Dysputa teologiczna, ktorej lustrzane odbicie znajdujemy w spusciznie redaktorow Tygodnika Powszechnego – odbyla sie Anno Domini 1981 na plebani kosciola swietego Stanislawa. Pokoik srednich rozmiarow, lecz noszacy widome slady poboznosci gospodarza: Pismo Swiete, krucyfiks, obrazy o tresci religijnej, kolorowy portret biskupa Rzymu w natchnionej pozie. Ksiadz Maciag, spodziewajac sie trudnych momentow, na dzien ow pamietny zgromadzil przezornie podreczny zapas wody swieconej, relikwiarz oraz tuzin encyklik, odbitych na czerpanym papierze, opatrzonych wizerunkiem dostojnego autora i jego autografem. Jesli kosciol jest domem Stworcy, to plebanie zwa Jego przedpokojem, zwlaszcza gdy przenika ja duch wznioslosci tak wyraziscie obecny, jak w Trzydebach.
Zgodnie z tradycja, wywodzaca sie z czasow dyskursow prawomyslnych kaplanow z heretykami, podloge przedzielono biala linia na pol. Po kazdej stronie staly dwa trzcinowe krzesla i pulpit, dla rozlozenia notatek i drukowanych argumentow. Pierwszy niesmialym kroczkiem zblizyl sie do wyznaczonego siedziska franciszkanin. Z pokaznej lysiny zsunal kaptur, odruchowo poprawil faldy habitu i usiadl. Wkrotce przydreptal ksiadz Kurowski, zajmujac miejsce obok. Jeden o silnej budowie ciala, rysach wyrazistych, opalonych policzkach, drugi przygarbiony wiekiem, siwiutki, z twarza poorana zmarszczkami. Roznil ich nie tylko wyglad zewnetrzny, lecz takze doswiadczenie zyciowe. Staruszek swiecenia kaplanskie otrzymal tuz przed wybuchem wojny, a ojciec Hiacynt zaczal pelnic poslugi religijne dopiero w latach siedemdziesiatych, chociaz do zakonu trafil osobliwym zrzadzeniem losu jako osiemnastolatek.
Teraz wkroczyl ksiadz Maciag wraz z wikarym Pyrko. Proboszcz zmizernial od czasu konfliktu z Ateuszem Pokornym i niesamowitych nastepstw smierci nauczyciela. Wlosy, dawniej bujne, przystrzygl krotko, co bardziej uwydatnilo jego drapiezne rysy: orli nos nad waskimi wargami, cofniety podbrodek, duze uszy przywarte do czaszki. W oczach, jak dawniej, gorzal mu fanatyzm pierwszych chrzescijan; dusza nie zatracila zaru wiary, choc cialo oslablo. Wikary nie siadl obok zwierzchnika, stanal skromnie pod sciana; z chlopieca twarza i wlosami opadajacymi na ramiona podobny byl aniolowi, czuwajacemu nad dusza zagrozona przez szatana.
Doktor teologii zlozyl dlonie: odmawial w myslach modlitwe. Potem chrzaknal, lecz -ku zaskoczeniu sluchaczy – zamiast rozpoczac egzekucje mnisich pogladow, wylal z siebie wszystkie zale.
– Gdziez, pytam, przyszlo mi pelnic sluzbe boza? W miescie niedowiarkow, zatrutych jadem grzechu i slepota. W miescie, gdzie odrazajaca fladra Pelagia gwalci bezkarnie duchownego, ktoregom sobie upatrzyl na nastepce, a rudy drab osmiela sie podniesc piesc na wyslannika Kosciola. W miescie uprawiajacym kult bezboznika, przyslugujacy tylko swietym. I w takiej Sodomie pytam, kogo mam pod bokiem?
Spiorunowal wzrokiem naprzeciw siedzacych; z ubolewaniem pokiwal glowa a w glosie zadzwieczala nuta wzgardy.
– Oto kogo mam. Ksiedza-patriote, ktory tak skumal sie z bezbozna wladza, ze przestal dostrzegac wokol siebie komunistow i osmielal sie ozdabiac swa osoba rezimowe pokazowki.
– O, przepraszani! – postawil sie Kurowski. – Bylem kapelanem wojskowym, walczylem ze szwabami, wiec w kombatanckich imprezach mialem prawo uczestniczyc. Ani mnie, ani Kosciolowi ujmy to nie przynioslo. Mam stopien kapitana rezerwy i Krzyz Grunwaldu.
– A powinienes miec krzyz w sercu, Chrystusowy. Twoja przeciez wieloletnia gnusnosc umozliwila tak zastraszajace postepy poganstwa w parafii. Proboszcz spi, w piekle tancza.
– Znam inne przyslowie: proboszcz wojuje, diabel sie raduje. Kazda akcja wywoluje reakcje proporcjonalna do uzytych srodkow. Nad powszednimi klopotami wiernych nalezy pochylic sie z troska, okazac odrobine wyrozumialosci dla ludzkich przywar. Nie wolno po chamsku, buciorami, wlazic czlowiekowi do sumienia. Bo zadepczesz je na amen.
– Milcz, nieszczesny starcze! Dostrzegam z ubolewaniem, ze twoja emerytura wisi juz na wlosku.
Ojciec Hiacynt z niewzruszona twarza przysluchiwal sie dialogowi, dopoki nie uslyszal grozby tak niesprawiedliwej. Uniosl powieki i rzekl z gryzaca ironia:
– A ja widze, ze pewien doktor nauk teologicznych w ogole emerytury nie doczeka. Zolc go zaleje w kwiecie wieku.
Ksiadz Maciag wpatrywal sie w zakonnika, a niechec bila mu z oczu. Pomiarkowal sie wszakze, tlumiac gniew naplywajacy niepowstrzymana fala.
– Dobrze. Teraz zajmiemy sie toba. Zwrocilem sie do przeora klasztoru, by zechcial wydac opinie o konfratrze, ktory chyba przez nieporozumienie zostal mi narzucony w charakterze, pozal sie Boze, pomocnika. Zamazane kontury twej osobowosci budzily moj niepokoj od dawna. I oto co twoj dlugoletni zwierzchnik pisze:
Jako sierota, chroniac sie przed sluzba wojskowa, odbyt Hiacynt w sposob przykladny nowicjat i zlozy t najpierw sluby zwykle, a pozniej uroczyste. Pokladalismy w nim wielkie nadzieje. Jednakze w miare uplywu czasu okazalo sie, iz z rad ewangelicznych -posluszenstwa, ubostwa, czystosci – zwykl cenic tylko wzgarde dla dobr materialnych. Pilny nad wyraz, zglebial w bibliotece tajniki historii, lecz w sposob chaotyczny, nie wystarczajaco umocowany w nauce Kosciola. Co gorsza, szerzyl swe watpliwe poglady wsrod braci zakonnych, a wobec napomnien okazywal krnabrnosc, pozwalajac sobie nawet na kpiny. O cnocie czystosci nie wspomne, bom sprawy nie badal, lecz pogloski o jego bachorach utrzymywaly sie dlugo…
Proboszcz odlozyl list i zatarl dlonie. Czul sie jak entomolog, gdy dopadnie poszukiwanej cmy i przyszpili okaz w gablotce.
– Coz teraz rzekniesz, mnichu? Udany portret?
– Owszem, poza jednym szczegolem. Nie mam bachorow tylko syna, poczetego z wielkiej milosci; wyrosl na uczciwego i madrego mlodzienca. Ani ja sie go wstydze, ani on mnie.
– Jeszcze chwila, a uslysze hymn na czesc zgnilizny moralnej, przejdzmy wiec ad rem. Doniesiono mi, ze dla okreslenia glowy naszego Kosciola, uzywasz obrazliwego zwrotu „Starszy Pan z Watykanu'.
– Dlaczego obrazliwego? – Starszy, bo nie mlody przeciez. Pan… mowimy zwyczajowo Pan Bog, a ktoz znajduje tu chocby cien braku szacunku? Moze Watykan jest dla ksiedza doktora kamieniem obrazy? Tytulowi „Ojciec Swiety' brak precyzji, albowiem czcigodna osoba nie zostala za zycia kanonizowana, co zreszta byloby sprzeczne z nauka Kosciola.
– Chcesz sie wykrecic sianem, mnichu, jakbys zapomnial, ze diabel tkwi w szczegolach.
– No wlasnie. W tych mianowicie, ktore rzeczy przyziemne podnosza do rangi swietosci, co jest przejawem grzesznej pychy.
Wije sie jak zmija – pomyslal ksiadz Maciag – lecz my go ucapimy, potknie sie nikczemnik na Ateuszu lub piekle. Wpedze na te bezczelna gebe strach, poczuje respekt wobec prawd niewzruszonych. Szkoda, ze nie zabralem sie do dziela wczesniej, rozsiewal zapewne trucizne jak winnica panska dluga i szeroka.
Uscisliwszy skryte intencje, zagadnal:
– Masz, jak mniemam, dobra pamiec. Pomnisz herezje, ktore glosil z ambony ten odrazajacy belfer, Ateusz?
– Pamietam kazde slowo.
– Ocen.
– Jesli chodzi o biskupa ze Szczepanowa…
– Swietego Stanislawa, chciales rzec.
– Jesli chodzi o patrona naszego kosciola, Ateusz wykazal nadmierna pewnosc siebie. Historycy po dzis dzien nie sa przekonani, po czyjej stronie lezy wina. Bylze krol gwaltownikiem, ktory