– Zeznania bandziora moga byc wiarygodne? Watpie. A panski kolega, o ile mi wiadomo, nie przebywal na sluzbie?
– Zgadza sie. Mial dzien wolny.
– To i wypic mial prawo, sluzba ciezka. Zreszta ludzie dzis rozne rzeczy widuja: a to znaki na niebie, a to Matke Boska zstepujaca ku ogrodkom dzialkowym, a to archaniola Michala walczacego z czerwonym smokiem pod kosciolem. Ja, bron Boze, niczego nie sugeruje…
– Rzeczywiscie – powiedzial milicjant zegnajac sie – zycie staje sie coraz bardziej skomplikowane.
Wykurowawszy grype, Adam udal sie do pracy. Na swoim biurku zastal maszynopis referatu, przygotowanego przez szefa z okazji narady produkcyjnej. Energiczny dopisek alarmowal: Pilne! Natychmiast przeczytac i zglosic uwagi. Rak oddal sie lekturze; to i owo podkreslil czerwonym olowkiem, na marginesie postawil kilka znakow zapytania i wykrzyknikow. Po czym zglosil sie u dyrektora.
– I coz, panie kolego? Podoba sie? Ujmuje sedno sprawy? – szef zacieral dlonie, oblicze promienialo, a w uszach cwierkaly mu skowronki samozadowolenia. Byl sangwinikiem.
– Jakby to rzec, panie dyrektorze – zaczal ostroznie Adam. – Referat jest do bani, a sedna sprawy w ogole brak.
– Chyba pan przesadzil z krytyka. Rozumiem, zaczyna sie moda na opluskwianie zwierzchnikow, ale zeby do tego stopnia?
– Pozwole sobie uzasadnic…
– Mysle.
– Co znaczy „wylonily sie trudnosci obiektywne'? Trzeba napisac, ze maszynista Bukowski spil sie podczas pracy i uszkodzil tlocznie, wskutek czego, zabraklo do planu piecset rozowych nocnikow zamowionych przez resort przedszkoli. Jak rozumiec zdanie: tu i owdzie wystapily pewne uchybienia? Zla technologia, ktora opatentowal inzynier Kajdyr, a ktora reklamowalismy jako sensacje na skale europejska – dala w efekcie naczynia pierwszej potrzeby z dziurami, a tych nikt nie chcial kupowac. Mamy magazyny zawalone nocnikowym szmelcem, ot co. Nie wspomne juz o dozometrze; jest wiecznie Zapchany, czeka remontu od poczatku swiata, a tymczasem Wypuszcza produkt w ciapki jadowicie zielone, co powoduje notoryczna obstrukcje u nieletnich dziatek.
– Panie Rak, osoby tu wymienione sa obecnie dzialaczami zwiazkowymi, wlepie im kare, to oskarza mnie o szykanowanie! „Solidarnosci'. Czy ja wygladam na samobojce?
– Skadze. Pan, jak czytam w referacie, podjal konkretne dzialania majace na celu wyeliminowanie zaistnialych trudnosci. Wierutne lgarstwo! Zadnych dzialan a tym bardziej konkretnych. Bukowski jak chlal, tak chleje. Kajdyr dostaje premie co miesiac, a dozometr zaczyna wypisywac na nocnikach antypanstwowe slogany, jakies „precz', „hop siup', „dana, dana', ktore recznie zamalowuje brygada Soleckiego, wskutek czego rosna koszta produkcji. To ma byc gospodarnosc?
– Niech sie kolega nie unosi, podwyzka bedzie. Dawno sie panu nalezala.
– Dziekuje. Ja tak od serca, bo mi czlowieka zal. Naprawde nikt w tej budzie nie dostrzega tygrysa, czajacego sie za plecami? Kubus!
Kubus kucnal przed biurkiem, przednie lapy opierajac o blat i flegmatycznie zabral sie do pozerania dyrektorskich kanapek. Pergamin, w ktory byly zawiniete, wypluwal na urzedowe dokumenty.
– Jakiego znow tygrysa? – zdziwil sie dyrektor.
– Tego, co aktualnie rabie panskie sniadanie – odparl Adam, glaszczac Kubusia po pasiastym grzbiecie.
– Rozumiem, to z przemeczenia. Daje panu tydzien urlopu. Prosze wypoczywac, unikac wzruszen, a przywidzenia mina.
Wszelka dyskusja z tym slepcem bylaby bezcelowa, wiec Rak skorzystal z urlopu. Chadzal na dlugie spacery, obserwujac koloryt jesieni i rozne zjawiska przyrodnicze, wlasciwe dla tej pory roku. Pewnego razu zawedrowal w okolice osiedla, zwanego Zlodziejowko; wznosili tu sobie imponujace wille przedstawiciele prywatnej inicjatywy, miejscowi prominenci, dorobkiewicze podejrzanego autoramentu, co majetniejsi tworcy. Tutaj rzeczywiscie rosla druga Polska, ta lepsza.
Chodzi sobie Adam, chodzi i nagle co widzi? Widzi grubasa, znanego z pierwszych stron gazety, jak krzata sie w zgrzebnym stroju po obejsciu, gospodarskim okiem pilnuje porzadku, rozkazy wydaje, a wokol niego maszyny rozne warcza – tu koparka podsiebierna, tam koparka nasierzutna, owdzie betoniarka kreci bebnem, pompa hydrauliczna beton leje na stropo-dach, a dzwig niebotyczny plyty zeranskie winduje. Cywile pedza z taczkami, rekruci dzwigaja belki, wiezniowie piluja marmury, robota wre, willa rosnie jak na drozdzach.
Krew nagla zalala Raka, wiec wola Kubusia i krocza razem ku grubasowi, ktory -niebezpieczenstwo dostrzeglszy – cofnac sie chce, lecz za plecami sciana pachnaca swieza zaprawa, po bokach manewruja mechanizmy, nie ucieknie.
– Ty lajzo! – mowi Adam. – Na mownicy geba pelna socjalizmu, a tutaj prywatna dzialke orzesz panstwowym sprzetem? Przedsiebiorstwa rozne fuchy gratis dla ciebie odwalaja? Za materialy budowlane nie placisz? Ty pasozytnicza wredoto!
– Milicja! – wrzeszczy grubas trzesac sie jak galareta. Glos jednak ginie w warkocie motorow, Rak potrzasa mu piescia przed nosem, a tygrys szykuje sie do skoku. – Wez to zwierze, daruje napasc, ale blagam: zabierz bestie!
– Strach cie oblecial, grubasku, wypasiony na panstwowym wikcie. Dopiero dzisiaj Kubusia dostrzegles? Myslales, ze grzeszki ujda ci bezkarnie, co?
A on niby skruszony, ludzki nagle, dostojenstwo ulecialo, suwa sie boczkiem, metr, drugi, trzeci i nagle laps za lopate. Zamierza sie wsciekle gotow Rakowi leb rozwalic. Kubus jest szybszy i stylisko miazdzy w zebach. Adam kiwa z ubolewaniem glowa.
– Prosze, w opresji kasasz jak kobra. Wszystkich wokolo bys zagryzl, zeby wlasna dupe ocalic. A wiesz ty, co trzeba zrobic, gdy ryba cuchnie od glowy? Odrabac te glowe, im szybciej tym lepiej, moze chociaz ogon da sie uratowac.
Grubas nie dal za wygrana; przesunal sie jeszcze pare kroczkow i znienacka skacze na drabine, nogami przebiera po szczeblach uskrzydlony strachem. Tygrys probuje gonic zbiega, lecz lapy osuwaja sie z drabiny, nie nawykly do takiego urzadzenia. Cofa sie roztropnie dla rozbiegu i poteznym susem laduje na rusztowaniu. Aktywista juz pnie sie ku drugiej kondygnacji. Kubus za nim. Balansuja naprzeciw siebie po chwiejnym pomoscie, a Adam z dolu pokrzykuje:
– Bierz dziada!
Lecz nim tygrys wykona skok ostateczny, pekna nadgnile deski i grubas spadnie wprost na sterte pustakow.
Nazajutrz podczas obiadu, Rak swoim zwyczajem rozlozyl gazete. W eksponowanym miejscu ujrzal zalobna informacje, obwiedziona czarna ramka i opatrzona zdjeciem grubasa:
Wczoraj w godzinach popoludniowych, zginal tragicznie podczas wypadku na budowie znany i powszechnie ceniony dzialacz, towarzysz Anatol Kciuk. Odznaczony wieloma orderami, znany byl szerokim kregom spoleczenstwa jako czlowiek skromny i pracowity. Polozyl niemale zaslugi dla rozwoju naszego miasta. Czesc jego pamieci.
Powinni jeszcze dodac – pomyslal sobie Adam – ze na stare lata zeszmacil sie doszczetnie i zdradzil idealy swojej mlodosci, a za jego przykladem poszli inni, podwazajac w narodzie zaufanie do wladzy.
Ostatnio zaczely sie rozluzniac kontakty z Kubusiem. Zdarzalo sie, ze tygrys nie stawial sie na wezwanie, a jesli juz sie pojawil, jego pan mogl stwierdzic niepokojace przemiany. Kubus zaczal gwaltownie przybierac na wadze, korpus mu spoteznial, miesnie staly sie twarde jak stal, potezna paszcza przejmowala groza. W mieszkaniu sie nie miescil, musial materializowac sie na skwerze; jego ogon niby pien debu tamowal ruch na przyleglych ulicach. Na szczescie wkrotce przeniosl sie w wyzsze rejony.
Pewnego razu, bawiac sluzbowo w stolicy wojewodztwa, wybral sie Rak na wiec, bardziej z ciekawosci niz z wewnetrznej potrzeby. Ledwo sie wcisnal na sale, gdzie bulgotal tlum roznorodny, a z megafonow wialo odnowa i druzgocaca krytyka. Na scenie, za stolem prezydialnym, rozwalil sie