego zamieszania, dzwieczacego samymi falszywymi tonami, nie musze ani nadstawiac ucha, ani nawet zgadywac, by wiedziec az nadto dobrze, co sie stalo. Z zamknietymi oczami mozna by orzec, ze katastrofe wywolaly manewry tych, ktorzy zbyt wiele mieli do ukrycia. Nie widzac ani przez chwile owych niby to opuszczonych magazynow, siedliska podejrzanych interesow, mozna by odgadnac kazdy szczegol, od podmurowki po konstrukcje dachowa, i w niczym sie nie pomylic. Oto mury z pociemnialej czerwonej cegly, nigdy nie myte okna, pokryte szarym nalotem przemyslowego brudu. Nawet jesli tu i owdzie brakuje w nich szyby, to kazdy blady promien i tak utonie zaraz w powietrzu gestym od kurzu. Elektryczne zarowki swieca niepewnie, zasilane pokatnie doprowadzonym pradem, ledwie wydobywajac z polmroku sterty kartonowych pudel, drewnianych skrzyn i jutowych workow. Nie trzeba tez wcale otwierac opakowan, zeby wiedziec, co zawieraja: sztabki mosiadzu na tabliczki z grawerowanym napisem, bele prawdziwego mahoniowego forniru, zrobione z niepodrabianego marmuru blaty do kawiarnianych stolikow, a nawet futryny okienne i miedziana blache na parapety. A pod spodem – ciezkie skrzynie pelne wiadomych gwozdzi srebrnych, ktorych zawsze wychodza niepojete ilosci, choc potem nie mozna sie dowiedziec, do czego ich uzyto. Skala przedsiewziecia najwyrazniej uzasadniala doprowadzenie po cichu waskotorowej kolei. Bocznica przecina brudne hale, ulatwiajac ludziom w drelichach transport dobr, puszczanych stamtad w drugi, kryminalny obieg miedzy historyjkami. To dzieki towarowym wagonikom ozywa w utajeniu goraczkowy ruch, ktorego ostateczny sukces objawi sie wydestylowanym z handlowych obrotow czystym zyskiem – stojacymi pod kluczem w jakiejs pakamerze butelkami alkoholu bez akcyzy. Jest rzecza pewna, ze w chwili tapniecia hale takze zadrzaly w posadach. Mogly sie nawet potluc jakies pojedyncze butelki, lecz przeciez inne, pakowane tuzinami w skrzynki, ocalaly szczesliwie.

Wstrzasowi towarzyszyl donosny smiech majstrow i praktykantow. Obiekt zrzucony z wysoka z takim hukiem nie byl nawet bomba wlasnej roboty. Mial raczej ciezar i rozmiary zaginionej kasy ogniotrwalej – wlasnie takie, nic dodac, nic ujac. Ale za to trafil celnie w sam splot sloneczny infrastruktury, w ukryty pod darnia podziemny bunkier, w ktorym zawor gazu opalowego do podgrzewania powietrza sasiadowal ze sprezarka do chlodzenia i z agregatem elektrycznym. Doszlo do przebicia stropu, do zgniecenia jakiegos transformatora, do pekniecia jakichs rur. Seria wyladowan elektrycznych miala katastrofalne skutki, choc dalekosiezny impet podziemnej eksplozji zgodnie z intencja ominal magazyny z czerwonej cegly. Drgania przeniosly sie daleko, byc moze wzdluz wodociagow. Kimkolwiek byl pomyslodawca, zapewne osobiscie sledzil przebieg tego manewru. Nie sam, lecz w odzianym w drelichy towarzystwie, ktore niedbale komentowalo przebieg wypadkow, po barwie dymu, po brzmieniu detonacji poznajac, ze pewnie tylko sprezarka ocalala jakims cudem. A skoro tak, dowcipkowali, zamiast grzania bedzie chlodzenie. Zaciagali sie przy tym papierosami bez ustnikow i spluwajac okruchami tytoniu, przerzucali sie mocnym slowem. Ze zlosliwa radoscia oklaskiwali odglosy katastrofy, ktora rozniosla ich wlasne dzielo. Nic tak nie porywa serc i umyslow, jak monumentalny rozmach zniszczenia. Lekka reka mnozac straty wlasciciela i zleceniodawcy, dano mu stosowna odprawe: niech pozaluje, ze nie siedzial cicho, poki procz sejfu wszystko jeszcze stalo na swoim miejscu. Co do mnie – bo to do mnie ow sejf nalezal – w samej rzeczy od razu przyszlo mi pozalowac.

Ukladne milczenie pozwoliloby przynajmniej oszczedzic instalacje, budynki i nawierzchnie. Coz moze byc lepszego od milczenia, kiedy prawda prowadzi donikad. Majstrowie maja dosc zdrowego rozsadku, by nie spodziewac sie, ze uwierze w ich dobre checi. Lecz gwizdza na to, nie boja sie wcale, zadowoleni, ze znowu nie dali sie na niczym zlapac. Bo czy kasa ogniotrwala nie odnalazla sie natychmiast, choc pusta? Czy nie dostarczyli odpowiednich pozorow dobrej woli, wymownych przejawow falszywej gorliwosci, z ktorej dla rownowagi musieli sami sie podsmiewac po katach? W krzyzowym ogniu pytan jeden po drugim skladaliby wyjasnienia, jakajac sie i zacinajac jak niedoszli poligloci, co tylko z koniecznosci mowia w obcym jezyku. Utrzymywaliby, z reka na sercu, ze sejf utknal w magazynach przez zwyczajna pomylke; ze po to tylko zawiesili go na ramieniu dzwigu, azeby niezwlocznie odstawic na wlasciwe miejsce; ze wszystko, co sie potem wydarzylo, to przypadek, godny ubolewania, przez nikogo niezawiniony. Pancerne drzwiczki otworzyl, jak gotowi byli zapewniac, sam impet upadku, a zawartosc, ich zdaniem, porwal wiatr. Ulecialy nie wiadomo dokad akty wlasnosci okolicznych kamienic, opiewajace na nazwiska tych i tamtych klientow fotografa, rodzicow tego czy tamtego gimnazjalisty, a takze certyfikaty pozyczki skarbowej zlozone w depozycie przez woznego i policjanta, kaucje za wynajem sklepow, slubne obraczki czekajace parami na swoj wielki dzien, weksle rozne, na wierzchu ten z fantazyjnym podpisem studenta, latwo zgadnac, ze bez pokrycia; a takze grube i cienkie pliki obligacji panstwowych. Jednym slowem, wszystko, co bylo cennego w calej okolicy, i ponadto wyscielane atlasem pudelko, zawierajace niewiadomego pochodzenia kolie z brylantem. A teraz szukaj wiatru w polu. Indagowani w tej sprawie, majstrowie wywrociliby nawet kieszenie, na dowod, ze nic nie wzieli.

Praktykant z torba narzedzi, z niedopalkiem przyklejonym w kaciku ust, wyslany tam wlasnie, gdzie nieupowaznionym wstep jest wzbroniony surowo, nic nie powie, bo sam nic nie wie. W stosownej kolejnosci uzyl wskazanych mu przyciskow dzwigu, a kiedy huknelo, zamrugal tylko powiekami. I rozejrzal sie zdziwiony, bo przeciez uczynil dokladnie to, czego chcial od niego majster, nic innego i nic wiecej. W chmurze pylu, jaka sie w tejze chwili wzbila w powietrze, i tak niczego nie zdolalby zobaczyc. Przeciera tylko zalzawione oczy. I w tej chmurze pylu sam takze znika. Nawet gdyby udalo sie wtedy zrobic fotografie, uwiecznilaby ona tylko

Вы читаете Skaza
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату