— Rozkaz!
Przez nastepne dziewiec godzin nic sie nie dzialo. Patrol, ktory nie ma nic do roboty, latwo ulega demoralizacji. Rozkazalem wiec przeczesywac teren w taki sposob, zeby nikt nie sprawdzal po raz drugi obszaru, w ktorym juz byl. Wszystko dobre, byle uniknac nudy.
Potem przyjechali goscie ze specjalnej jednostki — trzech oficerow eskortujacych talent wyczuwacza przestrzennego. Blackie zapowiedzial ich przybycie.
— Macie ich ochraniac i spelniac wszystkie ich zadania.
— Tak jest. A czego beda chcieli?
— A skad ja moge wiedziec? Jesli major Landry kaze ci stanac na glowie albo wyskoczyc ze skory i zatanczyc, to masz to zrobic.
Bylem ciekaw, bo nigdy nie widzialem specjalnego talentu przy pracy. Major Landry i dwaj oficerowie mieli pancerze i reczne miotacze ognia. Talent nie mial zadnej zbroi ani broni — tylko maske tlenowa. Byl ubrany w dosc zniszczony mundur, bez odznak, i wydawalo sie, ze go wszystko smiertelnie nudzi.
Po opuszczeniu samochodu zdjal maske. Bylem przerazony.
— Majorze, powietrze tu jest gorace. Poza tym ostrzezono nas, ze…
— Uspokoj sie — powiedzial major — On o tym wie.
Zamilklem. Talent odszedl pare krokow, zawrocil i wydal dolna warge. Oczy mial zamkniete i wydawal sie zatopiony w myslach. Potem otworzyl oczy i powiedzial rozdraznionym tonem:
— Jak tu mozna pracowac, skoro ci idioci skacza naokolo?
Major Landry rzucil szybko:
— Wydac oddzialowi rozkaz — padnij!
Przelknalem sline, chcialem argumentowac — ale wlaczylem obwod ogolny:
— Pierwszy oddzial Lampartow — padnij i zamrzyj!
I uslyszalem echo swojego rozkazu, powtarzanego wszystkim sekcjom. Spytalem:
— Majorze, czy moge im pozwolic na zmiane pozycji lezacej?
— Nie. I milczec.
Niebawem wyczuwacz wsiadl do samochodu i wlozyl maske. Pomknelismy pare mil dalej. Znowu zdjal maske i zaczal spacerowac. Tym razem mowil cos to do jednego, to do drugiego oficera bojowego, a ci potakiwali i szkicowali cos w blokach rysunkowych.
Odwiedzilismy jeszcze ze dwanascie miejsc, a oni za kazdym razem wykonywali taki same, na oko bezsensowne czynnosci.
Zanim nas opuscili, oficer, ktory cos tam rysowal, wyrwal z bloku kartke i wreczyl mi ja.
— Macie tu mape podterenu. Ta szeroka czerwona krecha to jedyny bulwar Pluskwo-Pajeczakow w waszym rejonie. Zaczyna sie na glebokosci tysiaca stop, ale wznosi sie stopniowo w kierunku lewej strefy tylow, gdzie osiaga glebokosc juz tylko czterystu piecdziesieciu stop. Niebieska siatka, laczaca sie z nim, to kolonia Pluskwo- Pajeczakow. Zaznaczylem jedyne miejsce, gdzie podchodzi pod powierzchnie na sto stop. Mozecie zainstalowac tam aparaty podsluchowe, dopoki sami sie tym nie zajmiemy.
Gapilem sie na kartke.
— Czy na tej mapie mozna polegac?
Oficer rzucil okiem na wyczuwacza:
— Oczywiscie, idioto! I w ogole, co ty wygadujesz? Chcesz go zmartwic?
Odjechali, a ja studiowalem rysunek. Inzynier-artysta wykonal szkic z kopia, a pudelko przetworzylo ten szkic na obraz przestrzenny tego, co znajdowalo sie o tysiac stop pod powierzchnia.
Tak bylem oszolomiony, ze musiano mi przypomniec, iz oddzial jest wciaz w pozycji zamrzyj! Odwolalem ten rozkaz, polecilem zdjac podsluchiwacze z krateru, wezwalem po dwoch zolnierzy z kazdej sekcji i kazalem im wziac namiary wedlug tej piekielnej mapy i nasluchiwac, co dzieje sie na szosie i w miescie Pluskwo- Pajeczakow.
Polaczylem sie z kapitanem. Obcial mnie krotko, kiedy zaczalem opisywac tunele Pluskwo-Pajeczakow.
— Major Landry przeslal mi fototelegram. Podaj tylko wspolrzedne swoich punktow podsluchowych.
Podalem.
— Niezle, Johnnie, ale niezupelnie tak, jak bym sobie zyczyl. Ustawiles za duzo podsluchiwaczy nad ich tunelami. Postaw czterech wzdluz autostrady i czterech wokol tego ich miasta. Pozostali niech obsadza obszar po drugiej stronie tunelu.
— Rozkaz. — Ale spytalem: — Kapitanie, czy mozemy polegac na tej mapie?
— O co ci chodzi?
— No… wyglada mi to jak magia. Czarna magia.
— Sluchaj, synu, otrzymalem specjalne polecenie dla ciebie od Marszalka Nieba. Kazal ci zakomunikowac, ze to jest oficjalna mapa… i ze on sam bedzie sie o wszystko martwil, a ty masz zajac sie swoim oddzialem. Zrozumiano?
— Tak jest, kapitanie.
— Ale poniewaz Pluskwo-Pajeczaki moga bardzo szybko wygrzebywac sie i wybijac sobie jamy, zwroc szczegolna uwage na posterunki podsluchowe poza obszarem ich tuneli. O kazdym halasie dochodzacym stamtad, glosniejszym od szmeru skrzydel motyla, nalezy mi natychmiast meldowac!
— Zrozumialem.
— Kiedy sie wygrzebuja, to slychac, jakby boczek skwierczal na patelni. Mowie na wypadek, gdybys nigdy dotychczas tego nie slyszal. Mozesz juz nie patrolowac terenu. Zostaw tylko jednego, zeby obserwowal krater i niech zolnierze spia na zmiane po dwie godziny. Ci, co beda czuwali, maja obslugiwac nasluch.
— Tak jest.
— Moze jeszcze przybeda inzynierowie bojowi. Skorygowany plan dzialan wyglada nastepujaco: kompania saperow wysadzi, a nastepnie zakorkuje glowny tunel. W ten sposob zostanie zablokowany pokazny odcinek ich arterii przelotowej i odcieta znaczna czesc kolonii. Takie same akcje beda podjete na innych obszarach. A potem zobaczymy. Moze Pluskwo-Pajeczaki przebija sie na powierzchnie i bedziemy mieli regularna bitwe albo tez przycupna na dole i wtedy bedziemy musieli zejsc do nich, kolejno sektor po sektorze.
Wcale nie bylem pewny, czy zrozumialem, ale przynajmniej wiedzialem, co mam robic: przegrupowac posterunki podsluchowe i polozyc spac polowe oddzialu. A potem polowanie na Pluskwo-Pajeczaki.
Ja sam nie mialem zamiaru spac. Nie kazano mi i nie prosilem o to. Mysl o spaniu, kiedy wiedzialem, ze tysiace Pluskwo-Pajeczakow znajdowalo sie o pareset stop pode mna, przyprawiala mnie o skurcze zoladka. Byc moze jednak, ze ten wyczuwacz nie mylil sie i nasze posterunki podsluchowe zaalarmuja nas, kiedy potwory zaczna sie wygrzebywac. Byc moze. Ale nie chcialem ryzykowac.
Przygryzlem swoj prywatny obwod.
— Sierzancie.
— Slucham?
— Mozecie sie zdrzemnac. Ja bede czuwal.
— Co takiego?
— O ile zrozumialem, skorygowany plan nie przewiduje zadnej akcji na najblizsze cztery godziny. Wiec pan moze sie teraz przespac, a potem…
— Nie ma mowy! Nie pojde spac. Skontroluje posterunki podsluchowe i bede czekal na tych saperow.
— Johnnie!
Przestawilem obwod.
— Slucham, kapitanie? — Czy stary podsluchiwal?
— Wszystkie posterunki ustawione?
— Tak jest, kapitanie, i polowa oddzialu spi. Teraz zajme sie inspekcja posterunkow. Potem…
— Niech to zrobi sierzant. A ty wypocznij.
— Alez kapitanie!
— Poloz sie. To jest rozkaz. Przygotuj sie do snu… raz… dwa… trzy…!
I nagle glosno moje imie: