– Zrobilismy, co bylo w naszej mocy. My… – Zaba przerwal i odetchnal gleboko. – Uzylismy wszystkich rodzajow broni, jakie udalo nam sie zdobyc, wykorzystalismy cala odwage. Ciemnosc byla sojusznikiem Dzdzownicy. Przyniosl pan ze soba generator z napedem noznym i oswietlil pan pole walki, jak sie dalo najlepiej. Poslugujac sie iluzjami powstajacymi w ciemnosci, Dzdzownica probowal pana odpedzic. Lecz pan mu sie nie dal. Ciemnosc i swiatlo gwaltownie zmagaly sie ze soba. W tym swietle walczylem z Dzdzownica wrecz. Owinal sie wokol mnie i pokryl mnie lepka ciecza strachu. Rozerwalem go na kawalki. Lecz nawet bedac w kawalkach, nie umieral, tylko dzielil sie na czesci. I… – Zaba umilkl, a potem jakby znow zebral sie w sobie resztkami sil i mowil dalej. – Fiodor Dostojewski z niezrownana delikatnoscia opisywal ludzi opuszczonych przez Boga. W tym zalosnym paradoksie, ze czlowiek, ktory stworzyl Boga, zostaje przez niego opuszczony, dostrzegl wartosc ludzkiej egzystencji. Walczac w mroku z Dzdzownica, nieoczekiwanie przypomnialem sobie Biale noce Dostojewskiego. Ja… – Zaba zawahal sie. – Prosze pana, czy moge sie chwile zdrzemnac? Zmeczylem sie.

– Spij sobie, ile chcesz.

– Nie udalo mi sie go zniszczyc – dodal Zaba i zamknal oczy. – Jakos dalem rade zapobiec trzesieniu ziemi, lecz w walce z Dzdzownica doprowadzilem tylko do remisu. Zadalem mu rany i on mnie zadal rany… Ale wie pan co?

– Co?

– Jestem Zaba w czystej postaci, a jednoczesnie symbolem swiata „niezabiego”.

– Nie bardzo rozumiem.

– Ja tez nie bardzo rozumiem – powiedzial Zaba, nie otwierajac oczu. – Po prostu tak mi sie zdaje. Nie zawsze to, co widzimy, jest prawda. Ja bedacy czescia mnie jestem swoim wlasnym wrogiem. Mam w sobie nie- siebie. Glowe wypelnia mi mgla. Nadjezdza lokomotywa. Ale chcialbym, zeby pan to zrozumial.

– Zabo, jestes zmeczony. Jak sie przespisz, dojdziesz do siebie.

– Prosze pana, ja bede powoli wracal do chaosu. Lecz jezeli… ja…

Zaba urwal i stracil swiadomosc.

Dlugie ramiona zwisaly, nieomal siegajac podlogi. Wielkie plaskie usta byly lekko rozchylone. Kiedy Katagiri wytezyl wzrok, dostrzegl, ze cale cialo Zaby pokrywaja glebokie rany. Tu i tam przecinaly je ciemne pregi, glowa byla w jednym miejscu wklesla, jakby ktos wyrwal z niej kawalek ciala.

Katagiri dlugo przygladal sie Zabie otulonemu grubym plaszczem snu. Po wyjsciu ze szpitala kupie Anne Karenine oraz Biale noce i przeczytam. Potem pogadamy sobie o nich z Zaba.

Wkrotce Zaba zaczal lekko drzec. Poczatkowo Katagiri myslal, ze to mimowolne skurcze miesni podczas snu, lecz mylil sie. Zaba poruszal sie jakos nienaturalnie, jak wielka lalka, ktora ktos od tylu potrzasa. Katagiri przygladal sie, wstrzymujac oddech. Chcial wstac i podejsc do Zaby, lecz zdretwiale cialo go nie sluchalo.

Niebawem nad oczami Zaby pojawil sie i nabrzmial wielki wrzod. Na ramionach, na bokach rowniez wykwitaly podobne brzydkie wrzody jak bable na powierzchni wrzacej wody. Pokryly cale cialo Zaby. Katagiri nie mial pojecia, co sie z nim dzieje. Patrzyl tylko, dalej wstrzymujac oddech.

Nagle jeden z wrzodow pekl. Rozlegl sie odglos pekajacej skory i rozerwala sie na strzepy. Z wrzodu wyplynela gesta ciecz, rozszedl sie nieprzyjemny zapach. Kolejne wrzody pekaly jeden po drugim. Razem peklo ich ze dwadziescia, a moze trzydziesci, do sciany przylgnely strzepy skory i odpryski ropy. Niewielki pokoj szpitalny wypelnil sie trudnym do zniesienia fetorem. W miejscach po wrzodach potworzyly sie czarne dziury i wypelzly z nich roje roznej wielkosci robakow. Byly biale i tluste. Po nich pojawily sie stonogi. Ich niezliczone odnoza wydawaly nieprzyjemny odglos. Wypelzaly jedna za druga. Cialo Zaby – a raczej to, co dawniej bylo cialem Zaby – pokryly rozmaite wylaniajace sie z mroku robaki. Duze okragle galki oczne wypadly z oczodolow na podloge. Czarne robaki o mocnych szczekach zaroily sie i rzucily sie, by je pozrec. Stada lepkich dzdzownic jakby na wyscigi pelzly w gore po scianach i wkrotce dotarly do sufitu. Pokryly jarzeniowke i wpelzly do czujnika przeciwpozarowego.

Podloga takze zaroila sie od owadow. Oblazly lampe stojaca przy lozku, tak ze przeslonily jej swiatlo. Oczywiscie wpelzly tez na lozko. Wszelkie mozliwe rodzaje owadow wslizgnely sie pod koldre Katagiriego. Wspinaly sie po nogach, wpelzaly mu pod koszule i miedzy uda. Male robaki i dzdzownice dostawaly sie do wnetrza jego ciala przez odbytnice, uszy i nos. Stonogi na sile rozwarly mu usta i jedna po drugiej wtargnely do srodka. Katagiri wrzasnal zrozpaczony.

Ktos zapalil lampe. Pokoj zalalo swiatlo.

– Prosze pana! – zawolala pielegniarka. Katagiri otworzyl oczy w jasnym pokoju. Byl mokry od potu, jakby ktos polal go woda. Robaki zniknely. W calym ciele pozostalo nieprzyjemne lepkie uczucie.

– Znowu mial pan zly sen. Wspolczuje panu.

Pielegniarka szybko przygotowala strzykawke i wbila mu igle w ramie.

Katagiri odetchnal, powoli nabierajac i wypuszczajac powietrze. Serce gwaltownie kurczylo sie i rozkurczalo.

– Co sie panu snilo?

Nie byl pewien, gdzie konczy sie sen, a zaczyna rzeczywistosc.

– Nie zawsze to, co widzimy, jest prawda – powiedzial, jakby sam siebie chcial przekonac.

– Tak – zgodzila sie pielegniarka z usmiechem. – Szczegolnie w przypadku snow.

– Zaba – wyszeptal Katagiri.

– Co z Zaba?

– Zaba sam uratowal Tokio od ruiny.

– To cale szczescie – powiedziala pielegniarka. Zalozyla nowa kroplowke. – To cale szczescie. W Tokio nie potrzeba juz wiecej okropnosci. Wystarczy tych, ktore sa.

– Ale za to Zaba odniosl rany i zginal. Pewnie wrocil do chaosu, z ktorego sie wylonil. Juz wiecej nie przyjdzie.

Pielegniarka otarla mu pot z czola, nie przestajac sie usmiechac.

– Musial pan go lubic, prawda?

– Lokomotywa – Katagiriemu platal sie jezyk. – Najbardziej ze wszystkich.

Potem zamknal oczy i zapadl w spokojny sen bez snow.

Ciastka z miodem

Hachimitsu pai

1

– Mis Masakichi znalazl tyle miodu, ze sam nie mogl go zjesc, wiec napelnil nim wiadro i zszedl z gor do miasteczka, zeby miod sprzedac. Masakichi byl mistrzem w podbieraniu miodu.

– A skad mis mial wiadro? – zapytala Sara.

– Znalazl przypadkiem. Lezalo na drodze, wiec je sobie wzial. Pomyslal, ze kiedys moze mu sie przydac – wyjasnil Jumpej.

– I przydalo sie.

– Wlasnie. Mis Masakichi przyszedl wiec do miasteczka, znalazl sobie wolne miejsce na placu targowym, zrobil napis: „Smaczny naturalny miod – 200 jenow za kubek”, i zaczal sprzedawac.

– Misie umieja pisac?

– No. Misie nie umieja pisac – odparl Jumpej. – Poprosil jakiegos pana, ktory akurat mial olowek, zeby mu zrobil napis.

– A umieja liczyc pieniadze?

– Yes. Umieja liczyc pieniadze. Maly Masakichi wychowal sie wsrod ludzi, wiec

Вы читаете Wszystkie boze dzieci tancza
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×