nonszalancko Kubus. Leb siegal powaly, przeslaniajac portret wasatej osobistosci, zolte slepia swiecily jak reflektory, rozwarta paszcza lapala powietrze, bo duchota w pomieszczeniu niemozliwa. Jego chwost ogromniasty splywal po schodach, wskutek czego kolejni mowcy, by dostac sie do ambony, musieli wykonywac karkolomne skoki.

Od czasu do czasu Kubus wyciagal blyskawicznie pazury, trzask-prask i juz nieszczesnika pakowal do mordy, wierzgajacego, rekoma machajacego, wzywajacego pomocy wszystkich swietych. Klem go wprzody przyszpiliwszy, polykal wraz z butami tudziez wszelkim odzieniem i tekstem mowy swiatoburczej.

Adam nie mogl dostrzec zadnej reguly w dzialaniu tygrysa, poniewaz wydawalo mu sie, iz kazdy mowca glosi rzeczy sluszne obok bzdur wierutnych. No, moze z wyjatkiem trockistow, ktorzy chcieli panstwo polskie wysadzic dynamitem i tym samym skazywali sie na nieuchronne pozarcie oraz syjonistow, zadajacych wyjatkowych przywilejow dla narodu wybranego, co Kubusia wyraznie wytracalo z rownowagi; gniewnie parskal, a czasem wrecz chichotal zlowrozbnie.

Oszolomiony obrachunkowym zgielkiem, wrocil Rak do domu. Powzial niezlomne postanowienie, ze przestanie sie -zajmowac polityka, a tygrysa pusci w niepamiec.

Nieudolnosc organow sledczych, ktore knowaniom piekielnego zwierza nie potrafily polozyc tamy – byla oczywista. Czyz bezbozny instrument upadajacego rezimu, pozbawiony duchowego przewodnictwa kapelanow, przezarty wulgarnym materializmem, mogl siegnac ku sferom przed okiem zwyklego smiertelnika zakrytym? Po stokroc nie! Przygotowujac sie do kolejnego kazania, ksiadz Maciag przeanalizowal problem z wnikliwoscia, jaka przystoi doktorowi teologii. Od dluzszego juz bowiem czasu zbieral wszelkie wiesci o bulwersujacym zjawisku, skrzetnie je notujac w podrecznej ksiedze. Pozostalo uogolnic fakty, odkryc ich istote i wyciagnac wnioski utwierdzajace lud bozy w wierze.

Gdy wdrapal sie na ambone, wzrokiem liczac wiernych, ktorzy tej niedzieli zjawili sie mniej tlumnie niz zazwyczaj – tekst kazania poplynal jak wezbrana rzeka:

– Ponoc mundurowi i tajniacy szukaja znikajacej bestii. Po Trzydebach i okolicy szukaja, a znalezc nie moga lub raczej nie chca. Drodzy parafianie, nie dziwmy sie ich slepocie. Czy ktorys z tych osobnikow siegnal choc raz w zyciu po Nowy Testament? Watpie. A znalazlby tam rozwiazanie zagadki. Zajrzyjmy wiec my do „Objawienia' swietego Jana. Oto co glosi apostol.

Poszukal w ksiedze wlasciwego miejsca, ramiona wzniosl ku gorze by cofnac przydlugie rekawy sutanny i niby orez dzierzac slowo objawione, zacytowal archaiczny przeklad ksiedza Wujka:

– I zrzucon jest on smok wielki, waz starodawny, ktorego zowia diablem i szatanem, ktory zwodzi wszystek swiat. I zrzucony jest na ziemie i aniolowie jego potepieni z nim sa zrzuceni. Widzialem bestie wychodzaca z morza, majaca siedem glow i rogow dziesiec, a na rogach jej dziesiec koron, a na glowach jej imiona bluznierstwa. A bestia, ktoram widzial, podobna rysiowi, a nogi jej jako niedzwiedzie, a geba jej jako paszcza Iwowa. I dal smok bestyi moc swoja i wladze wielka.

W tym miejscu zwrocil uwage parafian na fakt, ze smok (czyli szatan) dla czynienia zla posluzyl sie bestia, ktora zniewolila lud wszelki. Kazdy jej slugus musial naznaczyc siebie cecha owemu potworowi wlasciwa: imieniem lub znakiem, najlepiej na czole lub dloni, aby wspolnicy spisku mogli sie rozpoznac w tlumie. Swiety Jan precyzuje dalsze dwa szczegoly;

– I widzialem niewiaste siedzaca na czerwonej bestyi, pelnej imion bluznierstwa. Tu jest madrosc. Kto ma rozum, niech zrachuje liczbe bestyi, albowiem liczba jest czlowieka, a liczba jego szescset szescdziesiat szesc.

Wyraz triumfu rozjasnil oblicze ksiedza Maciaga.

– Bracia i siostry w Chrystusie! Ja zrachowalem, jako kaze Apostol. W Trzydebach i sasiednich wioskach jest szesciuset szescdziesieciu szesciu chwalcow bluznierstwa. Ni mniej, ni wiecej! Czy naznaczeni sa, pytam, upiornym imieniem? A jakze, legitymacje PZPR w kieszeni, znaczki w klapie, czerwony sztandar nad glowa. Azaliz ktokolwiek moze watpic, ze owa niewiasta to partia, siedzaca okrakiem na czerwonej bestii komunistycznej ideologii? Biada jej nieszczesnym wyznawcom, albowiem swiety Apostol slyszal glos aniola, grozacego glosem wielkim: Jesliby sie kto klanial bestyi i obrazowi jej, i wzialby ceche na swe czolo albo na reke swoja – bedzie meczon ogniem i siarka…

Niestrudzony w oratorskim natchnieniu, jeszcze dlugo proboszcz roztaczal apokaliptyczna wizje mak, ktorych pieklo nie bedzie szczedzic komuchom w ogolnosci, a tym z Trzydebow w szczegolnosci. Wytknieci palcem przez niego i zarejestrowani w kartotece swietego Jana, podazaja wytrwale ku nieslawnemu koncowi.

ROZDZIAL PIATY

Ujawnia sie Artysta. Filozofowanie na plazy. Ruja i porubstwo: dentystka Roza traci cnote, rozpustna Pelagia gwalci duchownego.

Plot, odgradzajacy wznoszony blok mieszkalny od ulicy, upstrzony byl roznobarwnymi plakatami. Sliwa z niesmakiem kontemplowal rodzima tworczosc graficzna: duzo krzyku, malo sensu. Nachalnoscia i prymitywizmem afisze przypominaly mu partyjna propagande wizualna okresu stalinowskiego, tyle ze tamte pietnowaly reakcje i imperializm, a te opluwaly komune. Nowa tresc w starej formie. Galerie konczyly wizerunki czerwonych szatanow: diabel z sierpem i mlotem, diabel napietnowany piecioramienna gwiazda, diabel z emblematem „PZPR' na piersi. Czartow otoczono militarnymi rekwizytami i tlumem uciemiezonych ludzikow, o obliczach naznaczonych glodem i cierpieniem.

– Kazdy ma takiego Belzebuba, na jakiego zasluzyl.

Sliwa obejrzal sie. Znal mowiacego z widzenia, Artysta, malowal w kosciele scene z Boleslawem Smialym i swietym Stanislawem. Nosil zawsze brazowy beret, takaz peleryne i jaskrawe koszule, a szyje otaczal jedwabnym szalikiem,, jakby gnebil go notoryczny bol gardla.

– Zalosny skutek religijnego wychowania – wskazal plot. – Wszystko co dobre plynie z niebios, a jad wszetecznosci sacza nam upadli aniolowie z rogami. Istota ludzka w takim uproszczonym swiecie jest ubezwlasnowolniona, moze byc tylko przedmiotem manipulacji biegunowo przeciwstawnych sil. Mam nadzieje, panie Sliwa, ze nie posadza mnie pan o produkcje tych kiczow?

– Nie – rozesmial sie majster – chociaz, bez obrazy, koscielny malunek arcydzielem rowniez nie jest.

– Z przykroscia musze panu przyznac racje. Coz poczac ksiadz Maciag placil hojnie i zapewnial obfity wikt, co przy dzisiejszych trudnosciach zaopatrzeniowych ma swoja wage. Malarz tez czlowiek, sama sztuka sie nie wyzywi. Partia ma klopoty, przestala holubic tworcow, wiec zwrocilismy sie ku koscielnym zamowieniom. Nastepstwa, jak sadze, okaza sie katastrofalne dla polskiej kultury. Swiatynie od wiekow zdobione byly dzielami znakomitych mistrzow pedzla i dluta, a teraz wypelnia sie ideologicznie slusznymi bohomazami. Zamiast czerwonych cenzorow – czarni, a bezinteresownego mecenasa ani sladu.

Artysta odbyl z przepastnej kieszeni cybuch i chcial ladowac tytoniem.

– Fajczarz? – ucieszyl sie Sliwa. – Chodzmy na skwerek, zakurzymy spokojnie. Rozsiedli sie na lawce i dalej odprawiac fajkowy ceremonial, owo czyszczenie, nabijanie, upychanie, rozpalanie i wreszcie pyk pyk pyk, dym z amfory ulecial w przestworza.

– Rad jestem, ze pana poznalem osobiscie – powiedzial malarz, – Ciekaw bylem, jak wyglada idealista. Chodzi o lamanie strajku w miejscu swieckim i rozniecanie tegoz na ziemi poswiecanej, jak wiesc gminna niesie.

– I coz pan stwierdzil?

– Facjata kanciasta, rysy grubo ciosane, szpakowaty jez, kwadratowy podbrodek, spojrzenie bezczelne. W sumie charakter stanowczy, by nie rzec: nacechowany uporem. Lubie portretowac takich osobnikow. Gatunek na wymarciu; wiernosc idealom i tak dalej. A kazda ekipa, gdy wreszcie dorwie sie do wladzy, kogo zaczyna deptac? Wlasnie ich bo przeszkadzaja kompromisom z niedawnymi przeciwnikami. Tak marnie jest swiat zmajstrowany – sojusze taktyczne sa fundamentem rzadzenia kazdym spoleczenstwem. I oto

Вы читаете Diabelska Ballada
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату