Twarz na ekranie wydala gwizd i zasepila sie.
— Tak jest. Jak tylko dopadne Jake'a. Sam tez sie stawie, tylko zamelduje Staremu.
Kapitan Frankel zwrocil sie do Zima.
— Ta eskorta, czy moga byc swiadkami?
— Tak jest.
— Czy szef jego sekcji tez to widzial?
Zim sekunde zawahal sie.
— Sadze, ze tak, panie kapitanie.
— Sprowadzic go.
Frankel spytal Hendricka:
— Jakich swiadkow obrony chcesz powolac?
— Nie potrzebuje zadnych swiadkow. On dobrze wie, co zrobil! Prosze mi tylko dac kawalek papieru i wyniose sie stad.
— Wszystko w swoim czasie.
Nie uplynelo i piec minut, gdy zjawil sie Mahmud, a po nim porucznik Spieksma.
— Dobry wieczor, kapitanie. Oskarzony i swiadkowie obecni? Wszystko przygotowane? Magnetofon wlaczony?
— Tak jest.
— Doskonale. Hendrick, wystap!
Hendrick zrobil to, byl zdumiony do najwyzszych granic i nerwy jakby zaczynaly go zawodzic. Porucznik Spieksma oznajmil razno:
— Polowy Sad Wojenny zwolany na rozkaz majora F.X. Malloya, dowodzacego Trzecim Pulkiem Cwiczebnym w Obozie Arthura Currie, zgodnie z paragrafem czwartym Zarzadzenia Ogolnego, wydanego przez Dowodztwo Generalne do Spraw Szkolenia i Dyscypliny, w oparciu o Regulamin Sil Zbrojnych Federacji Ziemskiej. Oficer referujacy: kapitan Ian Frankel, Piechota Zmechanizowana, odkomenderowany na dowodzacego Drugim Batalionem Trzeciego Pulku. Sklad Sadu: porucznik Jacques Spieksma, P.Z., odkomenderowany na dowodzacego Pierwszym Batalionem Trzeciego Pulku. Oskarzony: Hendrick Theodore C., rekrut szeregowiec, nr 7960924, z artykulu 9080. Zarzut: Uderzenie oficera zwierzchnika, w czasie stanu pogotowia Federacji Ziemskiej.
Zdziwilo mnie, ze to wszystko tak szybko poszlo. Stalem sie nagle urzednikiem sadowym, mialem wprowadzac i usuwac swiadkow. Nie wiem doprawdy, jak moglbym usunac sierzanta Zima, gdyby nie chcial wyjsc, ale on skinal na Mahmuda i obu rekrutow i wszyscy wyszli. W niespelna dwadziescia minut zlozyli zeznania, mowiac prawie to samo, co powiedzial Hendrick. Zima nie wzywano w ogole.
Porucznik Spieksma spytal Hendricka:
— Chcecie zadac krzyzowe pytania swiadkom? Sad udzieli wam pomocy, jesli macie takie zyczenie.
— Nie.
— Stanac na bacznosc i mowic Wysoki Sadzie, kiedy zwracacie sie do Sadu.
— Nie, Wysoki Sadzie — oswiadczyl. — Chce miec adwokata.
— Prawo nie dopuszcza udzialu doradcy prawnego w sadzie wojennym. Czy chcecie zlozyc zeznania we wlasnej obronie? Nie macie tego obowiazku i w swietle dotychczasowych dowodow Sad nie wezmie pod uwage waszej odmowy. Ostrzega was jednak, ze kazde zeznanie, ktore zlozycie, moze byc wykorzystane przeciwko wam.
Hendrick wzruszyl ramionami.
— Nie mam nic do powiedzenia. Co by mi z tego przyszlo?
— Sad powtarza: Czy chcecie zeznawac w swojej wlasnej obronie?
— Nie, Wysoki Sadzie.
— Sad domaga sie od was odpowiedzi w kwestii formalnej. Czy zostal wam podany do wiadomosci artykul, na podstawie ktorego zostaliscie oskarzeni, przed tym, zanim popelniliscie przestepstwo, za ktore odpowiadacie przed Sadem? Mozecie odpowiedziec tak albo nie, albo nie odpowiedziec. Musicie jednak wziac pod uwage, ze odpowiedz wasza podlega artykulowi 9167, dotyczacemu krzywoprzysiestwa.
— Och, chyba nam czytali, tyle tego czytaja w kazda niedziele.
— Czy byl, czy nie byl wam odczytany ten artykul?
— Och… tak, Wysoki Sadzie. Byl odczytany.
— Czy chcecie powiedziec cos Sadowi w tej sprawie? Cos, co mogloby zmniejszyc przypisywane wam przestepstwo. Ze, na przyklad, byliscie chorzy, pod dzialaniem narkotykow lub medykamentow? W tym wypadku nie wiaze was przysiega i mozecie powiedziec wszystko, co moze wam pomoc. Sad pragnie dowiedziec sie, czy waszym zdaniem jest w tej sprawie cos nie w porzadku. Jesli tak, to co takiego?
— Ha! Oczywiscie, ze tak! Wszystko jest nie w porzadku! On mnie uderzyl pierwszy! Sami slyszeliscie, uderzyl mnie pierwszy!
— Czy cos jeszcze?
— Co? Nie, Wysoki Sadzie. A czy to nie wystarczy?
— Przewod sadowy jest zakonczony. Rekrut szeregowy Theodore C. Hendrick, prosze wstac. — Porucznik Spieksma stal caly czas na bacznosc. Teraz wstal kapitan Frankel. Nagle powialo chlodem.
— Szeregowiec Hendrick — jestescie uznani winnym przestepstwa zgodnie z aktem oskarzenia.
Poczulem, ze mi zoladek podchodzi do gardla. A wiec zamierzaja to zrobic… Chca, zeby Ted Hendrick zadyndal. A ja dzis rano jeszcze jadlem z nim sniadanie…
— Sad skazuje was — czytal dalej, a mnie robilo sie niedobrze — na kare chlosty: dziesiec uderzen biczem, oraz na usuniecie was z jednostki na skutek zlego sprawowania.
Hendrick przelknal glosno sline.
— Chcialem zlozyc rezygnacje.
— Sad nie zgadza sie na zlozenie przez was rezygnacji. Kara jest tak lekka wylacznie dlatego, ze Sad ten nie jest wlasciwy do orzekania kary wyzszej. Gdyby sprawe rozpatrywal Generalny Sad Wojenny, skazalby was niewatpliwie na kare smierci przez powieszenie. — Porucznik Spieksma zrobil pauze, a potem mowil dalej: — Wyrok zostanie wykonany jutro z samego rana. Do tego czasu skazany ma byc zamkniety w wiezieniu.
To ostatnie zdanie skierowane bylo do mnie, ale wlasciwie moja rola polegala jedynie na zawiadomieniu strazy i wzieciu pokwitowania, gdy go zabrali.
Na poludniowym apelu chorych kapitan Frankel zwolnil mnie z obowiazkow ordynansa i skierowal do lekarza, a ten odeslal z powrotem do sluzby. Wrocilem do kompanii akurat w pore, zeby sie przebrac i zdazyc na apel. Sierzant Zim wypatrzyl mala plamke na moim mundurze i ostro mi to wytknal. Ja widzialem duzy siniec pod jego okiem, ale nie powiedzialem nic.
Na placu cwiczen stal wielki slup, na ktorym umieszczano rozkazy i rozne ogloszenia. Dzisiaj zamiast zwyklego porzadku dziennego wywieszono wyrok sadu wojennego na Hendricka. Potem przyprowadzono Hendricka.
Straznicy podniesli mu rece i umocowali kajdanki do haka wbitego wysoko na slupie. Potem zdjeli mu koszule. Adiutant wydal komende:
— Wykonac wyrok sadu!
Kapral-instruktor z drugiego batalionu wystapil naprzod. Trzymal bicz. Sierzant-straznik liczyl.
Ted trzymal sie az do trzeciego razu, potem zaczal lkac.
Wtedy obraz mi sie urwal i oprzytomnialem, gdy kapral Bronski wpatrywal sie we mnie badawczo i klepal po policzku.
— Juz w porzadku? Wracac do szeregu! — Odmaszerowalem. Tego dnia nie jadlem obiadu. Nie ja jeden.
O moim zemdleniu nikt slowem nie wspomnial.
Rozdzial szosty