– Jednak to oznacza, ze pojawisz sie dokladnie tam, gdzie sie ciebie spodziewaja.
Reacher nic nie odrzekl.
– Wejdziesz prosto w pulapke – zauwazyla Yanni.
Reacher dalej milczal. Yanni odwrocila sie do Franklina.
– Powiedz nam wiecej o tej zastrzelonej kobiecie.
– Nie ma nic wiecej do powiedzenia – odparl Franklin. – Bardzo dokladnie ja sprawdzilem. Byla przecietna obywatelka.
– Miala jakas rodzine?
– Tylko na wschodzie. Tam, skad przyjechala.
– Przyjaciolki?
– Tylko dwie. Z pracy i sasiadke. Obie niezbyt interesujace. Na przyklad zadna z nich nie jest Rosjanka.
Yanni znow obrocila sie do Reachera.
– Moze sie mylisz. Moze trzeci strzal nie byl najwazniejszy.
– Musial byc – powiedzial Reacher. – Inaczej po co zrobilby przerwe po trzecim strzale? Sprawdzal, czy trafil cel.
– Po szostym strzale tez zrobil sobie przerwe. Na dobre.
– Nie czekalby tak dlugo. Sytuacja mogla wymknac mu sie spod kontroli. Ludzie mogli rzucic sie do panicznej ucieczki.
– Ale tego nie zrobili.
– Tylko ze on nie mogl tego przewidziec.
– Zgadzam sie – powiedzial Franklin. – Czegos takiego nie zalatwia sie pierwszym ani ostatnim strzalem.
Nagle zamyslil sie, wbijajac wzrok w sciane, ale nie widzac jej.
– Zaczekajcie – rzekl. Spojrzal na ekran.
– O czyms zapomnialem – rzekl.
– O czym? – spytal Reacher.
– O tym, co powiedziales o Rosemary Barr. O zaginionych
osobach.
Znow zaczal klikac mysza i stukac w klawiature. Potem nacisnal enter i pochylil sie wyczekujaco, jakby w ten sposob chcial przyspieszyc wyszukiwanie.
– Ostatnia proba – powiedzial.
Reacher wiedzial z reklam telewizyjnych, ze komputery dzialaja z czestotliwoscia taktowania mierzona w gigahercach. Zakladal, ze to bardzo szybko. Pomimo to ekran monitora komputerowego Franklina bardzo dlugo pozostawal pusty. Tylko w rogu widac bylo niewielka ikonke. Obracala sie powoli. Sugerowala dlugie i mozolne przeszukiwania nieskonczenie wielkich zbiorow danych. Trwalo to kilka minut. Potem ikonka znieruchomiala. Z trzaskiem elektrostatycznego ladunku obraz na ekranie znikl i znow sie pojawil, ukazujac gesto zadrukowany
dokument. Drobna komputerowa czcionka. Z miejsca pod oknem Reacher nic nie mogl odczytac.
W biurze zapadla cisza.
Franklin oderwal wzrok od ekranu.
– W porzadku – oznajmil. – Jest. Nareszcie. W koncu mamy cos, co nie jest normalne. Jakis punkt zaczepienia.
– Co takiego? – zapytala Yanni.
– Oline Archer dwa miesiace temu zglosila zaginiecie meza.
15
Franklin odsunal krzeslo do tylu, robiac miejsce dla pozostalych, ktorzy stloczyli sie przed monitorem. Reacher i Helen Rodin staneli obok siebie. Juz nie wyczuwal jej wrogosci. Tylko podniecenie wywolane odkryciem.
Wieksza czesc dokumentu skladala sie z zakodowanych naglowkow i informacji zrodlowych. Litery, liczby, daty, miejsce pochodzenia. Istotna informacja byla krotka. Przed dwoma miesiacami pani Oline Anne Archer wypelnila odpowiedni formularz, zglaszajac zaginiecie malzonka. Nazywal sie Edward Stratton Archer. W poniedzialek wyszedl z domu wczesnie rano do pracy i nie wrocil do srody, kiedy wypelniono ten druk.
– Nadal go szukaja? – zapytala Helen.
– Tak – odparl Franklin. Wskazal na litere A w srodku zakodowanego napisu na gorze ekranu. – Wciaz aktualne.
– Zatem porozmawiajmy z przyjaciolkami Oline – powiedzial Reacher. – Musimy poznac szczegoly.
– Teraz? – zapytal Franklin.
– Mamy tylko dwanascie godzin – odparl Reacher. – Ani chwili do stracenia.
Franklin zapisal nazwiska i adresy kolezanki oraz sasiadki Oline Archer. Wreczyl kartke Ann Yanni, poniewaz to ona placila rachunek.
– Ja tu zostane – powiedzial. – Sprawdze, czy jej malzonek figuruje w bazie. Moze to zbieg okolicznosci. Moze ma zone w kazdym stanie. Nie bylby pierwszy.
– Nie wierze w przypadki – rzekl Reacher. – Tak wiec nie trac czasu. Zamiast tego znajdz mi numer telefonu niejakiego Casha, bylego marines
– Co mam powiedziec?
– Podaj moje nazwisko. Powiedz, zeby wsadzil tylek do swojego humvee. Niech przyjedzie tu jeszcze dzisiaj. Powiedz mu, ze zaczyna sie nowy konkurs.
– Konkurs?
– On zrozumie. Powiedz mu, zeby zabral M24. Z noktowizorem. I cokolwiek jeszcze tam ma.
Reacher wyszedl w slad za Ann Yanni i Helen Rodin. Wsiedli do saturna Helen, kobiety z przodu, a Reacher z tylu. Zapewne wszyscy woleliby mustanga, ale byly w nim tylko dwa fotele.
– Dokad najpierw? – spytala Helen.
– Do kogo blizej? – odpowiedzial pytaniem Reacher.
– Do kolezanki.
– W porzadku, najpierw do niej.
Jechali powoli. Trwaly roboty drogowe i ciezarowki wjezdzaly na place budow lub wyjezdzaly z nich. Reacher zerknal na zegarek i przez okno. Zapadl zmierzch. Nadchodzil wieczor.
Czas ucieka.
Kolezanka Oline Archer mieszkala na wschodnim przedmiesciu miasta, poprzecinanym siecia prostych willowych uliczek. Po obu ich stronach staly skromne domki. Niewielkie podjazdy, flagi na masztach, obrecze do koszykowki nad drzwiami garazy, anteny satelitarne przy ceglanych kominach. Niektore drzewa na ulicy mialy pnie owiazane wyblaklymi zoltymi wstazkami. Reacher domyslil sie, ze symbolizowaly solidarnosc z walczacymi za morzem zolnierzami. Nie byl tylko pewien, w ktorym konflikcie zbrojnym. Sluzyl za morzem przez wiekszosc trzynastu lat i nigdy nie spotkal nikogo, kogo
obchodziloby to, czym owiazuja drzewa w ojczyznie. Dopoki ktos przysylal czeki, zywnosc i wode, dopoki zony pozostawaly wierne, a kule z daleka, wiekszosci facetow zupelnie to wystarczalo.
Slonce zachodzilo za ich plecami, a Helen jechala wolno, wytezajac wzrok, zeby z wyprzedzeniem odczytac