nauczyl sie mowic, liczyc pieniadze i robic inne takie rzeczy. Byl z natury pojetny.
– Czyli troche sie roznil od innych misiow?
– Tak, troche sie roznil. Byl dosc niezwyklym misiem. Dlatego inne, zwykle misie unikaly go.
– Co to znaczy, ze go unikaly?
– Unikaly, to znaczy, ze mowily na przyklad: „Co u licha? Czemu on sie tak popisuje?”, prychaly i nie chcialy miec z nim do czynienia. Nie mogly sie z nim oswoic. Szczegolnie nie lubil go rozrabiaka Tonkichi.
– Biedny Masakichi.
– Biedny. Co gorsza, ludzie tez mowili: „Umie niby liczyc i mowic, ale to przeciez niedzwiedz”. Ani swiat misiow, ani swiat ludzi nie uwazal go za swojego.
– To byl naprawde biedny. Nie mial kolegow?
– Nie mial. Misie nie chodza do szkoly, wiec trudno im znalezc kolegow.
– A ja mam kolegow i kolezanki w przedszkolu.
– Oczywiscie – powiedzial Jumpej. – Oczywiscie, ze masz kolegow i kolezanki.
– A ty, Jumpej, masz kolegow? – Sara nazywala go Jumpej, bo „wujek Jumpej” bylo za dlugie.
– Twoj tata jest od bardzo dawna moim najlepszym kolega. I twoja mama tak samo jest moja najlepsza kolezanka.
– To dobrze, ze masz kolegow.
– Rzeczywiscie. Dobrze, ze mam kolegow. Masz racje.
Jumpej czesto opowiadal Sarze przed snem wymyslane na poczekaniu bajki. Jezeli czegos nie rozumiala, zawsze pytala. Jumpej cierpliwie odpowiadal na wszystkie pytania. Byly dociekliwe i interesujace, a poza tym zastanawianie sie nad odpowiedzia dawalo czas na wymyslenie dalszego ciagu bajki.
Sayoko przyniosla cieple mleko dla Sary.
– Rozmawiamy o misiu Masakichim – poinformowala matke dziewczynka. – Jest mistrzem w podbieraniu miodu, ale nie ma kolegow.
– Aha. A czy to duzy mis? – zapytala Sayoko.
Sara spojrzala na Jumpeja zaniepokojona.
– Czy Masakichi jest duzy?
– Nie bardzo duzy. To raczej niewielki niedzwiadek. Mniej wiecej tej wielkosci co ty. I jest grzeczny. Nie lubi punku ani hard rocka. Slucha sobie czasem Schuberta.
Sayoko zanucila melodie
– Jak slucha muzyki, to znaczy, ze ma odtwarzacz plyt kompaktowych? – zapytala Sara.
– Znalazl gdzies radiomagnetofon i zabral go do domu.
– Czy w gorach naprawde mozna zawsze znalezc takie przydatne rzeczy? – zapytala Sara z powatpiewaniem.
– To bardzo, bardzo strome gory i wszystkim turystom kreci sie w glowach, wiec po drodze wyrzucaja po kolei niepotrzebne rzeczy. Mowia sobie: „Nie ma rady. Plecak jest za ciezki. Nie moge go dalej niesc. Niepotrzebne mi wiadro. Radiomagnetofon tez niepotrzebny”, i wyrzucaja. Dlatego na drodze lezy wiele przydatnych rzeczy.
– Mamusia tez zna to uczucie – powiedziala Sayoko. – Zdarza sie, ze chce czlowiek wszystko wyrzucic.
– Mnie sie nie zdarza.
– Bo zawsze ci wszystkiego malo – odparla Sayoko.
– Nie zawsze – zaprotestowala Sara.
– To dlatego, ze jestes jeszcze mloda i pelna energii – sprostowal Jumpej, patrzac na nia lagodnie. – Ale wypij szybko mleczko. Jak wypijesz, opowiem ci dalej o misiu Masakichim.
– Dobrze – zgodzila sie Sara, ujela kubek w dlonie i uwazajac, zeby nie rozlac, wypila cieple mleko. – A dlaczego Masakichi nie piecze ciastek z miodem? Moglby je sprzedawac. Na pewno ludzie w miasteczku bardziej by sie cieszyli z ciastek z miodem niz z samego miodu.
– Bardzo sluszna uwaga. Zysk takze mialby wiekszy – powiedziala Sayoko z usmiechem.
– Tworzenie nowego rynku dzieki wartosci dodanej. To dziecko ma zadatki na przedsiebiorce – powiedzial Jumpej.
Przed druga Sara w koncu wrocila do lozka i usnela. Po upewnieniu sie, ze spi, Jumpej i Sayoko usiedli naprzeciw siebie przy kuchennym stole i wypili na spolke puszke piwa. Sayoko miala dosc slaba glowe, a Jumpej musial jeszcze wrocic samochodem do domu do Yoyogi-Uehara.
– Przepraszam, ze cie tu wyciagnelam w srodku nocy – powiedziala Sayoko. – Ale nie wiedzialam, co robic. Bylam wykonczona, u kresu wytrzymalosci, a wiedzialam, ze tobie na pewno uda sie ja uspokoic. Przeciez nie moglam zadzwonic do Kana.
Jumpej przytaknal, wypil lyk piwa i zjadl krakersa z talerzyka.
– Nie musisz sie mna przejmowac. I tak nie spie do rana, a w nocy nie ma duzego ruchu. To zaden klopot.
– Pracowales?
– W zasadzie tak.
– Pisales cos?
Jumpej skinal potakujaco glowa.
– Dobrze idzie?
– Jak zawsze: pisze opowiadanie. Ukazuje sie w czasopismie literackim. Nikt go nie czyta.
– Ja czytam wszystko, co piszesz. Bez wyjatku.
– Dzieki. Jestes bardzo mila. Ale tak czy inaczej, opowiadanie jako gatunek literacki staje sie coraz bardziej przestarzale, jak biedny suwak logarytmiczny. No, ale to niewazne. Porozmawiajmy o Sarze. Czy to jej sie od czasu do czasu zdarza?
Sayoko skinela glowa.
– Byloby dobrze, gdyby zdarzalo sie tylko od czasu do czasu. Ostatnio jest tak prawie co dzien. Po polnocy dostaje histerii i wyskakuje z lozka. Przez dluzszy czas trzesie sie ze strachu, nie moze sie uspokoic. Pocieszam ja, jak moge, lecz nie przestaje plakac. Juz nie wiem, co mam robic.
– Nie przychodzi ci do glowy zadna mozliwa przyczyna?
Sayoko dopila piwo i przez chwile przygladala sie pustej szklance.
– Pewnie ogladala za duzo wiadomosci o trzesieniu ziemi w Kobe. Prawdopodobnie te obrazy sa zbyt dramatyczne dla czteroletniej dziewczynki. Mysle tak, bo zaczela sie budzic w nocy mniej wiecej od czasu trzesienia ziemi. Mowi, ze przychodzi do niej jakis nieznajomy – „pan Trzesieniowy”. Budzi ja i probuje wepchnac do niewielkiego pudelka. Jest za male, czlowiek sie w nim nie zmiesci. Sara mowi, ze nie chce do pudelka, a wtedy on chwyta ja za reke i probuje tam wepchnac na sile, lamiac jej konczyny w stawach. Dlatego Sara krzyczy i budzi sie.
– Pan Trzesieniowy?
– Uhm. Podobno jest stary, wysoki i chudy. Budzi sie z tego snu, zapala swiatla w calym mieszkaniu, obchodzi wszystkie katy i szuka go. W szafie, w szafce na buty, pod lozkiem, w szufladach komody. Powtarzam jej, ze to tylko sen, ale nie slucha. Kiedy skonczy przeszukiwanie i upewni sie, ze go nigdzie nie ma, nareszcie sie uspokaja i moze znow zasnac. To potrafi zajac dwie godziny i ja jestem kompletnie wyrwana ze snu. Ledwo sie trzymam na nogach z chronicznego niewyspania. Nawet pracowac mi trudno.
Sayoko rzadko mowila tak otwarcie o tym, co czuje.
– Lepiej, zeby nie ogladala wiadomosci – powiedzial Jumpej. – Nie powinnas wlaczac telewizora. Teraz na wszystkich kanalach pokazuja skutki trzesienia ziemi.
– Ja juz prawie nie ogladam telewizji. Ale to nie pomaga. Pan Trzesieniowy i tak przychodzi. Bylam z nia nawet u lekarza. Dal mi tylko srodki nasenne, zeby sie mnie pozbyc.
Jumpej rozmyslal nad tym przez chwile.
– Jesli chcesz, moze w niedziele pojdziemy do zoo? Sara mowi, ze chcialaby zobaczyc prawdziwego misia.
Sayoko spojrzala na Jumpeja spod przymruzonych powiek.
– Niezly pomysl. Moze ja to rozerwie. Tak, chodzmy we czworke do zoo. Dawno nigdzie razem nie bylismy. Skontaktujesz sie z Kanem i powiesz mu?