doprowadzic do powstania jednej kultury na Ziemi Drugiej, innej na Ziemi Trzeciej, a jeszcze innej na Ziemi Czwartej. Po tysiacu lat mozna bylo porownac te kultury i stwierdzic, ktora najlepiej sie sprawdzila, wskazac kazdy blad, ktory popelnila kazda z nich. Z czasem mozna by opracowac formule na najlepsza kulture ludzka.

Tutaj, na tej Ziemi, kultura pastoralne-feudalna byla dopiero pierwszym etapem. Ludzie osiedlali sie, odpoczywali i uczyli. Rzeczy dopiero mialy ulec zmianie. Syn czlowieka, u ktorego teraz spal, wybuduje sobie lepszy dom i prawdopodobnie bedzie uzywal robotow do pracy w polu i w obejsciu, w czasie gdy on sam prowadzic bedzie przyjemne zycie, a jego energia, odpowiednio spozytkowana przez dobrych przywodcow, doprowadzi do ustanowienia raju na jednej Ziemi lub nawet na wielu Ziemiach.

Vickers przypomnial sobie, ze czytal w gazecie artykul mowiacy o tym, ze wladze zastanawiaja sie nad masowymi zniknieciami ludzi. Jak twierdzil autor artykulu, z niewiadomego powodu znikaly cale rodziny. Jedynym podobienstwem miedzy poszczegolnymi przypadkami byl niski stan majatkowy tych rodzin. To oczywiste, ze najpierw nalezalo przeniesc ludzi najbiedniejszych, bezdomnych, bezrobotnych i chorych, osiedlajac ich na Ziemiach znajdujacych sie poza ciemna Ziemia krwi i przemocy zamieszkana przez czlowieka.

Juz wkrotce na starej Ziemi zostanie niewielu ludzi. Juz niedlugo, w ciagu tysiaca lat lub nawet mniej, Ziemia opustoszeje, a jej powierzchnia nareszcie zostanie uwolniona od dzikich plemion wysysajacych jej soki, patroszacych jej wnetrznosci, kaleczacych ja, gwalcacych jej prawa. Te same plemiona zostana przeniesione na inne Ziemie, pod lepszym nadzorem, co byc moze pozwoli im prowadzic rycie, ktore okaze sie lepsze.

Pieknie, pomyslal. Pieknie. Ale pozostawal jeszcze problem androidow.

Zacznijmy od poczatku, powiedzial do siebie w myslach Vickers. Zacznijmy od faktow, starajmy sie odnalezc w nich jakas logike, rozpoznac droge rozwoju mutacji.

Mutanci istnieli zawsze. Gdyby tak nie bylo, czlowiek nadal bylby mala, drzaca istota kryjaca sie w dzungli i uciekajaca na drzewa.

Najpierw mutacja dotyczyla chwytnego kciuka. Istnialy mutacje w obrebie mozdzka, ktore wyksztalcily w ludziach spryt. Jakas kolejna mutacja doprowadzila do ujarzmienia ognia. Inna do wynalezienia kola. Jeszcze inna do wynalezienia luku i strzaly. I tak przez wieki ludzkosc rozwijala sie. Mutacja za mutacja tworzyly drabine, po ktorej wspinala sie ludzkosc.

Tylko ze istota, ktora przechwycila i ujarzmila ogien, nie wiedziala, ze jest mutantem. Nie podejrzewal tego rowniez ten, kto wynalazl kolo czy pierwszy luk.

W ciagu calych stuleci pojawialy sie nieoczekiwane i nieswiadome niczego mutacje, ludzie, ktorzy dokonali czegos nowego, wielkie osobistosci swiata biznesu lub wielcy politycy, wielcy pisarze, wielcy artysci, ludzie, ktorzy tak dalece wyprzedzali swoja epoke, ze w porownaniu ze wspolczesnymi sobie wydawali sie umyslowymi gigantami.

Byc moze nie wszyscy byli mutantami, chociaz zapewne wiekszosc z nich. Ich mutacja jednak ujawniala sie jedynie w znikomym stopniu w porownaniu z mozliwosciami, jakie w nich drzemaly, gdyz byli oni zmuszeni ograniczac sie, podtrzymywac konwenanse spoleczne i ekonomiczne, narzucone im przez niezmutowana reszte spoleczenstwa. Swoista miara ich wielkosci byla juz sama umiejetnosc podporzadkowywania sie narzuconym konwenansom i obcowania z ludzmi, ktorzy byli od nich gorsi.

Mimo ze z punktu widzenia czlowieka normalnego odniesli ogromny sukces, ich mutacja byla porazka, poniewaz nigdy nie mogli zrealizowac sie do konca, a to dlatego, ze nie wiedzieli, kim naprawde sa. Byli wiec jedynie nieco bardziej inteligentni lub nieco bardziej pomyslowi lub nieco szybsi od normalnych ludzi.

A co by sie stalo, gdyby czlowiek uswiadomil sobie, ze jest mutantem? Zalozmy, ze mialby w reku niezaprzeczalny dowod, co wtedy?

Zalozmy na przyklad, ze czlowiek zorientowal sie, iz moze siegnac do gwiazd i przechwycic mysli i plany istot rozumnych zyjacych na planetach okrazajacych te dalekie gwiazdy, co byloby wystarczajacym dowodem, by stwierdzic, ze jest mutantem. Gdyby dzieki swemu wsluchiwaniu sie w gwiazdy potrafil znalezc odpowiednia informacje posiadajaca wymierna wartosc ekonomiczna, na przyklad zasade dzialania maszyn nie podlegajacych sile tarcia, bez watpienia moglby stwierdzic, ze zostal obdarzony darem mutacji. Zas stwierdziwszy to, nie moglby tak bezkonfliktowo zyc ze wspolczesnymi sobie jak ludzie bedacy mutantami, ale nie zdajacy sobie z tego sprawy. Bedac jednak swiadom tego faktu, czlowiek mialby poczucie wielkosci, czulby potrzebe obrania swojej wlasnej drogi, a nie kroczenia po utartej od lat sciezce.

Poczatkowo moglby byc nieco przestraszony rzeczami, ktore wyczytal w gwiazdach i czulby sie bardzo wyobcowany. Moglby tez widziec potrzebe zatrudnienia innych niz on ludzi do opracowywania informacji, ktore zaczerpnal z kosmosu.

Szukalby wiec innych mutantow i robilby to w przemyslany sposob. Mimo to znalezienie ktoregos z innych mutantow zajeloby mu prawdopodobnie duzo czasu. W koncu ostroznie zblizylby sie do niego, zdobyl jego zaufanie i w koncu wyjawil swoje plany. Wtedy dwaj mutanci rozpoczeliby poszukiwanie kolejnych. Oczywiscie nie wszyscy potrafiliby wysylac swe mysli w kosmos, ale byliby w stanie dokonywac innych rzeczy, niemozliwych dla normalnego czlowieka. Jedni niemalze instynktownie znaliby sie na elektronice lepiej, niz ktokolwiek inny po wielu latach nauki. Inni mogliby wyczuwac dziwny zwiazek miedzy czasem i przestrzenia, ktory umozliwialby istnienie niezliczonych kopii Ziemi, wspanialego lancucha swiatow wokol Slonca.

Czesc mutantow stanowilyby kobiety, dzieki czemu wkrotce na swiat przyszlyby dzieci mutantow. W ciagu dwudziestu lat powstalaby organizacja mutantow, ktora zrzeszalaby pewnie kolo paru setek osob.

Dzieki informacjom, jakie zebraliby z innych gwiazd, oraz niezwyklym umiejetnosciom wynalezliby i produkowali przedmioty, ktore dalyby im odpowiednie fundusze na kontynuowanie pracy. Vickers zastanawial sie, jak wiele z uzywanych na co dzien, prozaicznych przedmiotow moglo zrodzic sie w umyslach mutantow.

Ale nadszedlby czas, kiedy organizacja mutantow i ich praca stalyby sie juz zbyt oczywiste, zeby mozna je bylo skutecznie ukryc. Szukaliby wiec miejsca, gdzie mozna by sie ukryc, bezpiecznego zakatka, by kontynuowac swa prace. A czy mozna sobie wyobrazic dogodniejsze miejsce niz ktoras z pozostalych Ziem?

Vickers lezal na materacu ze slomy kukurydzianej, gapil sie w ciemnosc i zastanawial nad potoczystoscia swojej wyobrazni. Mial nieodparte wrazenie, ze to wszystko dzieje sie naprawde i ze wie o tym juz od jakiegos czasu. Ale skad mialby o tym wiedziec?

Moze dzieki budowie swojego mozgu, dzieki temu, ze jest androidem? A moze byla to rzeczywista wiedza, ktora nabyl w pewnym okresie swego zycia, ktora jednakze w jakis sposob zostala zablokowana, tak jak wspomnienie o podrozy do krainy z basni, ktora odbyl w wieku osmiu lat. Swiadomosc tej wiedzy powracala teraz do niego tak, jak i wrocila mu pamiec dotyczaca wizyty w basniowej krainie.

A moze byla to pamiec przodkow, ktora przekazywana jest dzieciom przez rodzicow. Jedynym problemem bylo jednak to, ze jako android nie mogl miec rodzicow.

Nie mial rodzicow i nie przynalezal do zadnej rasy. Byl kpina z czlowieka, namiastka zbudowana w celu, ktorego nawet nie znal.

Jakie zadanie mogli mu wyznaczyc mutanci? Czy posiadal jakies umiejetnosci, ktore sprawialy, ze byl im potrzebny? Do czego chcieli go wykorzystac?

To go wlasnie najbardziej bolalo. On i Ann mieli zostac wykorzystani.

Praca mutantow nie ograniczala sie jedynie do malo waznych drobiazgow, ktore produkowali. Bylo to cos wazniejszego od wiecznych samochodow, nie tepiacych sie maszynek do golenia i syntetycznych weglowodanow. Ich zadaniem bylo ocalenie i odbudowanie rasy, danie poczatku calkowicie nowemu gatunkowi ludzi. Chcieli doprowadzic do powstania swiata lub swiatow, gdzie wojna nie tyle lezalaby poza prawem, co bylaby niemozliwa, strach nigdy nie pojawial sie w umyslach ludzi, a postep mial inna wartosc niz teraz.

Tylko gdzie w tego rodzaju programie znajdowalo sie miejsce dla Jaya Vickersa?

W domu, w ktorym obecnie sie znajdowal, lezal nowy poczatek. Poczatek moze dziwny, ale solidny. W ciagu kolejnych dwoch lub trzech pokolen ludzie z tej rodziny beda gotowi na przyjecie produktow, ktore sa im przeznaczone. A kiedy beda gotowi, postep bedzie juz na nich czekac.

Mutanci wyjma ludziom z rak smiercionosne zabawki. Beda je trzymac w ukryciu az do chwili, gdy dzieci czlowieka stana sie wystarczajaca dorosle, by z nich korzystac nie wyrzadzajac sobie przy tym krzywdy. Odbiora trzylatkowi zabawki dwunastolatka, ktorymi dotad niebezpiecznie igral, i oddadza mu je, prawdopodobnie ulepszone, kiedy dorosnie.

A przyszla kultura, ktora powstanie pod przewodnictwem mutantow, nie bedzie jedynie kultura mechanistyczna, ale bedzie to oparta na nowych zasadach spoleczno-ekonomicznych harmonijna cywilizacja ducha, sztuki i — robotow. Mutanci przywroca gatunkowi ludzkiemu zachwiana w toku historii rownowage, a lata, ktore na to poswieca, beda procentowac w przyszlosci.

Вы читаете Pierscien wokol Slonca
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату