Usiadlem, ale nie czulem sie gosciem. Przesunal sie do termosu z kawa i wyjal cztery filizanki. Nie mialem ochoty na kawe, ale czy moze kadet odmowic komendantowi? Umoczyl usta.

— Mam dla panow rozkazy — oznajmil — oraz tymczasowe przydzialy. Chcialbym miec pewnosc, ze panowie rozumieja swoj status.

Juz nam to kladziono do glowy. Mielismy byc oficerami na tyle, na ile to bylo potrzebne, by nas nauczyc i wyprobowac. Nadliczbowi, czasowi i na probe. Po powrocie bedziemy znow kadetami i kazdy oficer bedzie mogl nas zwymyslac i postawic do raportu.

Mielismy zostac kadetami-podporucznikami, czyli tymczasowymi podporucznikami — ranga tak samo potrzebna jak nogi rybie. Wetknieto nas pomiedzy sierzantow a prawdziwych oficerow, ale jesli zdarzylo sie, ze ktos zasalutowal kadetowi-podporucznikowi, to pewnie tylko w zupelnych ciemnosciach.

— Wasz patent oficerski okresla was jako kadeta-podporucznika — kontynuowal — ale pobory pozostaja bez zmiany i nie przysluguje wam tez zaden tytul wojskowy. Jedyna zmiana to mala gwiazdka na naramienniku. Podlegacie w dalszym ciagu rygorom szkolenia, bowiem nie zdecydowano jeszcze, czy zdatni jestescie pelnic funkcje oficera. — Pulkownik usmiechnal sie. — Dlaczego wiec ta nazwa kadet-podporucznik?

Sam sie zastanawialem. Po co te hece z awansami, skoro zadnych awansow nie ma?

— Jak pan sadzi, panie Byrd? — spytal komendant.

— Ach… aby wlaczyc nas do zespolu oficerow dowodzacych, panie pulkowniku.

— No wlasnie — komendant wyprostowal sie. — To bedzie Chwila Prawdy, panowie. Po eliminacjach zostala was niewielka grupa. Macie przed soba jeszcze jedna najwazniejsza probe. Musicie wykazac, ze posiadacie to nieokreslone cos, co w bitwie odroznia dowodce… od oficera bez prawdziwego powolania. Mozecie tego dowiesc na polu bitwy. Panowie! — zapytal po chwili. — Czy jestescie gotowi zlozyc przysiege?

Nastapilo milczenie, a potem Hassan odrzekl zdecydowanie:

— Tak, panie pulkowniku. — Birdie i ja zawtorowalismy jak echo.

Pulkownik zmarszczyl brwi.

— No dobrze. Prosze wstac i podniesc prawa reke. Zerwalismy sie na nogi. Po trzydziestu sekundach bylismy oficerami — nadliczbowymi, czasowymi i na probe.

Pomyslalem, ze da nam teraz gwiazdki na naramienniki i pusci nas. Tych gwiazdek nie musielismy zdobywac, byly one taka sama pozyczka jak ten tymczasowy awans, ktory reprezentowaly.

On jednak usadowil sie z powrotem w fotelu i wygladal nieomal po ludzku.

— Sluchajcie, chlopcy — powiedzial — uprzedzam was, ze moze byc okropnie. Martwcie sie na zapas. Planujcie kazde posuniecie, ktore nalezy podjac, by uniknac najgorszych okolicznosci, jakie moga sie zdarzyc. Musicie miec pelna swiadomosc, ze wasze zycie nalezy do waszych zolnierzy i nie mozecie go narazac w samobojczym gonieniu za slawa… Ale tez nie mozecie go oszczedzac, jesli zajdzie potrzeba. Teraz, przed zrzutem, mozecie sie martwic i zagryzac. W obliczu niebezpieczenstwa musicie jednak zachowac kamienny spokoj. — Przerwal i przyjrzal sie nam uwaznie. — I jeszcze jedno — dodal. — Czy jest cos, co moze was ocalic, co moze wam pomoc, jesli ciezar odpowiedzialnosci okaze sie nie do udzwigniecia? Kto powie?

Nikt nie odpowiedzial.

— No, smialo! Nie jestescie rekrutami. Pan Hassan!

— Rada sierzanta, panie pulkowniku — powiedzial z namyslem.

— Naturalnie. Jest od was starszy, bardziej doswiadczony i na pewno zna swoj oddzial lepiej niz wy. Poniewaz nie ciazy na nim ta okropna, paralizujaca odpowiedzialnosc komenderowania, zdolny jest takze myslec jasniej niz wy. Pytajcie go o rade. To nie zmniejszy jego szacunku dla was. Gdybyscie nie szukali jego rady, uznalby was za glupcow i zarozumialcow. I mialby racje. Nie musicie zawsze stosowac sie do tego, co mowi. Czasem jego slowa naprowadza was na nowy pomysl, zainicjuja inne rozwiazanie: do was nalezy decyzja i wydanie rozkazu. Jest tylko jedna, jedyna rzecz, ktora moze przerazic dobrego sierzanta — jesli uzna, ze jego zwierzchnik jest niezdecydowany. Nie bylo i nie ma jednostki, w ktorej oficerowie i zolnierze byliby bardziej wzajemnie od siebie zalezni, jak to jest w Piechocie Zmechanizowanej. A sierzanci sa spoiwem laczacym nas razem. Nigdy o tym nie zapominajcie.

Komendant podjechal na fotelu do szafki kolo biurka. Wyciagnal pudelko i otworzyl.

— Pan Hassan! Te gwiazdki nosil kapitan Terence O'Kelly w czasie swego cwiczebnego lotu. Chce je pan nosic?

— Tak jest, panie pulkowniku!

— Prosze podejsc. — Pulkownik Nielssen przypial mu je i powiedzial: — Oby nosil je pan tak godnie jak on… ale prosze przyniesc je z powrotem. Rozumie pan?

— Tak jest, panie pulkowniku. Postaram sie.

— Jestem o tym przekonany. Aerobus juz czeka na pana na dachu. Panska rakieta pokladowa startuje za dwadziescia osiem minut. Wypelnic rozkaz!

Hassan zasalutowal i odszedl. Komendant odwrocil sie i wzial nastepne pudelko.

— Panie Byrd, czy jest pan przesadny?

— Nie, panie pulkowniku.

— Naprawde? Bo ja troche. W takim razie nie bedzie pan mial nic przeciwko noszeniu gwiazdek, ktore nalezaly kolejno do pieciu oficerow zabitych w akcji?

Birdie leciutko sie zawahal.

— Nie, panie pulkowniku.

— Dobrze. Prosze podejsc. Gwiazdke z brunatna plama nalezy nosic na lewym ramieniu, i prosze nie starac sie jej wyczyscic! Niech pan tylko dba, by na drugiej nie powstala taka sama plama. Chyba ze byloby to konieczne. Tutaj jest lista tych, co nosili je poprzednio. Ma pan trzydziesci minut do odlotu aerobusu. Niech pan pobiegnie do Domu Pamieci Narodowej i siegnie do dokumentow.

— Tak jest, panie pulkowniku.

— Wykonac rozkaz.

Zwrocil sie do mnie i popatrzyl mi w oczy. Potem odezwal sie:

— Panie Rico, otrzymalem list od jednego z panskich nauczycieli, oficera w stanie spoczynku. Prosil, aby przydzielono panu te gwiazdki, ktore on nosil bedac kadetem-podporucznikiem. Przykro mi bylo, ze musialem odmowic.

Sprawilo mi przyjemnosc, ze pulkownik Dubois wciaz sie mna interesuje.

— Bo nie moge spelnic jego prosby! Gwiazdki te wydalem dwa lata temu… i nie wrocily. Hmm… — Wzial pudelko i spojrzal na mnie. — Dostanie pan nowa pare. Metal nie jest wazny, wazna jest prosba panskiego wykladowcy.

— Tak jest, panie pulkowniku.

— Albo — troche ociagajac sie wyjal inne pudelko — moglby pan dostac te. Byly noszone piec razy… Czterech ostatnich kandydatow nie sprawdzilo sie, nic niehonorowego, ale pieskie szczescie. Chcialby pan przelamac tego pecha? Zeby staly sie to szczesliwe gwiazdki?

Wolalbym raczej popiescic sie z rekinem. Ale odpowiedzialem:

— Tak jest, panie pulkowniku. Sprobuje.

— Doskonale. — I przypial mi je. — Dziekuje, panie Rico. Widzi pan, ja pierwszy je nosilem… i bylbym ogromnie rad, gdyby wrocily bez ciazacej na nich zlej slawy. Zycze panu powodzenia i dyplomu.

Poczulem, ze uroslem.

— Postaram sie, panie pulkowniku.

— Wiem. Moze sie pan teraz zameldowac, zgodnie z rozkazem. Ten sam aerobus zabiera pana i Byrda. Jeszcze chwileczke… czy ma pan w worku ksiazki do matematyki?

— Co takiego? Nie, panie pulkowniku.

— Prosze je zabrac. Kontroler bagazu na statku zostal zawiadomiony, ze panski worek bedzie mial nadwage.

Zasalutowalem i odmaszerowalem. Na wzmianke o matematyce znow skulilem sie do dawnych rozmiarow.

Ksiazki do matematyki lezaly na moim pulpicie zwiazane razem, a za sznurek wetknieta byla kartka z codziennym przydzialem materialu do przerobienia.

Pulkownik Nielssen wszystko potrafil z gory zaplanowac — wiedzielismy zreszta o tym.

Birdie czekal na dachu. Rzucil okiem na ksiazki i usmiechnal sie.

Вы читаете Kawaleria kosmosu
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату