W dzien przed powrotem do Japonii po drodze z basenu do hotelu Nimit zabral ja do pobliskiej wsi.
– Pani doktor, mam do pani prosbe – powiedzial, patrzac na nia we wstecznym lusterku. – Prywatna prosbe.
– Coz to za prosba?
– Czy moglaby mi pani poswiecic godzine? Chcialbym pania zabrac w pewne miejsce.
– Prosze bardzo – odpowiedziala Satsuki. Nie zapytala, co to za miejsce. Juz wczesniej zdecydowala, ze we wszystkim zdaje sie na Nimita.
By dotrzec do domku owej kobiety, musieli przejechac przez cala wies. Byla to biedna wioska z biednymi domkami. Na zboczu rzedy ciasnych, nieomal zachodzacych na siebie pol ryzowych, wychudle, brudne bydlo. Na drodze pelno bylo kaluz, wszedzie unosil sie zapach lajna. Po wiosce wloczyl sie pies ze sterczacym czlonkiem, z okropnym warkotem przejechal motor 50cc i rozpryskal kaluze na obie strony. Nieomal nagie dzieci staly rzadkiem przy drodze i wpatrywaly sie w przejezdzajacy samochod. Satsuki nie mogla sie nadziwic, ze tak blisko owego luksusowego hotelu znajduje sie taka nedzna wioska.
Kobieta byla stara. Mogla dobiegac osiemdziesiatki. Jej sczerniala skora przypominala zniszczony popekany zamsz, glebokie zmarszczki jak doliny rozchodzily sie po calym ciele. Byla zgieta w krzyzu, miala na sobie obwisla, za duza sukienke w kwiaty. Nimit zlozyl dlonie na powitanie. Staruszka odpowiedziala tym samym gestem.
Usiadly po przeciwnych stronach stolu, Nimit obok nich. Przez pewien czas rozmawial o czyms ze staruszka. Mimo podeszlego wieku jej glos byl pelen wigoru, miala tez jeszcze wlasne zeby. Po chwili staruszka odwrocila sie do Satsuki i spojrzala jej w oczy. Miala przenikliwy wzrok. Patrzyla nieruchomo, ani razu nie mrugnela. Pod jej wzrokiem Satsuki poczula niepokoj, jak male zwierzatko w ciasnym pomieszczeniu, ktoremu odcieto droge ucieczki. Nagle zorientowala sie, ze jest zlana potem. Ciezko oddychala i twarz ja palila. Chciala wyjac z torebki pigulke, ale nie miala wody do popicia. Woda mineralna zostala w samochodzie.
– Prosze polozyc obie rece na stole – powiedzial Nimit. Satsuki posluchala. Staruszka wyciagnela reke i ujela jej prawa dlon swoja drobna, lecz silna reka. Przez jakies dziesiec minut (a moze bylo to dwadziescia lub trzydziesci) staruszka bez slowa sciskala dlon Satsuki i wpatrywala sie jej w oczy. Satsuki bezsilnie patrzyla na kobiete, czasami lewa reka ocierala chusteczka pot z czola. Wkrotce staruszka wziela gleboki oddech i puscila dlon Satsuki. Potem odwrocila sie do Nimita i przez pewien czas mowila cos do niego po tajsku. Nimit przetlumaczyl jej slowa na angielski.
– Mowi, ze w pani ciele jest kamien. Bialy twardy kamien. Wielkosci piastki dziecka. Nie wie, skad sie wzial.
– Kamien? – powtorzyla Satsuki.
– Na kamieniu jest cos napisane, ale nie rozumie, bo to po japonsku. Drobne litery napisane czarnym tuszem. Jest dosc stary, wiec zapewne nosi go pani w sobie od wielu lat. Musi go pani gdzies wyrzucic. Inaczej, nawet po pani smierci, po kremacji, kamien zostanie.
Staruszka zwrocila sie do Satsuki i powoli dlugo cos do niej mowila. Jej ton wskazywal, ze to cos waznego. Nimit znow przetlumaczyl na angielski.
– Niedlugo przysni sie pani wielki waz. Powoli wypelznie z dziury w scianie. Zielony waz, gesto pokryty luska. Kiedy wypelznie na dlugosc okolo metra, prosze chwycic go za glowe. Musi go pani trzymac, nie wolno wypuscic. Na pierwszy rzut oka wyglada przerazajaco, ale jest niegrozny. Dlatego nie wolno sie bac. Prosze go chwycic mocno obiema rekami i trzymac ze wszystkich sil, jakby pani zycie od tego zalezalo. Musi go pani trzymac, az sie pani obudzi. Ten waz polknie kamien. Zapamieta pani?
– Zaraz, o co tu wlasciwie…
– Prosze powiedziec, ze pani zapamieta – nie ustepowal Nimit. Mowil powaznym tonem.
– Zapamietam.
Staruszka w milczeniu skinela glowa. Potem znow powiedziala cos do Satsuki.
– Ten czlowiek nie umarl – przetlumaczyl Nimit. – Nawet nie zostal drasniety. Byc moze nie tego sobie pani zyczyla, ale to dla pani bardzo pomyslne zrzadzenie losu. Prosze byc mu wdzieczna.
Staruszka rzucila do niego pare slow.
– Na tym koniec – powiedzial Nimit. – Wracajmy do hotelu.
– Czy to bylo cos w rodzaju przepowiadania przyszlosci? – zapytala Satsuki w samochodzie.
– To nie przepowiadanie przyszlosci, pani doktor. Pani leczy ludzkie ciala, a ona leczy serca. Glownie przepowiada sny.
– W takim razie nalezalo jej zaplacic za fatyge. Nie spodziewalam sie tego, bylam zaskoczona i wcale o tym nie pomyslalam.
Uwaznie krecac kierownica, Nimit pokonywal ostre wiraze gorskiej drogi.
– Ja jej wczesniej zaplacilem. To nieduza kwota, prosze sie tym nie martwic. Prosze to uznac za wyraz mojej osobistej sympatii.
– Czy zabierasz tam wszystkich turystow?
– Nie, tylko pania zabralem.
– Dlaczego?
– Jest pani piekna, pani doktor. Madra i silna. Ale mam wrazenie, ze cos pani zawsze lezy na sercu. Musi pani powoli przygotowac sie na przyjecie smierci. Jezeli bedzie pani tracila zbyt wiele sil na zycie, nie uda sie pani spokojnie umrzec. Musi pani po trochu zmienic bieg. Trzeba zyc i umiec umrzec – to rzeczy w pewnym sensie rownorzedne, pani doktor.
– Sluchaj, Nimit – odezwala sie Satsuki, zdejmujac okulary przeciwsloneczne i wychylajac sie do przodu ponad siedzeniem pasazera.
– Slucham, pani doktor.
– A ty sie przygotowales na spokojne przyjecie smierci?
– Ja jestem juz w polowie martwy, pani doktor – powiedzial Nimit, jakby to bylo oczywiste.
Tej nocy Satsuki plakala w wielkim czystym lozku. Wiedziala teraz, ze powoli zmierza ku smierci. Wiedziala, ze ma w sobie bialy twardy kamien. Ze gdzies w ciemnosci kryje sie zielony waz gesto pokryty luska. Myslala o nienarodzonym dziecku. Zniszczyla to dziecko, wrzucila je do bezdennej studni. I przez trzydziesci lat nienawidzila pewnego mezczyzny. Chciala, zeby umarl w meczarniach. Dlatego w glebi serca pragnela nawet trzesienia ziemi. W pewnym sensie to ja wywolalam to trzesienie ziemi. Ten mezczyzna zmienil moje serce w kamien, zmienil moje cialo w kamien. W dalekich gorach w milczeniu przygladaly jej sie szare malpy. „Trzeba zyc i umiec umrzec – to rzeczy w pewnym sensie rownorzedne, pani doktor”.
Po odprawieniu bagazu Satsuki podala Nimitowi koperte ze studolarowka.
– Dziekuje za wszystko. Dzieki tobie udalo mi sie spedzic przyjemny urlop. To osobisty prezent ode mnie – powiedziala.
– Dziekuje za zyczliwosc, pani doktor – odparl Nimit, przyjmujac koperte.
– Wiesz co, Nimit? Masz jeszcze czas, zeby wypic ze mna kawe?
– Z przyjemnoscia dotrzymam pani towarzystwa.
Weszli do kawiarni i zamowili dwie kawy. Satsuki pita czarna, Nimit wlal do swojej duzo smietanki. Satsuki dlugo obracala filizanke na spodku.
– Prawde mowiac, mam sekret, ktorego jeszcze nigdy nikomu nie wyjawilam – zaczela. – Nie moglam o tym mowic. Sama z tym zylam. Ale chcialabym dzis powiedziec tobie. Dlatego ze juz pewnie nigdy cie nie zobacze. Po nagiej smierci mego ojca, matka, wcale sie mnie nie radzac…
Nimit podniosl dlonie jakby obronnym gestem i zdecydowanie potrzasnal glowa.
– Pani doktor, prosze pania bardzo, prosze mi nic wiecej nie mowic. Nie wolno. Tak jak mowila ta kobieta, prosze poczekac na ten sen. Wiem, co pani czuje, ale wypowiedziane na glos wszystko stanie sie klamstwem.
Satsuki umilkla i zamknela oczy. Odetchnela gleboko.
– Prosze czekac na ten sen, pani doktor – powtorzyl Nimit lagodnie, jakby chcac ja przekonac. – Teraz musi pani wytrzymac. Prosze odrzucic slowa. Slowa staja sie kamieniami.
Wyciagnal reke i w milczeniu ujal dlon Satsuki. Mial zadziwiajaco gladkie mlode dlonie. Zupelnie jakby zawsze chronil je, noszac rekawiczki w swietnym gatunku. Satsuki otworzyla oczy i spojrzala na niego. Nimit