wieksze od konia i kompletnie nieruchome.
Plan wygladal pieknie na papierze. Ale mnie przydzielono obszar Pierwszego Czarnego Kwadratu, wielkosci 17x14 mil, ktory caly mial byc podziurawiony otwartymi kanalami Pluskwo-Pajeczakow. Przydalyby mi sie wspolrzedne kazdej takiej jamy.
Jesli bylo ich zbyt wiele… moglem, ostatecznie, pare zakorkowac i kazac chlopcom pilnowac pozostalych. Szeregowiec w kombinezonie moze obskoczyc wielki teren, ale obserwowac moze tylko jeden obiekt, nie jest przeciez nadczlowiekiem.
Wysunalem sie na pare mil przed pierwsza sekcje, wzywajac dowodce oddzialu Cherubinow. Zadnej odpowiedzi.
W koncu przyszla odpowiedz od mojego szefa: „Johnnie, nie halasuj! Polacz sie ze mna obwodem konferencyjnym”.
Tak zrobilem, a Blackie kazal mi przestac szukac dowodcy Cherubinow, bo juz ich nie bylo. Moze zostal gdzies przy zyciu jakis podoficer, ale polaczenie zostalo przerwane.
— Zapomnij o tym, co slyszales na odprawie przed lotem — powiedzial Blackie — i oceniaj sytuacje sam.
— Rozkaz, szefie! — I pognalem na oslep w kierunku radiolatarni. Przelaczylem obwod. — Sierzancie, co z ta radiolatarnia?
— Nie ma tu miejsca, zeby ja ulokowac. Powstal nowy krater wielkosci szostego stopnia.
Gwizdnalem przeciagle. W kraterze szostego stopnia moglby sie zmiescic caly statek Tours. Jednym z kruczkow, jakie Pluskwo-Pajeczaki stosowaly przeciwko nam, byly miny ladowe. Jesli ktos znajdowal sie blisko miejsca wybuchu, to go pochlaniala ziemia. Jesli byles w powietrzu, to podmuch niszczyl zyroskop i pozbawial twoj kombinezon sterowania.
Najwiekszy krater, jaki widzialem, byl czwartego stopnia. Istniala teoria, ze nie smieli stosowac potezniejszych eksplozji ze wzgledu na te swoje stwory jaskiniowe.
— Ustawcie radiolatarnie kompensacyjna — powiedzialem.
— Juz wykonane. Bedziecie mogli odczytac sygnal biorac namiar 35. — Mowil spokojnie, jak instruktor na wykladzie.
Znalazlem sygnal na swoim ekranie nad lewa brwia.
— Dobra. Niech sekcja Naidiego patroluje krater. Wyrownac obszary — Brumby powinien zajac jeszcze cztery mile terenu.
Pomyslalem ze strapieniem, ze kazdy ma juz do patrolowania czternascie mil kwadratowych. Jak sie ich bardziej rozprzestrzeni, to wypadnie siedemnascie mil na czlowieka, a Pluskwo-Pajeczak moze wylezc z dziury nie majacej nawet pieciu stop szerokosci.
Spytalem jeszcze:
— Jak goracy jest ten krater?
— Bursztynowoczerwony na obrzezu. A wewnatrz nie bylem.
— Nie zblizaj sie. Sprawdze pozniej.
Bursztynowoczerwony zabije czlowieka nie majacego ochronnego kombinezonu, ale piechur w zbroi wytrzyma przez jakis czas. Jesli na obwodzie byla taka wysoka radiacja, to co dopiero wewnatrz?
— Powiedz, zeby Naidi odciagnal Malana i Bjorka z powrotem do strefy bursztynowej i niech zaloza podsluch ziemny. — Dwoch z moich pieciu rekrutow znajdowalo sie w sekcji patrolujacej, a rekruci, to jak szczeniaki, wszedzie wpychaja nosy. — Interesuja mnie dwie rzeczy: ruch we wnetrzu krateru i halasy na zewnatrz.
— Rozkaz. — I sierzant jeszcze dorzucil: — Czy moge cos zaproponowac?
— Alez oczywiscie. I nastepnym razem nie pytajcie o pozwolenie.
— Navarre moze objac dowodztwo nad reszta pierwszego pododdzialu. Sierzant Cunha przejmie sekcje przy kraterze i zwolni Naidiego, zeby mogl nadzorowac podsluch ziemny.
Wiedzialem, co sobie myslal. Naidi, swiezo upieczony kapral, nie dowodzil jeszcze sekcja w czasie bitwy i nie bardzo nadawal sie do pilnowania najniebezpieczniejszego chyba punktu w calym Pierwszym Czarnym Kwadracie. Chcial wiec wycofac Naidiego z tych samych przyczyn, z jakich ja wycofalem swoich rekrutow. Sierzant nalezal do sztabu batalionu i mial kombinezon z dodatkowym obwodem — prywatne polaczenie z kapitanem Blackstonem. Blackie prawdopodobnie podlaczyl sie przez ten obwod i przysluchiwal.
Sierzant byl najwyrazniej przeciwny moim rozkazom i gdybym teraz nie przyjal jego propozycji, moglem uslyszec glos Blackiego: „Sierzancie, przejmijcie komende. Panie Rico, jest pan zluzowany”.
Ale — do wszystkich diablow — co to za kapral, ktoremu nie wolno dowodzic sekcja… A dowodca oddzialu, ktory jest tylko potakiwaczem, musi wydawac sie swemu sierzantowi kukla w kombinezonie!
Nie zastanawialem sie nad tym, tylko tak mi przelecialo przez glowe i natychmiast odparlem:
— Nie mam na zbyciu kaprala, aby mogl nianczyc dwoch rekrutow, ani sierzanta, zeby dowodzil czterema szeregowymi i jednym starszym szeregowcem.
— Ale…
— Nie przerywac. Warta nad kraterem ma byc zmieniana co godzine. Pierwszy patrol ma piorunem oczyscic teren. Dowodcy sekcji, po otrzymaniu raportu o jakiejkolwiek jamie, ustawia anteny sygnalowe, zeby dowodcy pododdzialow, sierzant i dowodca oddzialu mogli je skontrolowac, gdy do nich dotra Jesli nie bedzie ich zbyt wiele, przy kazdej ustawimy posterunek. Zdecyduje pozniej.
— Wedlug rozkazu.
Przelaczylem sie na szerszy obwod, by slyszec, jak sierzant dawal rozkazy zmieniajace pierwotny plan. Robil to sprawnie i precyzyjnie. Lepiej niz gdybym ja to robil. Nie jest latwo dowodzic oddzialem zolnierzy w kombinezonach, rozciagnietym na przestrzeni wielu mil. Kazdy rozkaz musi byc dokladny, zebys nie trafil w glowe wlasnego towarzysza… albo, jak w tym wypadku, zeby jakas czesc terenu nie zostala przeczesana dwukrotnie, a inna pominieta.
Sluchalem wszystkich naraz, bo chcialem wiedziec, o czym mowia miedzy soba.
Ale nic nie mowili. Kaprale odzywali sie tylko wtedy, gdy trzeba bylo dokonac zmian w sekcjach. Goncy meldowali o korektach w odstepach i pomiarach. Szeregowcy nie mowili w ogole nic.
Blackie mial racje — oddzial zostal mi przekazany zgrany jak kapela.
Wcale mnie nie potrzebowali! Moglem z powodzeniem wrocic do domu, a oni robiliby, co do nich nalezy.
Moze nawet lepiej…
Nie bylem pewny, czy postapilem slusznie, odmawiajac wycofania Cunhy spod krateru. Gdyby wynikly tam klopoty i nie zdolalibysmy dojsc na czas do tych chlopcow, na nic zdalaby sie wymowka, ze postapilem zgodnie z przepisami. Smierc zgodna z przepisami pozostaje smiercia.
Zaczalem sie zastanawiac, czy Bycze Karki maja w tej chwili zapotrzebowanie na sierzanta.
Przewazajaca czesc Pierwszego Czarnego Kwadratu byla rownie plaska jak step wokol Obozu Currie, tylko jeszcze bardziej gola. Mialo to te dobra strone, ze pozwalalo dostrzec wylazacego Pluskwo-Pajeczaka i zalatwic go, zanim ciebie zobaczyl.
Bylismy rozciagnieci tak szeroko, ze pomiedzy zolnierzami byly odstepy czteromilowe, a przerwy miedzy falami patrolujacymi i oczyszczajacymi teren wynosily okolo szesciu minut. A wiec kazde miejsce przez trzy do czterech minut bylo nie obserwowane — i w tym czasie, nawet z malych jam, moglo wydostac sie wielu Pluskwo-Pajeczakow. Oko radaru siega oczywiscie dalej niz oko ludzkie, ale nie widzi tak dokladnie.
Nie bylo jednak czasu na biadolenie, musialem spieszyc do krateru. Staralem sie uwazac na to, co sie dzialo wokol i obserwowalem obraz radarowy.
Nie dostrzeglem zadnej jamy, ale po drodze przeskoczylem przez wyrwe, w ktorej mogly sie ukrywac te potwory. Nie zatrzymalem sie jednak, a tylko podalem wspolrzedne sierzantowi, zeby kazal sprawdzic.
Krater byl nawet wiekszy, niz sobie wyobrazalem, liczniki wskazywaly silne natezenie promieniowania. Podsluch ziemny milczal.
— Kapitanie — raportowalem Blackiemu — nie odbieramy zadnych wibracji gruntu. Zejde do krateru i sprawdze, czy sa tam jakies jamy.
— Mlodziencze, trzymaj sie z daleka od tego krateru.
— Alez, kapitanie, jak tylko…
— Powiedzialem! Nie podchodz!