fajkowego dymu, naznaczona byla bolem. Dostrzeglszy Sliwe, przystanal:
– Slowo cialem sie stalo. Rozprawiczylem dentystke Roze.
Smiech eksplodowal nad jeziorem az echo odbilo sie o sciane lasu; przestraszony zakonnik przylozyl sie do wiosel, by wrocic na plaze. Artysta rozlozyl peleryne i usadowil sie ostroznie na wzgorku piasku.
– Przepraszam zacne towarzystwo. Nadszarpnieta kondycja. Blona okazala sie nieco zrogowaciala i moje narzedzie rozkoszy ponioslo uszczerbek. Musialem namascic je balsamem i obandazowac, stad pewne zaklocenia rownowagi. Uwiera, cholera.
– Czlowieku, dokonales cudu!
– Wstrzymajmy sie od pompatycznych okreslen. Otoz zglosilem sie do gabinetu dentystycznego by zaplombowala zab, ktory zreszta zaczynal mi dokuczac. Miedzy jednym atakiem wiertla a drugim napomknalem, ze poszukuje modelki do portretu swietej Magdaleny; zamowil go rzekomo proboszcz, by wypelnic puste miejsce nad bocznym oltarzem. Liczylem na wrodzona proznosc niewiescia – ujrzec swoje oblicze utrwalone w dziele sztuki i wystawione na nieustajacy widok publiczny, to okazja rzadka. Zapewnilem, ze dodam blasku i szlachetnosci wizerunkowi, jesli zechce, dla mnie bowiem oryginal jest wystarczajaco piekny, by umiescic nad nim aureole. Nie znajdzie sie lyk plynu dla wedrowca?
Sliwa zdjal kapsel i podal butelke Artyscie, ktory piwo wlal w siebie jednym haustem, po czym odsapnal z ulga.
– Zanim plomba zdazyla stwardniec w paszczece, Roza wyrazila zgode, pod jednym wszakze warunkiem: seanse odbywac sie beda w jej mieszkaniu, a nie w pracowni malarskiej, bo wie z literatury, jakie tam swinstwa wyrabiaja pacykarze z modelkami. Zgodzilem sie -tym latwiej, ze w Trzydebach zadnej pracowni nie posiadam. Poczatek zostal zrobiony. Odtad chodzilem do niej codziennie wieczorowa pora i przyznam sie, ze malowalem z przyjemnoscia, odnajdujac w ciele dentystki ukryte powaby. Poczatkowo nie chciala odslonic niczego, poza ramionami. Przynioslem wiec album z rycinami swietych niewiast, wskazujac obnazone szczegoly anatomii, od Madonny karmiacej piersia dzieciatko, po Cecylie w stroju nader niekompletnym gwalcona przez rzymskich zoldakow. Przekonywalem, iz Magdalena, nim awansowala w poczet swietych, byla w starozytnej Jerozolimie striptizerka, dlatego musze sie trzymac prawdy historycznej. Osobe trzeba koniecznie ukazac w neglizu.
Otarl pot z czola. Kajak zblizal sie, Artysta rozpoznal ojca Hiacynta. Uczynil gest wyrazajacy zdumienie i przyspieszyl relacje.
– Nadszedl wreszcie dzien upragniony, gdy ujrzalem biust w calej krasie. Co wiecej, powial przeciag unoszac sukienke modelki, abym mogl dostrzec, ze pod zwiewna szata brak bielizny. Panowie, kazdy kiedys przezywal chwile odurzajacego uniesienia, wiec mnie zrozumiecie: przestalem nad soba panowac. Porwalem dentystke w ramiona, calujac gdzie popadlo, rzucilem na tapczan az sprezyny zawyly. Bezladnie zdzieralem z siebie odzienie, ona zas zasloniwszy oczy, bluzgala lacina: „Noli me tangere, noli me tangere!'. Juz ja ciebie tangere, krasawico – pomyslalem – do smierci bedziesz pamietac. Narychtowalem cel (w czym mi zreszta nie przeszkadzala) i wziawszy rozbieg, wystartowalem jakby we mnie wstapila chuc wszystkich samcow planety. Klne sie, ze gdybym nie trafil, tapczan zostalby przebity na wylot. Szczesliwie trafilem. Trzask, jek, bol przenikliwy. Roza, otrzasnawszy sie z chwilowego oslupienia, przeszla na dialekt lokalny: „Jeszcze! Mocniej! Glebiej!', a ja nieszczesny pilowalem jej cnote nie zwazajac na bolesc rwaca mi ledzwie…
– Zgrabnie opowiedziane – pochwalil Ateusz – koloryt lokalny jest, wlasciwa doza przesady obecna.
– Licze na dyskrecje. Byc moze mentalnosc Rozy ulegla zwichrowaniu, lecz cialo zostalo ponetne. Po nieodzownej kuracji przyrodzenia zamierzam z nia wspolzyc. Na probe. Postaram sie wypedzic z waszej dentystki demona dewocji, lecz prosze usilnie – zadnych komentarzy, zwlaszcza publicznych.
Ojciec Hiacynt wreszcie wyladowal na plazy i wrocil do swego grajdola. Artyscie, ktorego poznal podczas swiatynnej tworczosci, podal dlon.
– Panu udalo sie rozbawic towarzystwo?
– Opowiadalem dowcipy z cyklu „sekretarz partii na mownicy'.
– Chetnie bym uslyszal.
Malarz jal nasladowac mowcow z talentem parodysty – przy kazdym zdaniu inna mimika, tonacja i gest. W polowie kwestii robil pauze, aby pointa wypadla bardziej wyraziscie:
– Towarzysze, stalismy nad brzegiem przepasci (pauza) na szczescie dzis jestesmy o krok dalej! Szanowni zebrani, musze stwierdzic samokrytycznie, ze gdzie my jestesmy, nic sie nie udaje (pauza) niestety, nie mozemy byc wszedzie! Obywatele, to prawda ze stracilismy orientacje (pauza) lecz mamy chociaz odwage podazac niezlomnie naprzod! Drodzy emeryci, zaprzeczam klamstwu, ze przed wami brak jasnych perspektyw (pauza) tak starzy jak dzis nie bedziecie juz nigdy!
– Z kazan tez daloby sie wylowic sporo perelek nonsensu. Logika, nad czym boleje, nie jest najmocniejsza strona wspolczesnych agitatorow – stwierdzil bezstronnie zakonnik nakladajac habit.
Z uwagi na przypadlosc Artysty, do miasta wracano zolwim krokiem, gawedzac o przyziemnych sprawach. Slonce chylilo sie ku zachodowi, przydrozne jablonie otwieraly paki kwiatowe. Za plecami zostalo jezioro i wrzask dzikich kaczek.
O wspomnianej wyzej sympatycznej porze dnia i roku, gdy wszelkie stworzenie chwali Pana, a bogobojni obywatele, odmowiwszy modlitwe, zasiadaja do wieczerzy – szatan stanal na drodze prostolinijnego ksiedza Pyrki. Urlopowany z powodu rozglosu, jakiego nabrala przedwczesna okupacja szkoly, wrocil z zasluzonego wypoczynku i proboszcz zlecil mu kolejna odpowiedzialna misje. Powinien mianowicie odwiedzac mieszkania tych parafian, ktorzy lekce sobie wazyli katolickie powinnosci, by slowem bozym wzruszyc sumienia nieszczesnych i sprowadzic ich na powrot do owczarni. Serce mlodego kaplana przepelniala gorliwosc, wzial sie wiec raznie do, dziela. Wkrotce z pomoca dyspozycyjnych wiernych sporzadzona zostala czarna lista zblakanych owieczek, a mnogosc ich nieprzebrana, a hardosc ich przerazajaca.
Dopiero wowczas ksiadz Pyrko zrozumial, jaki ogrom pracy spadl na jego barki. Nie ulakl sie trudu, ani nie zaniedbal koniecznych przygotowan. Przez tydzien poscil, czas trawiac na modlitwach, lekturze dziel Ojcow Kosciola, czynieniu notatek, by mogly go wspomoc gdy tradycyjna argumentacja zawiedzie, poczatki okazaly sie trudne. Owszem, w kilku domach przyjeto go po chrzescijansku poczestunkiem, a w oczach gospodarzy znalazl okruch skruchy, lecz w innych zatrzasnieto drzwi przed nosem. Trafil na chama, co zwymyslal go od zebrakow i rzucil pogardliwie banknot, zreszta o zawstydzajaco niskim nominale. Natknal sie nawet na swiadka Jehowy; ten wyglosil tyrade o Armagedonie tudziez koncu swiata, a do ksiedza zwracal sie grubiansko per „falszywy proroku'.
Nic dziwnego, ze gdy dotarl do przytulnej willi, ukrytej w zadbanym ogrodzie, ogarnelo go przeswiadczenie, iz tutaj znajdzie ludzi inteligentnych, podatnych na jego wywody. Na parterze lokatorzy swiecili nieobecnoscia, natomiast drzwi pietra otwarla niewiasta o milej powierzchownosci, skwapliwie zapraszajac do srodka. Nie wiedzial, biedaczysko, ze wpada w szpony niejakiej Pelagii, niby-zony rudowlosego brygadzisty Benjamina, ktory w tym czasie u sasiadow przegrywal zaskorniaki w pokera. Posadzila goscia na kanapie i obskakiwala z podejrzana gorliwoscia:
– Ksiadz utrudzony, prosze skosztowac serniczka domowego wypieku. Naparstek wisnioweczki dobrze zrobi, blagam, bez krepacji. Oto kawusia po gruzinsku, moja specjalnosc. Te bomboniere przywiozl znajomy z Holandii, same pysznosci: owoce z likierem w czekoladzie. Doslownie rozplywaja sie w ustach! Poczuje sie urazona, jesli ksiadz nie sprobuje.
Pil i jadl co mu podsuwano, podczas gdy gospodyni, przeprosiwszy za niestosowny stroj (szlafrok) ubrala w przyleglym pokoju wizytowa sukienke seledynowej barwy: przod z dekoltem do pepka, tyl bez plecow. Poprawila makijaz, czarne wlosy dotad upiete splynely na ramiona. Skropiwszy sie obficie jasminowym perfum, wrocila do goscia. Odurzajacy zapach, wszechobecna golizna, bo siadajac obok duchownego odslonila rowniez kolana, lubiezne spojrzenia piwnych oczu – wszystkie te perfidne damskie sztuczki oszolomily ksiedza Pyrke. Przymknal skromnie powieki, szepcac „Kto sie w opieke odda Panu swemu… ' W pewnej chwili chrzaknal nawet, chcac wyjawic nabozny cel wizyty, lecz rwacy potok niewiesciej wymowy zamknal mu usta:
– Przyznam sie, ze tak przystojny mezczyzna nie bywal W tych progach. Nigdy.