loskotem na podloge. Pete odskoczyl. Jupiter pochylil sie nizej nad szkieletem.

– Jest bardzo stary, Pete – powiedzial. – Ten staroswiecki pistolet takze. Mozna powiedziec, ze to nie ulega watpliwosci.

– Co nie ulega watpliwosci?

– Ze to jest szkielet El Diablo, prawdziwego El Diablo!

Slowa Jupitera odbily sie echem od wysokiego sklepienia groty i powrocily niczym widmowy glos przeszlosci.

– Prawdziwy El Diablo – powtorzyl Pete. – Sadzisz, ze on tu byl caly czas i nikt go nigdy nie znalazl?

Jupiter skinal glowa potakujaco.

– Sklonny jestem przypuszczac, ze umarl zaraz pierwszej nocy, kiedy schronil sie w jaskini po ucieczce z wiezienia. Jego rany musialy byc powazniejsze niz przypuszczano. Oczywiscie w owych czasach ludzie umierali od ran, ktore dzis uwazamy za lekkie. Medycyna zrobila ogromne postepy.

– Dlaczego sadzisz, ze umarl pierwszej nocy? – zdziwil sie Pete. – Mogl przeciez ukrywac sie tu latami, nim umarl.

Jupiter potrzasnal glowa.

– Nie, nie sadze. Zauwaz, ze kolo szkieletu nie ma zadnych sladow jedzenia. Mogl pic wode ze stawu, choc przypuszczam, ze jest slona. W kazdym razie, jesli nawet mial wode, nie mial jedzenia. Nie ma zadnych sladow. Ani kosci, ani suchych nasion, nic.

– Moze jadl i pil gdzie indziej – zasugerowal Pete.

– Byc moze, ale jesli tak, co go zabilo? Gdyby byl zdrow i silny, bylyby tu slady walki i prawdopodobnie jeszcze jeden szkielet lub dwa. Nie mowiac juz o tym, ze gdyby ktos znalazl El Diablo w tej grocie i zabil go, wykazalyby to historyczne dokumenty.

– Tak, mysle, ze masz racje – przyznal Pete.

– Co wiecej, zwroc uwage na pozycje szkieletu. On umarl oparty o mur. Siedzial tu i czekal na pojawienie sie wroga, ale nie sadze, by to kiedykolwiek nastapilo. Mozna zreszta sprawdzic pistolet.

Pete podniosl bron i otworzyl komore nabojowa.

– Jest naladowany, Jupe. Ani jeden naboj nie zostal wystrzelony.

– Tak, jak myslalem – powiedzial Jupiter z zadowoleniem – nikt nigdy nie odkryl miejsca, w ktorym sie ukryl i umarl samotnie od odniesionych ran. Tak zreszta stwierdzaja dokumenty.

– Byloby lepiej dla niego, gdyby nie ukryl sie tak dobrze – zauwazyl Pete. – Gdyby go znaleziono, zajeto by sie nim, opatrzono mu rany.

– Prawdopodobnie, ale nie zapominaj, ze zostal skazany na powieszenie. Przypuszczam, ze wolal umrzec tu, w swojej jaskini. Moze myslal takze, ze jesli nigdy nie zostanie odnaleziony, legenda o nim wzrosnie i pomoze to jego ludziom.

– I rzeczywiscie wzrosla – powiedzial Pete.

– Tak bardzo, ze teraz ktos stara sie ja wykorzystac i wystraszyc nas, jak i kazdego kto wejdzie do jaskini. Pozostaje pytanie: dlaczego?

– Moze ktos chce, zeby Daltonowie stracili swoje ranczo – zastanawial sie Pete.

– To mozliwe, ale watpie, zeby o to chodzilo. Mysle, ze raczej ktos stara sie odstraszyc ludzi od jaskini. Pamietaj, ze Daltonowie kupili ranczo dawno temu, a dopiero przed miesiacem zaczely sie wszystkie klopoty, jeki i wypadki.

– Ale, Jupe, jesli ktos stara sie przestraszyc ludzi podszywajac sie pod El Diablo, jak to sie stalo, ze nie pokazal sie nikomu oprocz nas? Dlaczego nie pojawil sie, kiedy pan Dalton z szeryfem przeszukiwali jaskinie?

– Jeszcze tego nie wiem – przyznal Jupiter. – Z drugiej strony jednak, jeki zawsze ustawaly w momencie, gdy ktos wchodzil do jaskini. Dopiero dzis, kiedy udalo nam sie dostac do srodka niepostrzezenie, jek rozbrzmiewal nadal i ukazal sie falszywy El Diablo. Co prowadzi mnie do wniosku, ze widzielismy dzis El Diablo, poniewaz jek nie ustal.

– To wszystko nie ma sensu – powiedzial Pete. – Jak myslisz, dlaczego ktos dziala tak dziwnie?

– Nie wiem – wyznal Jupiter niechetnie. – Ale wiem jedno, wyjasnienie tajemnicy Jeczacej Doliny jest zwiazane nie tylko z naturalnymi czynnikami wywolujacymi jeczacy dzwiek. Siega gdzies glebiej. Musimy sie dowiedziec, co oznaczaly odglosy kopania, ktore slyszelismy przedtem.

– Ojej, zapomnialem o tym zupelnie. Moze w jaskini jest jednak kopalnia diamentow, jak myslisz, Jupe?

– Zeszlego wieczoru znalazlem diament. Dzis slyszelismy, ze ktos kopie. Logika wskazuje, ze moze tu chodzic o kopalnie diamentow, ktora ktos stara sie zataic.

– Moze powinnismy powiedziec panu Daltonowi o wszystkim, co dotad odkrylismy – Pete poczul zaniepokojenie.

Jupiter zmarszczyl sie. Niechetnie przyznawal, ze Trzej Detektywi nie moga sobie poradzic sami w jakiejs sytuacji. Wiedzial jednak, ze bywaja wypadki, kiedy zadanie przerasta mozliwosci trzech chlopcow.

– Byc moze masz racje – powiedzial niechetnie. – Wez pistolet El Diablo i postarajmy sie znalezc droge wyjscia z jaskini.

Pete zapalil swiece i chlopcy zabrali sie do sprawdzania tuneli.

Raptem powierzchnia stawu, dotad ciemna i nieruchoma, zaczela lekko falowac. Potem nastapil plusk i odglos glosnego oddechu. Chlopcy stali jak skamieniali z latarkami skierowanymi na staw.

Mroczne lustro wody peklo i wylonil sie zen czarny, lsniacy ksztalt. Woda kapala z jego polyskliwej skory, mieniac sie w swietle latarek. Jupiter i Pete patrzyli ze zgroza na wychodzace ze stawu, czarne, lsniace stworzenie.

ROZDZIAL 14. Czarne, lsniace stworzenie

– Co tu robicie, chlopcy? – zapytalo stworzenie.

Nagle zdali sobie sprawe z tego, co widza przed soba. Byl to czlowiek w czarnym gumowym ubraniu nurka. Na stopach mial pletwy, niosl podwojny zbiornik tlenowy, pomalowany na czarno, glowe i twarz skrywala gumowa maska.

– Cos takiego! – wykrzyknal z ulga Pete.

Jupiter wzial sie blyskawicznie w garsc. Wyprostowal sie na cala swa wysokosc i przybral wyraz, ktory nadawal jego okraglej buzi bardziej dorosly wyglad. Byl to jego stary trik, ktory stosowal, gdy czekala go trudna rozmowa z doroslymi.

– Co pan tu robi? – zapytal glebokim glosem. – Jestesmy tu za zgoda wlascicieli tego rancza. Pan najwyrazniej wszedl ukrytym wejsciem, ktore prowadzi z morza. Pan narusza cudze prawa. Pan jest intruzem.

Nurek sciagnal gumowe okrycie glowy. Odpial zbiorniki tlenowe i odlozyl je na bok. Byl przystojnym blondynem i usmiechal sie szeroko do Jupitera.

– No, synu, mowisz niemal tak dostojnie i groznie jak admiral – powiedzial. – Nie kwestionuje waszego prawa do przebywania tu. Dziwie sie tylko, co dwaj chlopcy robia w Jaskini El Diablo o tak poznej porze.

– Admiral? – Jupiter zastanawial sie przez chwile. – Oczywiscie! Pan jest pletwonurkiem marynarki wojennej, prawda? Macie tu manewry kolo wysp.

Nurek spowaznial.

– Tak, zgadza sie. Jestesmy tu w scisle tajnej misji treningowej. Musicie mi przysiac, chlopcy, absolutna dyskrecje. Czy widzieliscie przypadkiem w morzu cos, co wydawalo wam sie niezwykle?

– Nie – odpowiedzial Pete.

– Absolutnie nic – zapewnil Jupiter. Nagle strzelil palcami, przypominajac sobie cos. – Z wyjatkiem tego ksztaltu.

– Jakiego ksztaltu? – zapytal nurek.

Teraz i Pete sobie przypomnial.

– Dluga, ciemna rzecz, ktora przeplynela obok nas w oceanie.

– To byla lodz podwodna, Pete! – wykrzyknal Jupiter z ozywieniem. – Mala lodz podwodna. Dlatego to bylo takie sztywne i posuwalo sie tak rowno. Ale dlaczego nie slyszelismy maszyn? Dzwiek niesie sie bardzo daleko pod

Вы читаете Tajemnica Jeczacej Jaskini
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату