tez.
IsoldA
A kto jechal za nim?
Romeo-y-Cohiba
Dwa karly, tez na rolkach i w sombrerach. Twarzy nie widzialem, karly mialy pochylone glowy, zeby w pedzie nie zgubic kapeluszy. Trzymaly skraj jego koszulki, jak jakis tren.
IsoldA
I tyle?
Romeo-y-Cohiba
Na szczescie tak. A ty kogo spotkalas?
IsoldA
To bylo na rogu jednej z alej. Uslyszalam za plecami brzek szarpnietej struny. Obrocilam sie i zobaczylam jakies dwadziescia metrow od siebie gigantycznego czlowieka. Stal kolo fontanny. Byl ubrany w czarno-zloty kostium, calkiem jak z epoki trzech muszkieterow, a twarz ukrywal pod zlota maska przedstawiajaca slonce, i trzymal te maske na patyczku. Obok staly dwa odziane w purpurowy aksamit karly z takimi smiesznymi pekatymi gitarkami w rekach. Zagraly kilka delikatnych akordow, a potem gigant przesunal troche maske i wtedy odbilo sie w niej slonce i oslepilo mnie, musialam zamknac oczy. Kiedy je otworzylam, kolo fontanny nikogo juz nie bylo. Nie zdazylam sie nawet przestraszyc. Pomyslalam, ze to halucynacja po tym wszystkim, czego sie tu naczytalam. Ale teraz sama juz nie wiem, co myslec. No dobrze, opowiadaj.
Romeo-y-Cohiba
Pomyslalem, ze gdyby ten gigant chcial mnie zabic, juz dawno by to zrobil. Dlatego poszedlem dalej, jakby nic sie nie stalo. Nikogo wiecej nie spotkalem. Drzwi pawilonu byly otwarte. Za nimi ciagnal sie krety korytarz. Oczywiscie ciemny. Deski podlogi dziwnie skrzypialy, jakby pod kazda siedzialy po trzy myszy. Generalnie klimat nieciekawy. W korytarzu byly drzwi, a za nimi kolejne. Poszedlem na slepo przez te zatechla, skrzypiaca ciemnosc i zaraz sie zgubilem. Ogarnela mnie apatia. Chcialem upasc na podloge, zamknac oczy i zapomniec o wszystkim. I pewnie tak bym zrobil, ale jedne z drzwi zaprowadzily mnie do sporego pokoju, w ktorym palilo sie swiatlo. Nie bylo w nim mebli ani okien, byl za to kurz, a srodkiem biegla krata ze stalowych pretow, takich grubych, ze nawet slon by ich nie sforsowal. Wisialo tez kilka obrazow odwroconych do sciany, pewnie po to, pomyslalem, zeby sie nie kurzyly, proste i genialne, nie trzeba zadnych szyb. Na drzwiach, ktore zamknely sie za mna, wisiala tabliczka: Cisza! A za krata byl fresk z najpiekniejsza dziewczyna, jaka w zyciu widzialem. Na cala sciane.
IsoldA
Dziewczyna na cala sciane?
Romeo-y-Cohiba
Nie, fresk. Jakis ogrod, pelen egzotycznych roslin i ptakow. A w samym srodku dziewczyna naturalnej wielkosci. Calkiem naga i bardzo piekna. Miala zielone wlosy podobne do zdzbel trawy, rozwiewal je namalowany wiatr. I rownie zielone rzesy. Lezala w perlowej muszli, zakrywajac nieco dol smaglego brzucha bukietem kwiatow. Jeszcze jedno: brzeg muszli nad jej glowa pokrywaly wypustki przypominajace rogi; na rogach zamocowano czarne gumowe uchwyty. Wypustki stanowily czesc fresku, ale uchwyty byly prawdziwe, jak w autobusie. Sprobowalem, mozna sie bylo ich trzymac. Tylko nie wiadomo, po co.
IsoldA
Jak to sprobowales? Przeciez miedzy drzwiami a freskiem byla krata?
Romeo-y-Cohiba
Fakt. Ale bez problemu udalo mi sie przez nia przecisnac. Chyba nie miala chronic przed ludzmi.
IsoldA
Opisz te dziewczyne.
Romeo-y-Cohiba
Miala jakies osiemnascie lat, ale wygladala najwyzej na czternastolatke. Lezala w bezwstydnej, chociaz calkiem naturalnej pozycji. Chce przez to powiedziec, ze ta pozycja bylaby okropnie bezwstydna, gdyby dziewczyna wiedziala, ze ktos na nia patrzy. A gdyby lezala tak u siebie w domu, szczegolnie w upal, nie byloby w tym, oczywiscie, nic bezwstydnego. Tyle ze patrzyla wprost na widza, czyli na mnie. Ironicznie mruzyla oczy, jakby mnie naprawde widziala, i lekko sie usmiechala. A oczy miala takie zielone… Nie wiem, co malarz chcial przez to powiedziec. Moze lezala w takiej pozycji, wiedzac, ze ktos na nia patrzy, czyli jednak byla wyzywajaco bezwstydna, chociaz jakos nie bardzo w to wierze. A moze myslala, ze nikogo nie ma w poblizu, i usmiechala sie zaskoczona, bo dopiero mnie zauwazyla. Jezeli tak, to malarz byl prawdziwym geniuszem, znakomicie uchwycil moment, w ktorym mozg kazal jej juz zapiszczec, ale polecenie nie zdazylo jeszcze dotrzec do miesni krtani. W tej sytuacji bezwstydnie zachowalem sie ja, bo wciaz na nia patrzylem, i nawet mnie to podniecalo. Krotko mowiac, prawdziwa sztuka. Tajemnicza perla malarstwa. Ale nie mialem juz czasu na kontemplacje, bo bukiet kwiatow niespodziewanie odsunal sie z dolu brzucha. A zakrywala kwiatami nie po prostu dol brzucha, tylko najglebszy dol, tak dolny, ze potem moze byc juz tylko wyzej…
IsoldA
Rozumiem, Romeo, rozumiem.
Romeo-y-Cohiba
Pewnie w scianie byl jakis mechanizm. Reka z bukietem przekrecila sie w lokciu, jak wskazowka zegara. Ale nie zdazylem juz zobaczyc, co bylo za bukietem, bo swiatlo przygaslo i zaraz zrobilo sie calkiem ciemno. Podszedlem do sciany i obmacalem ja. Tam, gdzie wczesniej byl bukiet, znalazlem spory otwor. Ostroznie wsunalem reke i nagle trafilem na cos miekkiego i zywego, co natychmiast ucieklo. Zdaje sie, to tez reka. Zaskoczony krzyknalem, i spod sufitu prysnelo jakis gryzace swinstwo, chyba gaz lzawiacy. Odskoczylem. Powoli zapalalo sie swiatlo. Kiedy bylo go juz tyle, ze moglem cokolwiek widziec, bukiet wrocil z powrotem na swoje miejsce. Okropnie piekly mnie oczy i wybieglem z pokoju jak z komory gazowej.
IsoldA
Teraz juz cie nie pieka?
Romeo-y-Cohiba
Juz nie.
IsoldA
Jasne.
Romeo-y-Cohiba
Co jasne, Izoldo?
IsoldA
Wyglada na to, ze trafilam na te sama machine, tylko z drugiej strony. Kiedy gigant w slonecznej masce zniknal, poszlam do pawilonu. Drzwi byly zamkniete. Okna rowniez. Rozbilam szybe, otworzylam zasuwke i