zwariowali, ale wszystko wroci do normy, jesli tylko zachowa sie odpowiedni dystans, niezaleznie od tego, co by sie dzialo.
Teraz jednak juz w to nie wierzyl.
Musial wreszcie przyjac do wiadomosci to, co podejrzewal juz wczesniej, zmuszony byl uznac za prawdziwa historie, ktora przedstawil mu Crawford, siedzac z tym swoim wielkim brzuszyskiem na jego krzesle, z ta swoja kamienna twarza i monotonnym glosem, za pomoca ktorego formulowal zdania, nie wkladajac w nie zadnych emocji.
Musi uwierzyc w mutacje, w podzielony i walczacy swiat. Musi nawet uwierzyc w bajkowy swiat z dziecinstwa, bo jesli jest mutantem, to jedynie dzieki owemu swiatu bedzie mogl udowodnic sobie i ludziom, ze jest inny.
Staral sie wyciagnac wnioski z wypowiedzi Crawforda, zrozumiec, co to wszystko moze oznaczac, ale istnialo zbyt wiele mozliwosci, zbyt wiele niezaleznych czynnikow, zbyt wiele rzeczy, o ktorych nie mial pojecia.
Mowilo sie o mutantach, mezczyznach i kobietach, ktorzy byli czyms wiecej niz zwykli ludzie, poniewaz w ich umyslach czaily sie umiejetnosci i wiedza, o ktorych normalni mezczyzni i kobiety nie mieli pojecia i ktorych nie potrafiliby w pelni wykorzystac.
Byl to nastepny krok w dziejach ewolucji. W ten sposob zmieniala sie rasa ludzka.
— I Bog jeden wie, jak bardzo ludzkosci potrzebna jest taka zmiana — rzekl Vickers do pustego pokoju.
Zespol mutantow musial pracowac w ukryciu, gdyz jesli ujawnilby sie, caly swiat zwrocilby sie przeciw odmiencom.
A na czym polegala ich odmiennosc? Co za umiejetnosci posiadali i jak chcieli je wykorzystac?
Pare wynalazkow juz znal. Byly to wieczne samochody, nie tepiace sie maszynki do golenia, zarowki, ktore nigdy sie nie przepalaly i weglowodany, ktore zywily glodnych i pomagaly zapobiec wojnom.
Ale czy to wszystko? Na pewno nie.
„Interwencja”, powiedzial Horton Flanders bujajac sie w fotelu na ganku. Rodzaj subtelnej interwencji, ktora pomogla swiatu isc do przodu, a nastepnie niweczyla w ten czy inny sposob co bardziej gorzkie i przerazajace owoce postepu.
Vickers wiedzial, ze Horton Flanders moglby powiedziec mu cos wiecej na ten temat. Ale gdzie teraz byl?
„Trudno ich zlapac”, powiedzial Crawford. „Dzwonisz do drzwi i czekasz. Podajesz swoje nazwisko i czekasz. Znajdujesz ich i czekasz. A ich nigdy nie ma tam, gdzie moglbys sie ich spodziewac.”
Po pierwsze, musze sie stad wyniesc i pozbierac, stwierdzil Vickers, planujac swoje kolejne posuniecia.
Po drugie, musze znalezc Ann i dopilnowac, zeby sie dobrze ukryla.
Po trzecie, odnalezc Hortona Flandersa i jesli nie bedzie chcial gadac, przekonac go do ujawnienia wiekszej ilosci szczegolow.
Podniosl baka, zszedl na dol i oddal klucz. Recepcjonista wreczyl mu rachunek.
— Mam dla pana wiadomosc — dodal siegajac do schowka, gdzie chowal klucz. — Ten pan, ktory do pana przyszedl, dal mi to, jak wychodzil.
Podal Vickersowi koperte, ktora ten natychmiast otworzyl i wyjal zlozona kartke papieru.
— To dosc dziwne — zauwazyl recepcjonista. — Dopiero co rozmawial przeciez z panem.
— Tak — przyznal Vickers — to bardzo dziwne.
Kartka oznajmiala:
„Nie probuj korzystac z samochodu. Jesli cokolwiek sie zdarzy, trzymaj buzie na klodke.”
To naprawde bylo bardzo dziwne.
26
Jechal az do switu. Droga byla pusta, a samochod poruszal sie jak uciekinier, bezszelestnie, zostawiajac za soba jedynie swist powietrza w oponach, kiedy na zakretach zblizal sie do kraweznikow. Obok niego, na siedzeniu, swiezo pomalowany bak przetaczal sie w przod i w tyl zaleznie od ruchu samochodu. Dwie rzeczy byly nie w porzadku:
Po pierwsze, powinien byl zatrzymac sie przy domu Prestonow.
Po drugie, nie powinien byl brac samochodu.
Oczywiscie, obydwie te rzeczy to glupstwa. Zlajal sie w duchu za samo myslenie o nich i silniej nacisnal pedal gazu, az swist opon przeszedl w wysoki, piszczacy dzwiek rozlegajacy sie na zakretach.
Powinien byl zatrzymac sie przy domu Prestonow i wyprobowac baka. Tak to sobie wlasnie zaplanowal. Zastanawial sie, co wlasciwie sklonilo go do tego, ale nie potrafil znalezc zadnej przyczyny. Bo jesli bak dziala, bedzie przeciez dzialac gdziekolwiek. Jesli dziala, to dziala i koniec. Nie mialo znaczenia, gdzie go wyprobuje, chociaz jakis wewnetrzny glos mowil mu, ze jednak miejsce jest rowniez wazne. W domu Prestonow bylo cos szczegolnego. To kluczowe miejsce. Musialo byc kluczowe dla calej afery z mutantami.
Nie bede mogl spokojnie dzialac, przekonywal siebie. Nie bede sie mogl rozejrzec. Nie mam czasu do stracenia. Przede wszystkim musze wracac do Nowego Jorku, odnalezc Ann i ukryc ja.
Bo Ann, wmawial sobie, podobnie jak on musi byc mutantka, chociaz jeszcze raz, tak jak w wypadku domu Prestonow, nie mial calkowitej pewnosci. Nie bylo zadnej przyczyny, zadnego namacalnego dowodu na to, ze Ann Carter jest mutantka.
Przyczyna, myslal. Przyczyna i dowod. Czym one sa? Zwykla, staromodna logika, na ktorej czlowiek zbudowal swoj swiat. Czyzby zycie ludzkie mialo jakis inny, ukryty sens, dla ktorego mozna zyc, odkladajac na bok przyczyny i dowody jak dzieciece zabawki, ktore kiedys byly do przyjecia, ale w koncu stracily swa wartosc. Czy istnial jakis sposob odroznienia dobra od zla bez calego tego motywowania i przedstawiania odpowiednich dowodow? Intuicja? To nonsens tak chetnie holubiony przez kobiety. Przeczucie? To z kolei przesad.
Ale czy rzeczywiscie to tylko nonsens i przesad? Przez lata naukowcy badali spostrzeganie pozazmyslowe, szosty zmysl, ktory istota ludzka mogla posiadac, nie byli jednak w stanie udowodnic jego istnienia.
A jesli spostrzeganie pozazmyslowe jest mozliwe, wowczas zapewne mozliwe sa rowniez inne umiejetnosci, psychokinetyczna kontrola przedmiotow za pomoca sily umyslu, zdolnosc spogladania w przyszlosc, postrzeganie czasu jako czegos wiecej niz samego tylko ruchu wskazowek zegara, znajomosc i manipulowanie nieoczekiwanymi rozszerzeniami wymiarow w kontinuum czasoprzestrzeni.
Piec zmyslow, pomyslal Vickers. Wech, wzrok, sluch, smak i dotyk. Piec zmyslow, ktore czlowiek znal od niepamietnych czasow. Czy oznaczalo to, ze czlowiek nie moze miec wiecej zmyslow? Moze jednak w jego umysle kryja sie inne mozliwosci, ktore tylko czekaja na nadejscie wlasciwej chwili, tak jak to mialo miejsce w przypadku chwytnego kciuka, wyprostowanej postawy, logicznego myslenia i wielu innych rzeczy, ktore zostaly osiagniete przez czlowieka w toku ewolucji. Czlowiek rozwijal sie powoli. Ewoluowal ze strachliwej, chodzacej po drzewach istoty poprzez zwierze noszace maczuge az do zwierzecia wzniecajacego ogien. Najpierw odkryl najprostsze narzedzia, potem bardziej zlozone, az w koncu te najbardziej skomplikowane, zwane maszynami.
Wszystko to odbylo sie dzieki rozwojowi inteligencji, ale mozliwe przeciez, ze rozwoj inteligencji i ludzkich zmyslow nie zostal jeszcze zakonczony. A jesli tak, to dlaczego nie mialby sie pojawic szosty, siodmy, osmy albo nawet wiecej dodatkowych zmyslow, ktorych rozwoj bylby czyms zupelnie naturalnym w ewolucji rasy ludzkiej?
Czy tak wlasnie stalo sie z mutantami? Nagle zaczely rozwijac sie u nich dodatkowe zmysly, ktorych istnienia jedynie sie domyslano? Czy mutacja nie byla logicznym krokiem ewolucji, ktorego mozna sie bylo predzej czy pozniej spodziewac?
Vickers przemykal przez nadal spiace male wioski, mijal farmy wygladajace jakos dziwnie w poswiacie wschodzacego slonca.
„Nie probuj korzystac z samochodu”, napisal Crawford. Vickers nie widzial najmniejszego powodu, dla ktorego nie mialby uzywac samochodu. Zadnego powodu oprocz zakazu Crawforda. A kim wlasciwie byl Crawford? Wrogiem? Byc moze, chociaz czasami jego zachowanie zupelnie nie przypominalo zachowania wroga.