samej porze roku co – sluchajcie uwaznie ludzie -co osiemset lat pozniej zmartwychwstal Jezus…
– To jest herezja! – krzyknal proboszcz zrywajac sie na rowne nogi z takim impetem, ze krzeslo sie przewrocilo. – Kto smie porownywac!
– Ja, prosze ksiedza. Jak mozna twierdzic o jakiejkolwiek religii, ze jest jedynie prawdziwa, jesli rzekome prawdy objawione, jej cala mitologia – zostaly zaczerpniete z wierzen o wiele wiekow wczesniejszych? Nawet symbol krzyza uzywany byl stulecia przed powstaniem chrzescijanstwa. Odgrywal szczegolna role w kultach Ozyrysa i Marsa, a krol
Herod umieszczal wizerunek krzyza na swoich monetach, zanim Jezus sie narodzil.
– – Ludzie! Ten czlowiek lze jak pies! – ksiadz Maciag przestawal panowac nad soba. Biegal od sciany do sciany, wymachujac rekoma. – Jak pies! Lze!
– Ejze, ojcze wielebny! – na to nauczyciel. – Nie uchodzi zniewazac blizniego w domu bozym. Brak oryginalnosci w doktrynie katolickiej mnie nie oburza. Uznaje za zjawisko naturalne przenikanie pewnych wartosci ze starych kultur do mlodszych. Jesli jednak ksiedza ten temat wyprowadza z rownowagi, zajmijmy sie Stanislawem ze Szczepanowa. Otoz scena, przedstawiona na tym bohomazie – wskazal reka dzielo Artysty – falszuje fakty! Biskup krakowski okazal sie zdrajca krola i ojczyzny, za co stanal przykladnie przed sadem, a wyrok wykonal kat. I slusznie. Sutanna nie moze chronic sprzedawczyka, ktory spiskuje z wrogiem przeciw wlasnemu panstwu.
– Porzadkowi! Gdzie sa porzadkowi? Usunac tego czlowieka z ambony! Natychmiast! Widzac, ze kilku wezwanych przepycha sie juz przez tlum, proboszcz jal wolac, akcentujac mocniejsze slowa zamaszystymi ruchami, a jego tubalny glos obijal sie o sklepienie swiatyni i walil obuchem w zatrwozonych zajsciem sluchaczy:
– Bracia, przywoluje was na swiadkow, ze dokonala sie zbrodnia. Nikczemnik, ktoremu bezbozna wladza dala w rece wasze dziatki, dopuscil sie bluznierstwa. Tak, bluznierstwa, zrownujac nasza wiare swieta z poganskimi guslami! Kpil z prawd, ktore Kosciol, matka nasza, do wierzenia podaje. Co wiecej – on porwal sie na czyn swietokradczy! Oplul nieczysta slina postac naszego patrona, swietego Stanislawa! Bracia, azaliz zbrodnia ta ma ujsc bezkarnie? Przenigdy! Brac go!
Porzadkowi, tegie chlopy, w piatke skoczyli na schody, ktore jednak ciezaru nie wytrzymaly i zwalily sie z hukiem armatniego wystrzalu. Ateusz, natezajac gardlo by przebic tumult, mowil w mikrofon:
– Pocoz pieklo wysyla szatana na ziemie? Zeby zwasnic ludzi. Z tej kazalnicy od wielu tygodni uczono was nie milosci blizniego, lecz nienawisci! Mieliscie stac sie wrogami waszych sasiadow i znajomych. Karmiono was zatrutym slowem, a wy pokornie, niby stado baranow, sluchaliscie czarcich podszeptow. Chcecie wiedziec, gdzie ten diabel? Tam! -wycelowal ramie w ksiedza Maciaga, ktory ze zdenerwowania trzasl sie jak w febrze.
Koscielny przydzwigal drabine, dwaj porzadkowi wdarli sie na ambone i dalej szarpac nauczyciela. Nie puszczal mikrofonu, zdazyl jeszcze krzyknac:
– Woda swiecona! Pokropcie go woda swiecona, zobaczycie jak podwinie ogon i czmychnie skad przyszedl!
Zrzucono Ateusza z kazalnicy. Padajac na posadzke zlamal noge, stapac nie mogl, wiec siegnely pon setki rak i wloka ku bramie, a niektore w piesc zacisniete by w leb, by w te morde heretycka, niech wie, niech poczuje, ta zniewaga krwi wymaga.
Lezy nauczyciel na placu przed plebania, ociera twarz zakrwawiona, lecz juz sunie stado dewotek w czarnych sukniach. Ta splunie, tamta kamieniem rzuci, a inna cegla, plebania w rozbudowie, sterta czerwonych kostek w zasiegu dloni, wiec w bluznierce raz, w swietokradce dwa i tak dalej, az go ktoras w skron trafi i Ateusz znieruchomieje.
Nadbiegaja milicjanci, sierzant przykleka, bada puls – za pozno, z piskiem hamuje karetka pogotowia – za pozno, wiec sierzant wstaje i mowi do tlumu:
– Bandyci, zabiliscie czlowieka.
A tlum, jakby dopiero teraz zrozumial co sie stalo, pierzcha po oplotkach, robi sie przerazliwie pusto wokol swiatyni, gdzie na stopniach oltarza siedzi zalamany ksiadz Maciag, doktor teologii, absolwent Katolickiego Uniwersytetu i placze, bo koscielny juz mu doniosl o wszystkim.
Jesli ktos przypuszcza, ze na opisanym akcie gwaltu konczy sie ta smutna historia, jest w bledzie. Ona sie dopiero zaczyna.
Zrzadzeniem losu dialog swiatopogladowy miedzy proboszczem z jego swietym Stanislawem, a nauczycielem, wspartym przez Boleslawa Smialego – mial trwac dalej i na dobra sprawe ciagnie sie do dzis.
Na poczatku byl pogrzeb. Jak przewidywano, ksiadz Maciag odmowil pochowania niedowiarka w poswieconej ziemi. Zrobiono mu wiec mogile na wzgorzu, pod debami; koszt pokryla gmina. Obmurowana granitowa kostka, z poteznym glazem narzutowym u wezglowia – prezentowala sie okazale. Miedziana tabliczka, umocowana do kamienia, glosila: Tu spoczywa magister Ateusz Pokorny, ofiara religijnego fanatyzmu. Zginal, poniewaz odwazyl sie myslec. A ponizej: 1950 – 1981. Odprowadzalo go kilkaset osob, delegacja szkoly stawila sie ze sztandarem, orkiestra strazacka grala marsze zalobne, a burmistrz Jan Zoras wyglosil mowe zaiste dramatyczna, slawiaca zaslugi zmarlego i pietnujaca klerykalizm.
Pozniej nastapil szereg wydarzen, pozornie nie majacych ze soba zwiazku. Syn ogrodnika Swiderskiego, Antek, pochwalil sie podczas kolacji:
– Tato, wybilismy komunie szyby.
– Jakiej komunie?
– No, w ratuszu.
– Wybiliscie?
– Tak. Kamieniami. Ksiadz mowil, ze komune trzeba niszczyc.
– Sluchaj, Antek. Piotrowska ma syna?
– Ma.
– A sekretarz partii, Goralski?
– Nawet dwoch.
– A sierzant?
– Tez ma. Chodzi do mojej klasy.
– Czy ci wszyscy chlopcy potrafia rzucac kamieniami?
– Pewnie. Kazdy umie, zadna sztuka.
– Posluchaj, barania glowo. Gdyby sekretarz powiedzial, ze prywatna inicjatywe trzeba niszczyc, a twoi koledzy nazbieraliby kamulcow i przyszli pod nasz plot, i zaczeli rzucac w nasza szklarnie – wiesz, co by sie stalo?
– Szklo…
– Gowno szklo. Zmarnowaloby sie piec ton pomidorow, osle patentowany. Sciagaj portki!:
Chwycil pas, przelozyl jedynaka przez kolano i wrzepil mu taka porcje batow, iz posladki posinialy. Po czym obszedl rodzicow mlodocianych wspolnikow Antka, zebral odpowiednia kwote i zaniosl burmistrzowi w charakterze odszkodowania.
– Sam pan widzi, panie Swiderski – powiedzial Zoras – ten klecha jest chory z nienawisci. Nawet dzieci szczuje.
W tych dniach odbywalo sie w kosciele zebranie Rady parafialnej, ktorego mimowolna bohaterka stala sie dentystka Roza. Jak wiadomo nawiedzal ja duch apostolstwa, gadala nieprzerwanie o wszystkich swietych, probowala nawracac niedowiarkow, a trzykroc w ciagu dnia widywano ja w kosciele, proboszcz zaliczal ja do grona scislego aktywu.
Seksualna interwencja Artysty zapoczatkowala w Rozy przemiane, ktora – jak sie poczatkowo wydawalo – zmierza we wlasciwym kierunku. Niestety, nagle szajba odbila jej w druga strone. Przerwala ksiezowskie wywody w pol zdania, podeszla do oltarza i z wazonow wyrwala narecz kwiatow. Zrobila to chaotycznie, najladniejszy recznie malowany wazon grzmotnal o posadzke a odlamki polecialy duszpasterzowi pod nogi.