stamtad…
Wrocilem do barakow akomodacyjnych, odszukalem Jelly'ego w skrzydle oficerskim. Byl u siebie. Trzymal nogi na stole i czytal jakis tygodnik.
Zapukalem we framuge drzwi. Spojrzal i warknal:
— Kto tam?
— O co chodzi?
— Chce isc na zawodowego.
Spuscil nogi.
— Podnies prawa reke.
Przyjal od mnie przysiege, siegnal do szuflady biurka i wyjal moje papiery.
Mial juz te papiery przygotowane. Czekaly na mnie gotowe do podpisu.
Ace'owi jednak nic nie powiedzialem.
Rozdzial dwunasty
Nie wystarcza, aby oficer posiadal zdolnosci…
…Powinien byc rowniez dzentelmenem, miec wszechstronne wyksztalcenie, odznaczac sie doskonalymi manierami, wyszukana grzecznoscia oraz skrupulatnym poczuciem honoru… zaden chwalebny czyn podwladnego nie powinien ujsc jego uwagi, gdyby nawet nagroda mialo byc tylko slowo pochwaly.
I na odwrot — nie powinien byc slepy na najmniejsze uchybienie podwladnego. Mimo niezbitej slusznosci zasad politycznych, o ktore obecnie walczymy… na okretach panowac musi system absolutnego despotyzmu.
Ufam, iz uwidocznilem wam ogrom ciazacej na was odpowiedzialnosci… Musimy osiagnac wszystko co mozliwe, srodkami jakie posiadamy.
Rodger Young znow wracal do Bazy po uzupelnienie brakujacych kapsul i ludzi. Al Jenkins odszedl na wieczny spoczynek zbierajac rannych… W akcji tej zginal tez Padre. Oprocz tego i ja mialem byc zastapiony.
Nosilem teraz nowiutkie odznaki szarzy sierzanckiej. Bylem przekonany, ze gdy tylko zejde ze statku, otrzyma je Ace. Wiedzialem, ze Jelly awansowal mnie raczej symbolicznie, zebym mial lepsze wejscie do Oficerskiej Szkoly Kandydackiej.
Mimo to bylem dumny. Kroczylem z nosem zadartym do gory przez wyjscie z ladowiska, w strone urzednika stemplujacego karty kwarantanny.
Kiedy odchodzilem od okienka, uslyszalem uprzejmy, pelen szacunku glos:
— Przepraszam, panie sierzancie, ale czy ta rakieta pokladowa, ktora wlasnie wyladowala, to z Rodgera?
Odwrocilem sie, by spojrzec na pytajacego. To byl drobny, troche przygarbiony kapral, z pewnoscia jeden z…
— Ojcze!!!
Kapral objal mnie ramionami i przylgnal do mnie.
— Juan! Juan! Och, moj maly Johnnie!
Calowalem go, sciskalem i zaczalem plakac. Gdy juz obaj wytarlismy oczy i wysiakalismy nosy, powiedzialem:
— Ojcze, chodz, znajdziemy jakis kat, usiadziemy i porozmawiamy. Chce sie dowiedziec… no, wszystkiego. — Nabralem tchu. — Myslalem, ze nie zyjesz.
— Zyje. Raz czy dwa bylem bliski smierci. Musze jednak… synu… sierzancie, czy ta lodz pokladowa to z…
— Och, tak, z Rodgera Younga. Ja wlasnie…
Na jego twarzy odmalowal sie ogromny zawod.
— W takim razie musze sie natychmiast zameldowac. — Ale zaraz dodal razno: — Ty wrocisz na poklad, prawda, Juanito? A moze idziesz na urlop?
— Och, nie. — Moje mysli gonily jedna druga. Ze tez to tak musialo sie ulozyc! — Sluchaj, ojcze, znam rozklad lotow. Masz jeszcze przynajmniej godzine do wejscia na poklad. Musza przeciez zatankowac paliwo.
Mial watpliwosci:
— Rozkazano mi zameldowac sie niezwlocznie u pilota pierwszej rakiety pokladowej.
— Ojcze, ojcze! Czy musisz byc takim rygorysta? Przeciez tej dziewczynie, co pilotuje te landare, jest wszystko jedno, czy wsiadziesz teraz, czy jak juz bedzie ze wszystkim gotowa. A zreszta statek zacznie nadawac sygnal do powrotu na szesc minut przed startem. Na pewno sie nie spoznisz!
Pozwolil mi zaciagnac sie do pustego kata, a gdy usiedlismy, zapytal:
— Czy ty wracasz ta sama rakieta, czy pozniej?
— Och… — Pokazalem mu swoje rozkazy. Wydalo mi sie, ze to najprostszy sposob przekazania mu tej wiadomosci. Co za historia: jak dwa okrety mijajace sie w ciemnosciach nocy! Przeczytal, lzy mu sie zakrecily w oczach, a ja powiedzialem szybko: — Sluchaj, ojcze, bede sie staral wrocic… Nie znam lepszej jednostki niz Bycze Karki, a jak jeszcze ty tam bedziesz… Och, wiem, ze to dla ciebie zawod, ale…
— Nie jestem zawiedziony, Juanie.
— Jak to?
— Jestem dumny. Moj chlopak bedzie oficerem. Moj maly Johnnie… Och, naturalnie, jest mi tez troche przykro. Tak czekalem na ten dzien. Ale poczekamy jeszcze troche. — Usmiechnal sie przez lzy. — Wyrosles, moj chlopcze. I zmezniales.
— Chyba tak. Ale nie jestem jeszcze oficerem, ojcze, i moze tylko pare dni nie bedzie mnie na statku. Moga mnie nie przyjac albo bardzo szybko wyrzucic…
— Dosc tego, mlodziencze!
— Hmmm?
— Z pewnoscia dasz sobie rade i nie mowmy juz o tym. — Rozesmial sie. — Po raz pierwszy mam okazje powiedziec sierzantowi, zeby sie zamknal.
— Tak, ojcze, bede sie staral.
— Wiem. A jesli nawet mamy dla siebie tylko te jedna godzine, to nalezy ja dobrze wykorzystac. Jestem bardzo z ciebie dumny, Johnnie. Jak ci sie wiodlo?
— Doskonale, naprawde swietnie. — Pomyslalem, ze rzeczywiscie nie bylo tak zle. I pomyslalem, ze bedzie mu lepiej wsrod Byczych Karkow niz w jakiejs innej jednostce. Wszystko to moi przyjaciele… Zaopiekuja sie nim. Bede to musial przekablowac Ace'owi — ojciec na pewno nawet nie wspomni, ze jest moim krewnym. — Jak dawno jestes w wojsku, ojcze?
— Minal rok.
— I juz jestes kapralem!
Ojciec usmiechnal sie gorzko.
— W dzisiejszych czasach szybko sie awansuje. — Nie musialem pytac, co mial na mysli. Ofiary wojenne.
— Ale, ojcze., czy nie jestes… czy twoje lata pozwalaja ci na czynna sluzbe w wojsku? Moze w Kwatermistrzostwie albo…
— Chcialem dostac sie do Piechoty Zmechanizowanej i dostalem sie! — powiedzial z emfaza. — Nie jestem starszy od wielu sierzantow. To, ze mam o dwadziescia dwa lata wiecej od ciebie, synu, nie znaczy jeszcze, iz mam siedziec w fotelu na kolkach. Starszy wiek ma tez swoje zalety.
Cos w tym bez watpienia jest. Przypominam sobie, ze sierzant Zim zawsze przy awansach dawal pierwszenstwo starszym. Ojciec na pewno nie popelnilby w czasie szkolenia takich kretynskich bledow, jakie mnie sie zdarzaly — kara chlosty to nie dla niego. Z pewnoscia od razu zostal wytypowany na podoficera. Jeszcze zanim