Kosow z przyzwyczajenia sięgnął rankiem po papierosa z paczki, podniósł go do ust, a wtedy nagle coś go całego targnęło, odrzucił papierosa, i z ostatecznym obrzydzeniem, zmiął i wyrzucił ledwo rozpoczętą paczkę. Razem z snem wracało mu zdrowie – fizyczne i duchowe.

Sen, co prawda, miewa i swoją 'ciemną stronę': koszmary. Za którymś razem Kosow obudził się nagle z uczuciem, że przeżuwa go jakaś ogromna, gorąca i zaśliniona paszcza, miękko przesuwając w bezzębnych dziąsłach. Przerażony, wyrwał się, usiadł – owiało go chłodem – i dopiero wtedy Kosow zrozumiał, że to tylko pracujące na pełną moc – termoregulator i wibromasażysta. Najzwyczajniej w świecie przetaczał się we własnym pocie po pulsujących rolkach 'masażysty'. Kosow westchnął, zmniejszał temperaturę i moc aż do momentu poczucia przyjemnego kołysania i nacisnął przycisk.

Znowu zamieszkał z Niną. Oczywiście, już między nimi nie było mowy o wzajemnej cielesnej ciągocie, a duchowa i tak nigdy nie istniała, ale za to pojawiło się coś więcej: jakieś 'dotarcie się', wzajemna konieczność obecności drugiej osoby. I urodził się syn; Nina była szczęśliwa. Sypiali teraz oddzielnie, ale Kosow nie przejmował się tym...

...Obudził się od chłodu . Pokój ciężko napełniał szary półmrok przedświtu. Kosow powoli usiadł w łóżku. Termoregulator nie pracował, i pościel stygła szybko, oddając zimnemu powietrzu ciepło ciała Kosowa. Nie było snu. Teraz zdarzało się to coraz częściej: coś psuło się w subtelnym mechanizmie, albo w samym Kosowie. Chciał wstać, ale od gwałtownego ruchu w oczach mu pociemniało, zabolało serce, i znowu usiadł, nerwowo wdychając powietrze chrypiącymi płucami. Zimno mu było siedzieć w samej bieliźnie, i sięgnął po spodnie, walające się obok krzesła. Zobaczywszy swoją rękę wystraszył się. Cienka, koścista ręka staruszka. Jakby mięśnie i skóra zaczęły spływać z kośćca, ale zastygły cienkimi gumowymi osłonami. Węźlaste żyły wychodziły tak jakby leżały na wierzchu skóry, a pod skórą płytko dygotały niteczki mięśni, jakby tam gnieździły się niezależne od Kosowa maleńkie nieśmiałe istotki. Spuściwszy oczy, zobaczył sterczące kości kolan, chude łydki z woreczkami gruzełków i podagrycznie skręcone palce.

Nagle poczuł przerażenie, i niezdecydowanie zapłakał, wciągając łzy nosem i cichutko chlipiąc. Obejrzał pokój, zobaczył odłażące tapety, okno bez zasłon, na stoliczku – buteleczki z lekarstwami i malutki telewizor... i jeszcze... kanapę w rogu. Tam... wcześniej – sypiała Nina.

Opierając się o ścianę, poszedł do kuchni, po drodze zaglądając do lustra. Ale nawet lustro nie chciało go okłamywać – i zobaczył maleńką twarzyczkę staruszka, obwisłą od ciężaru nie-elastycznej skóry i pokrytą plamami wątrobowymi, na których tle siwa szczecina wyglądała nawet elegancko. Dotarabaniwszy się do kuchni, rozkaszlał się i nie mógł przestać, dopóki nie napił się wody. Przysiadł na taborecie: złapać oddech; zamyślił się.

Przypomniał sobie nagle, jak strasznie umierała Nina, ciągle czepiając się jego rąk, jak ostatniej nadziei, kiedy narkotyk przestawał zagłuszać rozrywający wnętrzności ból, i ciągle czekała, czekała na Witię, na syneczka, na Witię – dopóki była przytomna. A potem – jak we śnie – straciła świadomość bytu – na długo, długo – i: agonia. I Kosow wiedział: jego czeka to samo... niedługo; sen – inny, bez marzeń – sen; bez przebudzenia. I wspomniał: życie nie było snem; sen zżerał życie; zagłuszał je jak narkotyk; odeszli od niego w sen i żona; i miłość, i syn; i praca. Pozostał jedynie – tylko sen. Tak przeszło całe jego życie. Okłamywał siebie – snem. Bezmyślnie. I nie żył; spał. Ma dopiero 47 lat, ale już jest starcem; już do niczego, już nie ma kiedy. Nawet spać – bez elektronicznego monstrum, które swoją miękką paszczą pożarło całe jego życie – nie umie i nie może. Zrozumiał to, Kosow, i strach zaczął – jak zazwyczaj – wysysać jego krew z rak i z serca.. Zrozumiał: a przecież starał się – dążył do przyszłości, do jutra, a nie – w sen. W lepsze, piękne jutro. Z dnia dzisiejszego uciekał w jutro. Sen – tylko środek – stał się celem. I oto – przebudzenie. Takie ma to 'jutro'. I innego już nie będzie. Cały ten wywód przeprowadził całkiem obojętnie, i – natychmiast zapomniał.

I jego myśli znowu potem – zawirowały, zapętliły się w tradycyjny motek. A przecież żyć trzeba – teraz, dzisiaj – choćby boleśnie, choćby krwawo – ale żyć!

Wściekłość zaprowadziła go do pokoju – Kosow wbiegł: łamać, zabić! Ale po drodze znów zgiął go w pół kaszel, i Kosow skulił się na chłodnej podłodze, wypluwając w kaszlu swoje zamęczone płuca.

'Z pewnością zaraz umrę – stwierdził – i, dzięki ci, Boże. Tylko... lepiej by... we śnie...'

Na ulicy nastąpił dzień. Kosow wstał, podreptał do okna, popatrzył na ryży od brudu prostokąt podwórka.

– Jakie słotne lato... – wyszeptał cichutko i zaczął szukać papierosy 'Biełomor'.

Zaćmienie

Na ulicy jesień.

Przechodzę obok niej patrząc w niebo.

Na niebie wisi połówka księżyca. Drugiej – nie ma, ponieważ tak trzeba.

Na ziemi – wiatr. Wiatr w listowiu, wiatr w przewodach, wiatr u mnie w głowie.

Idę na przystanek tramwajowy i po drodze rzucam krzywe spojrzenie na Paramonowa, który też tam idzie. Paramonow dostrzega mój wzrok i mile się do mnie uśmiecha. Kawał łajdaka z tego Paramonowa.

Pod pachą trzyma całą kiełbachę, z którą nigdy się nie rozstaje. Wiatr rzuca się na Paramonowa, żeby odebrać mu kiełbasę, ale Paramonow trzyma się za nią obiema rękoma i ściśle wciska ja w swój miękki jak wata bok. Obrażony wiatr bierze się za przeżuwanie czerwonego plakatu wystawy 'Światło księżycowe w epoce odrodzenia demokracji'.

Na niebie wisi połówka księżyca. Druga – chowają w cieniu.

Stoimy na tramwajowym przystanku, i Paramonow przyjaźnie opowiada mi historyjkę, którą opowiedzieli mu z sąsiedniej kabiny w męskiej toalecie.

– Widzisz polówkę księżyca? – pyta Paramonow. – Drugą karły reakcji sprzedały na zachód. Chciano ich za to zabić, ale ułaskawili. Karę

Вы читаете Opowiadania
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×