— Raczej nierozwinietym.

— Ale wybraliscie mnie duzo wczesniej. Musieliscie w jakis sposob podejrzewac, ze cos ze mna jest nie tak.

Crawford zachichotal.

— To te twoje ksiazki. Sa dosc… oryginalne. Nasz wydzial psychologiczny namierzyl je. W podobny sposob znalezlismy tez paru innych podobnych do ciebie. Kilku artystow, architekta, rzezbiarza i jednego albo dwoch pisarzy. Nie pytaj mnie, jak psycholodzy to zrobili. Moze po prostu maja nosa. Nie patrz tak na mnie, Vickers. Kiedy organizuje sie przemysl swiatowy, ma sie w reku sile, ktora moze wykonac ogromna prace badawcza albo kazda inna, jakiej sie tylko zazada. Zdziwilbys sie, gdybys zobaczyl, ile zrobilismy we wszystkich interesujacych nas dziedzinach. Nadal jednak nasz wysilek nie jest wystarczajacy. Na kazdym kroku napotykalismy wiele przeszkod.

— Wiec teraz chcesz ubic interes?

— Tak. Tylko ja, pozostali nie. Oni nigdy by sie nie targowali. Oni walcza, rozumiesz? Walcza o swiat, ktory budowali przez te wszystkie cholerne lata.

I to wlasnie bylo to. Przez te wszystkie cholerne lata, powtorzyl w myslach Vickers.

Horton Flanders siadywal na ganku i kolysal sie w fotelu, a wraz z nim kolysal sie dym z papierosa. Mowil o wojnie i tlumaczyl, dlaczego nie doszlo do wybuchu trzeciej swiatowej. Twierdzil, ze byc moze czyjas interwencja zawsze chronila nas przed konfliktem. Nieustanna „interwencja”, jak to okreslal bujajac sie w fotelu.

— Swiat, ktory zbudowali — rzekl Vickers — nie jest lepszy. Zostal zbudowany na morzu krwi i nieszczescia, pochlonal zbyt wiele ofiar. W toku historii trudno byloby znalezc rok calkowicie wolny od przemocy… zorganizowanej, oficjalnej przemocy…

— Wiem, o co ci chodzi — zgodzil sie Crawford. — Uwazasz, ze powinna nastapic jakas reorganizacja.

— Cos w tym rodzaju.

— Dobrze, zastanowmy sie wiec, co by nam to dalo — zachecal Crawford.

— Nie moge. Nie mam odpowiednich danych i nie jestem zadnym autorytetem w polityce. Nigdy nawet nie kontaktowalem sie ani nie zostalem odwiedzony przez tych mutantow… jesli rzeczywiscie sa mutantami.

— Maszyny mowia, ze sa. Analizator stwierdzil, ze ty tez jestes mutantem.

— Jestes pewien? — spytal Vickers.

— Nie ufasz mi — pokiwal glowa Crawford. — Myslisz, ze jestem jakims renegatem. Wydaje ci sie, ze widze przed soba niechybna porazke, wiec przybieglem machajac biala flaga i oznajmiam gotowosc do przyjecia nowego porzadku. Myslisz, ze chce zawrzec moj osobisty pokoj i odwrocic sie tylkiem do wszystkich pozostalych. Moze mutanci zatrzymaja mnie jako swoja maskotke albo zwierzatko.

— Jesli to, co mowisz, jest prawda, to i tak nie macie juz szans, niezaleznie od tego, co zrobisz.

— Niezupelnie — nie zgodzil sie Crawford. — Mozemy odeprzec atak. Mozemy wzniecic zawieruche.

— W jaki sposob? Pamietaj, Crawford, ze macie tylko maczugi.

— Ale jestesmy w desperacji.

— To wszystko? Maczugi i desperacja?

— Mamy jeszcze tajna bron.

— I pozostali chca jej uzyc. Crawford skinal glowa.

— Ale to na nic sie nie zda. Dlatego przyszedlem do ciebie. — Skontaktuje sie z toba. Masz to u mnie jak w banku. To wszystko, co moge zrobic. Jesli stwierdze, ze miales racje, odezwe sie do ciebie.

Crawford dzwignal sie z krzesla.

— Im szybciej, tym lepiej. Nie pozostalo zbyt wiele czasu. Nie bede w stanie ich dlugo powstrzymywac.

— Boisz sie — zauwazyl Vickers. — Jestes najbardziej przerazonym czlowiekiem, jakiego kiedykolwiek widzialem. Bales sie pierwszego dnia, kiedy cie zobaczylem i boisz sie nadal.

— Boje sie od momentu, kiedy to wszystko sie zaczelo. I z kazdym dniem jest coraz gorzej.

— Dwoch przestraszonych ludzi — rzekl Vickers. — Dwoch dziesieciolatkow blakajacych sie w ciemnosciach.

— Ty tez sie boisz?

— Pewnie, nie widzisz, jak sie trzese?

— Nie, nie widze. Wydaje mi sie, ze jestes najbardziej zimnokrwistym czlowiekiem, jakiego znam.

— Jeszcze cos — przerwal mu Vickers. — Powiedziales, ze poza mna istnieje jeszcze jeden mutant, ktorego udalo wam sie wytropic.

— Zgadza sie.

— Mozesz mi powiedziec, kto to jest?

— Nie — rzekl twardo Crawford.

— Tak wlasnie myslalem.

Dywan na chwile przyslonila lekka mgla, a potem na podlodze pojawil sie lsniacy kolorami, powoli wirujacy bak. Oniemiali przygladali sie, jak zabawka zatrzymala sie i przewrocila na bok.

— Przeciez go nie bylo — rzekl zaskoczony Crawford.

— Ale wrocil — szepnal Vickers.

Crawford zamknal za soba drzwi, a Vickers stal w zimnym, jasno oswietlonym pokoju z nieruchomym bakiem na podlodze i sluchal krokow Crawforda rozbrzmiewajacych na korytarzu.

25

Kiedy kroki ucichly, Vickers podszedl do telefonu, podniosl sluchawke, podal numer i czekal na polaczenie. Slyszal, jak operatorzy na linii lacza go w kolejnych centralach. Ich ciche, ledwo slyszalne glosy przejawialy wyrazna nonszalancje.

Bedzie jej musial wszystko szybko przekazac. Nie mogl tracic czasu, bo przeciez go sluchali. Bedzie musial szybko mowic i upewnic sie, ze Ann zrozumiala, co ma zrobic. Musi wyjsc z domu, zanim dotra do jej mieszkania.

Powie: Zrobisz cos dla mnie, Ann? Zrobisz cos bez pytania dlaczego?

Powie: Pamietasz to miejsce, w ktorym pytalas o piec? Tam sie spotkamy.

Potem powie: Wyjdz z mieszkania. Wyjdz i ukryj sie. Nie wychodz. Szybko. Nie za godzine, nie za piec minut, nie za minute: Odloz sluchawke i ruszaj.

Bedzie musial sie spieszyc.

Nie moze przeciez powiedziec: Ann, jestes mutantka. Natychmiast przeciez spyta go, co to znaczy i skad o tym wie, podczas gdy podsluchujacy ja ludzie beda juz biec w kierunku jej domu.

Bedzie musiala mu uwierzyc. Ale czy uwierzy?

Vickers az sie spocil na sama mysl, ze Ann moze zechciec sie poklocic, nie zgodzi sie nigdzie isc, zanim Vickers nie powie jej, o co mu chodzi. Czul, jak pot scieka mu po zebrach.

Telefon dzwonil. Vickers staral sie przypomniec sobie, jak wygladalo jej mieszkanie i gdzie znajdowal sie telefon. Wyobrazal sobie, jak Ann przechodzi przez pokoj, zeby podniesc sluchawke. Mial nadzieje, ze za chwile uslyszy jej glos.

Telefon dzwonil. Dzwonil caly czas.

Ann nie odpowiadala.

W koncu telefonistka powiedziala:

— Numer nie zglasza sie, sir.

— W takim razie prosze mnie polaczyc z tym numerem. Tu podal numer biura dziewczyny.

Znowu czekal wsluchujac sie w sygnal.

— Numer nie zglasza sie, sir — powtorzyla telefonistka.

— Dziekuje — rzekl Vickers.

— Czy mam sprobowac jeszcze raz?

— Nie, dziekuje.

Musial teraz sie zastanowic. Staral sie zrozumiec, o co w tym wszystkim chodzi. Wczesniej latwo mu bylo odnalezc pocieche w mysli, ze to tylko sprawka jego wyobrazni, ze zarowno on jak i caly swiat na wpol

Вы читаете Pierscien wokol Slonca
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату