Ach, ksiadz ma piekne wlosy, w dotyku jak aksamit. Ta skora zdumiewajaco delikatna! Wschodnie narody twierdza, ze dlon mowi wszystko o charakterze czlowieka, musze przyznac racje, jasne, te wysmukle palce, stworzone do pieszczot… Ilez to kobiet zostalo osieroconych przez uosobienie meskosci, ktore mnie tak niespodziewanie nawiedzilo! Strach pomyslec o licznych dziewczatkach, lkajacych z pragnienia przed krata celibatu…
Sypala komplementami a kazdy ze stosownym gestem: gladzila wlosy, szyje, dlon, przysuwajac sie wciaz blizej, dzwony wychylaly sie z dekoltu wstrzasane spiesznym oddechem, zar jej uda palil przez odzienie. Dostrzeglszy zas, ze w miejscu pozadliwie obserwowanym z sutanny zaczyna sie robic namiot – krzyknela triumfalnie „ha!' i kilkoma wprawnymi ruchami zerwala z ciala szate duchowna. Szwy pekaly, bielizna fruwala, a ksiadz Pyrko – gdy mimo zarliwych westchnien Aniol Stroz nie przylecial z odsiecza – popadl w letarg. Zniknela granica miedzy snem a jawa, zatarla sie cezura miedzy dusza a cialem. W zwichrowane jestestwo wikarego wtargnal diabel, podpowiadajac mu co ma czynic; wiadomo zas z uczonych ksiag, ze w tej materii moce piekielne dysponuja pomyslowoscia przekraczajaca ludzkie wyobrazenia.
Tymczasem rudowlosy Ben, przegrawszy w pokera nie tylko gotowke lecz takze przyszle pobory, wrocil wsciekly i glodny do domu. W kuchni smazyl jajecznice, gdy z sypialni dobiegly go niedwuznaczne pojekiwania. Pelagia znowu sie kurwi – pomyslal, nie przestajac mieszac na patelni. Dopiero gdy zaspokoil pierwszy glod, obudzila sie w nim ciekawosc, kogo tez sobie ta wywloka dzis przyholubila. Zajrzal przez dziurke od klucza i krew uderzyla mu do glowy, dostrzegl bowiem na oparciu krzesla sutanne. Ryknal jak raniony zwierz, kopniakiem otwarl drzwi i z kijem od miotly w garsci wtargnal do srodka.
– Ty zdziro! W moim mieszkaniu z klecha?! Zaczal bezlitosnie okladac obnazone ciala; kij szybko sie polamal, wiec uruchomil potezna piesc.
– Zbrodniarzu, ksiedza bijesz! – stekal przejety zgroza i bolem wikary, zaslaniajac sie lewica przed ciosem, a prawica chroniac narzad meski.
Pelagia, owinieta przescieradlem, skoczyla na krzeslo i z wyzyn obrzucala Bena subtelnymi wyzwiskami:
– Ty troglodyto! Ty chamie jaskiniowy! Ty ruda malpo!
Duchowny droge do wyjscia mial odcieta. W przyplywie desperacji, gdy brygadzista jemu pofolgowal by dolozyc Pelagii – porwal sutanne i dal susa oknem. Spadl na zagon roz. Z przerazliwym wrzaskiem wyrwal sie z gestwiny kolcow, okryl nagosc i pokustykal do plebani, Bogu dziekujac, ze uszedl z opresji calo, a litosciwy mrok ukryl go przed oczyma przechodniow.
Proboszcz rece zalamal na widok wchodzacego.
– Synu, wygladasz jak poltora nieszczescia: sutanna porwana, bez guzikow, siniaki, krew… Chryste Panie! Wypadek? Napad?
– Zgrzeszylem. Mysla, mowa i uczynkiem. Bog ukaral… – oczy wikarego wypelnily sie lzami.
– Wymyjesz sie i przebierzesz. Drasniecia zajodynuj. Potem wyslucham spowiedzi -zadecydowal doktor teologii po namysle.
Tegoz wieczoru, gdy wszystko zostalo wyznane, gdy oznajmil winowajcy ego te absolvo, a ten ucalowal stule i pelen skruchy oddalil sie na spoczynek – ksiadz Maciag dlugo rozmyslal. Zeby zgrzeszyl z jakas nadobna a dyskretna wdowka, mozna by zrozumiec, ale z ta fladra Pelagia? Niepojete sa wyroki boskie, kierujace naszymi krokami. Zaiste, zatrwazajaca jest przebieglosc szatana i perfidia, z ktora rozposciera swe sieci by wykorzystac ludzka slabosc. Z taka hetera, ktozby sie spodziewal?
ROZDZIAL SZOSTY
Stopniowo lecz dostrzegalnie zmienial sie trzydebski swiatek. Zgodnie z panujaca moda, w tutejszej swiatyni pojawil sie na ambonie cywil. Wlos kruczoczarny, kedzierzawy, na wydatnym nosie binokle, glos monotonny jak nie przymierzajac profesora Stanislawskiego, gdy w telewizji gawedzi o wyzszosci Wielkanocy nad swietami Bozego Narodzenia. Zwierzyl sie pokornie, jak to ongis wspieral bezbozna wladze i zwalczal Kosciol; wyliczyl cala litanie niecnych czynow, popelnionych wskutek glupoty, braku doswiadczenia lub z szatanskiego podszeptu. Lecz nagle oswiecil go Duch Swiety i przejrzaly oczy jego. Zerwal z mocodawcami, ochrzcil sie i znalazl spokojna przystan w jedynie slusznym Kosciele rzymsko-katolickim, matce naszej.
Ateuszowi Pokornemu mowca wydal sie uderzajaco podobny do Bronsztajna Trockiego, co go rozsmieszylo: duch komisarza Trockiego na ambonie w Trzydebach! Gdy gosc zakonczyl publiczna spowiedz, zwrocil sie do ksiedza Maciaga, siedzacego na wyscielanym krzesle w poblizu oltarza:
– Kazano nam dzisiaj wysluchac importowanego prze-chrzty. Czy miejscowy obywatel moglby tez rzec slowo z tego samego miejsca?
– Oczywiscie – odparl nieco zaskoczony proboszcz – chetnie posluchamy, co na temat swego sumienia moze powiedziec pan nauczyciel. Za tydzien, prosze.
Zanosilo sie na sensacje. Wiadomosc, ze kazanie wyglosi Ateusz, wrog wszelkich dogmatow, obiegla natychmiast miasteczko. O wlasciwej porze kosciol byl nabity jak puszka sardynek, wsliznelo sie nawet paru partyjnych, zmyliwszy straze porzadkowe. Pokorny wspial sie po stopniach na ambone, rozrzucil swoje notatki po pulpicie. Jego blond czupryna ledwo wystawala nad bariere, gdyz wzrostu i tuszy natura mu poskapila. Rozejrzal sie niebieskimi oczyma wokol, jeszcze niedowierzal, ze znalazl sie na tak eksponowanym miejscu. Chrzaknal- Obnizyl mikrofon. Ksiadz Maciag ze swego tronu przy oltarzu wpatrywal sie wen wzrokiem bazyliszka. Napiecie dochodzilo szczytu.
– Slyszelismy tu bardzo czesto twierdzenia o wyjatkowosci religii katolickiej. Jedynie prawdziwej i godnej wyznawania, w obliczu ktorej wszystkie pozostale wiary to zalosny zabobon. Chcialbym sie zajac tym zjawiskiem, a na koniec poswiecic nieco uwagi diablu.
Zabrzmialo to dosc dwuznacznie, lecz proboszcz nie wyczul nadciagajacego kataklizmu.
– Gdy zapoznajemy sie z wierzeniami pradawnych ludow, ku naszemu zdumieniu dostrzegamy uderzajace analogie. Aryjski kult Mitry, boga slonca, uznawal chrzest i komunie w postaci spozywania poswieconego wina i chleba. Zmartwychwstania dostapili: egipski Ozyrys, babilonski Tammuz, hinduski Budda. Starozytni Persowie wierzyli w niebo, gdzie krolowal Ormuzd i pieklo, ktorym wladal Aryman. Zreszta dawni Grecy pozostawili wiele opisow swego Hadesu, gdzie mecza sie dusze potepione, nie musze wiec tematu rozwijac.
Ateusz rzucil okiem na sluchaczy, by upewnic sie, ze nikt nie ma zamiaru mu przerywac.
– W wielu dawnych religiach wystepuje Bogurodzica, ktora niepokalanie poczela, chocby matka perskiego Zaratustry, frygijskiego Attisa, wspomnianego juz Buddy. Trojcom swietym rowniez oddawaly hold liczne narody, wspomne tylko najbardziej znane: Ozyrys, Izyda, Horus w Egipcie, a Brahma, Sziwa, Wisznu w Indiach.
– Do czego pan zmierza? – zawolal proboszcz, ktory podczas tej wyliczanki zaczal sie niespokojnie wiercic.
– To sie okaze, prosze ksiedza. Wszyscy obecni, mam nadzieje, znaja przebieg meczenstwa Jezusa, zajmijmy sie wiec bogiem opiekunczym panstwa babilonskiego, o imieniu Bel-Marduk. Ow Marduk zostaje falszywie oskarzony, jest sadzony i skazany na smierc. Oprawcy biczuja go, po czym – wraz z pospolitym przestepca – prowadza na Gore, miejsce kazni. Przebijaja mu serce wlocznia, a krew plynaca z rany bedzie obmyta przez litosciwe niewiasty.
Ateusz nabral tchu i zaczal glosniej akcentowac frazy.
– Gdy cialo zlozono w mogile i postawiono przy niej straze, by nie mogl wrocic do swiata zywych – szukaja go tam, zmyliwszy czujnosc zolnierzy, inne bogobojne niewiasty. Lecz sa swiadkami cudu, grob jest pusty! Marduk zmartwychwstal podczas wiosennego zrownania dnia z noca, czyli dokladnie o tej