– Panie Katagiri, to ja sie podejme bezposredniej walki. Ale sam sobie nie poradze. W tym tkwi sedno sprawy. Potrzebna mi jest panska odwaga i uczciwosc. Musi pan za mna stac i dopingowac: „Nie daj sie, Zabo! Dobrze idzie! Wygrasz! Racja jest po twojej stronie!”.
Zaba rozlozyl rece, a potem znow klepnal sie po kolanach.
– Szczerze mowiac, ja tez sie boje walczyc w ciemnosci z Dzdzownica. Od dawna jestem pacyfista kochajacym sztuke i zyjacym w zgodzie z natura. Wcale nie lubie walki. Ale podejme ja, bo musze. Na pewno bedzie przerazajaca. Moge jej nie przezyc. Moge w niej stracic jakas konczyne. Lecz nie uciekne. Jak mowi Nietzsche, najwyzsza madroscia jest przezwyciezenie strachu. Chce, zeby sie pan ze mna podzielil odwaga. Zeby mnie pan wspieral jak przyjaciela. Rozumie pan?
Katagiri nadal bardzo niewiele z tego rozumial, lecz z jakiegos powodu wydawalo mu sie, ze moze zaufac slowom Zaby, mimo ze brzmialy nieprawdopodobnie. Z jego oczu, z jego slow bila uczciwosc chwytajaca za serce. Natychmiastowe wyczuwanie takich rzeczy stalo sie druga natura dla Katagiriego wykonujacego najniebezpieczniejsza prace w banku.
– Kazdy na pana miejscu by sie wahal, gdyby nagle pojawila sie przed nim wielka zaba i bezczelnie wystapila z taka sprawa, proszac, zeby jej zaufac. Uwazam, ze to naturalna reakcja. Dlatego postanowilem dac panu dowod, ze naprawde istnieje. Ostatnio ma pan klopoty z odzyskaniem pieniedzy od firmy handlowej Higashi Okuma, prawda?
– Faktycznie.
– Stoja za nimi jacys naciagacze majacy zwiazki z mafia. Chca doprowadzic do bankructwa firmy i zlikwidowac dlug. Tak zwane wykrecanie sie od splaty. Ktos udzielil pozyczki bez starannego zbadania sytuacji finansowej firmy. Jak zawsze konsekwencje ponosi pan Katagiri. Lecz tym razem przeciwnik jest silny i nie mozna sobie z nim poradzic. Ukrywa sie za nim jakis wplywowy polityk. Dlug wynosi okolo siedmiuset milionow jenow. Czy tak sie przedstawia sytuacja?
– Wszystko sie zgadza.
Zaba wyciagnal przed siebie ramiona. Duze zielone blony rozpostarly sie jak cienkie skrzydelka.
– Prosze pana. Niech sie pan nie martwi. Zaba to zalatwi. Jutro rano problem bedzie rozwiazany. Moze pan spac spokojnie.
Zaba wstal, usmiechnal sie i splaszczywszy sie jak bibulka, wyslizgnal sie przez szczeline miedzy framuga a zamknietymi drzwiami. Katagiri zostal sam. O niedawnej obecnosci Zaby swiadczyly jedynie dwie czarki na stole.
Kiedy nastepnego dnia Katagiri przyszedl o dziewiatej do pracy, od razu na biurku odezwal sie telefon.
– Panie Katagiri – powiedzial meski glos. Brzmial chlodno i urzedowo. – Nazywam sie Shiraoka i jestem prawnikiem reprezentujacym firme handlowa Higashi Okuma. Dzis rano otrzymalem od klienta wiadomosc dotyczaca spornej kwestii splaty pozyczki. Podobno zamierzaja zgodnie z waszymi zadaniami zobowiazac sie do splacenia calej sumy w uzgodnionym terminie. Zloza stosowne oswiadczenie. I w zwiazku z tym prosza, zeby pan nie wysylal juz do nich Zaby. Powtarzam: ma pan poprosic Zabe, zeby ich wiecej nie nachodzil. Ja nie jestem zorientowany we wszystkich szczegolach, ale moze pan rozumie, o co chodzi?
– Rozumiem.
– I przekaze pan Zabie to, co powiedzialem?
– Niewatpliwie przekaze Zabie. Wiecej sie u nich nie pojawi.
– Doskonale. W takim razie na jutro przygotuje oswiadczenie.
– Polecam sie.
Mezczyzna sie rozlaczyl.
Zaba pojawil sie w biurze Katagiriego w czasie przerwy obiadowej.
– No i jak? Sprawa z firma handlowa Higashi Okuma zakonczyla sie pomyslnie, prawda?
Katagiri pospiesznie rozejrzal sie dookola.
– Prosze sie nie niepokoic. Nikt procz pana mnie nie widzi – powiedzial Zaba. – No to dzieki temu zrozumial pan, ze naprawde istnieje. Nie jestem wytworem panskiej wyobrazni. Dzialam w rzeczywistym swiecie i sa efekty tego dzialania. Naprawde zyje.
– Panie Zaba – zaczal Katagiri.
– Zabo – skorygowal Zaba, podnoszac palec.
– Zabo – poprawil sie Katagiri. – Co pan im zrobil?
– Nic wielkiego. Troche ich przestraszylem. Zrobilem cos, co wymaga niewiele wiecej zachodu niz gotowanie brukselki. Wywolalem w nich wewnetrzny strach. Jak pisal Joseph Conrad, prawdziwy strach to strach przed wlasna wyobraznia. No i jak? Sprawa pomyslnie sie zakonczyla, prawda?
Katagiri przytaknal i zapalil papierosa.
– Na to wyglada.
– Czy w takim razie uwierzyl pan w to, co mowilem wczoraj wieczorem? Podejmie pan wraz ze mna walke z Dzdzownica?
Katagiri westchnal, a potem zdjal i przetarl okulary.
– Szczerze mowiac, nie bardzo mam ochote, ale to pewnie nie znaczy, ze uda mi sie tego uniknac.
Zaba skinal glowa.
– To kwestia odpowiedzialnosci i honoru. Nie mamy na to ochoty, lecz musimy zejsc pod ziemie i stanac do walki z Dzdzownica. Jezeli przegramy i zginiemy, nikt po nas nie zaplacze. A nawet jesli nam sie powiedzie i pokonamy Dzdzownice, nikt nas nie pochwali. Bo nikt nie bedzie wiedzial, ze pod ziemia toczyla sie taka walka. Bedziemy o tym wiedzieli tylko my dwaj. Tak czy inaczej, bedzie to walka samotna.
Katagiri przygladal sie przez chwile swojej rece i dymowi unoszacemu sie z papierosa. Potem przemowil:
– Panie Zaba, ja jestem przecietny.
– Zabo – poprawil Zaba, lecz Katagiri go zignorowal.
– Jestem bardzo przecietny. Jestem ponizej przecietnej. Lysieje, rosnie mi brzuch, w zeszlym miesiacu skonczylem czterdziesci lat. Mam plaskostopie, lekarz stwierdzil u mnie sklonnosc do cukrzycy. Ostatni raz spalem z kobieta az trzy miesiace temu. I byla to prostytutka. W moim dziale troche mnie cenia za odzyskiwanie dlugow, ale to nie znaczy, ze ktos mnie szanuje. Ani w pracy, ani w zyciu prywatnym nikt mnie nie lubi. Jestem malomowny i niesmialy, wiec z nikim nie moge sie zaprzyjaznic. Moje umiejetnosci sportowe sa rowne zeru, nie mam sluchu muzycznego, jestem niski, mam zwezenie napletka i jestem krotkowidzem. Mam nawet lekki astygmatyzm. Straszne zycie. Tylko spie, wstaje, jem i sram. Nie jestem nawet pewien, po co w ogole zyje. Dlaczego ktos taki jak ja ma ratowac Tokio?
– Panie Katagiri – powiedzial Zaba uroczyscie. – Tylko ktos taki jak pan moze uratowac Tokio. I ja chce uratowac Tokio wlasnie dla takich ludzi jak pan.
Katagiri jeszcze raz westchnal gleboko.
– No to co ja mam wlasciwie zrobic?
Zaba przedstawil mu swoj plan. O polnocy siedemnastego lutego (czyli dzien przed przewidywanym trzesieniem) zejda pod ziemie. Wejscie znajduje sie w kotlowni pod oddzialem banku Tokyo Security Trust w Shinjuku. Za jedna ze scian jest szyb. Zejda piecdziesiat metrow po drabince sznurowej i dotra do miejsca, w ktorym mieszka Dzdzownica. Spotkaja sie o polnocy w kotlowni (Katagiri zostanie w budynku pod pozorem pracy po godzinach).
– Czy obmyslil pan jakas strategie walki? – zapytal Katagiri.
– Obmyslilem. Z nikim nie da sie wygrac bez odpowiedniej strategii. Szczegolnie z oslizglym stworzeniem wielkosci wagonu kolejowego, u ktorego nie mozna odroznic otworu gebowego od odbytu.
– Na czym opiera sie ta strategia?
Zaba zamyslil sie na chwile.
– Milczenie jest zlotem.
– To znaczy: lepiej, zebym nie wiedzial?
– Mozna to i tak ujac.
– A co pan zrobi, Panie Zaba, jezeli mnie w ostatniej chwili ogarnie strach i uciekne?
– Zabo – poprawil go Zaba.