nie widuje sie czesto. Zalatywalo od niego silnie woda toaletowa.

— Och, Tom, ja tez ciebie kocham! — przytulila sie do niego, ale po chwili sie odsunela. — Musimy szybko zrobic wesele. Tutejsi ludzie sa bardzo malomiasteczkowi, nieslychanie dwudziestowieczni. Wiesz, co mam na mysli.

— Tak, wiem, co masz na mysli — powiedzial.

Spojrzeli na siebie i wybuchneli smiechem.

33

Wyjasnil wszystko Marie. Podeszla do szafy i wyciagnela walizki. Zaniosla je pospiesznie na lozko i zaczela pakowac rzeczy.

— Co robisz? — zapytal.

— Pakuje ubrania.

— To widze. Ale dlaczego?

— Dlatego, ze wyjezdzamy.

— O czym ty mowisz? Zostajemy.

— Nigdy. Nie bedziemy tu mieszkac z tym cholernym Smithem; jego obecnosc tutaj oznacza tylko klopoty.

— Pewnie tak — zgodzil sie — ale to nie powod, aby uciekac. Przestan na chwile pakowac i posluchaj mnie. Jak myslisz, czego on moze ode mnie chciec? W czym mi zagrozi?

— Nie bedziemy specjalnie czekac, aby zaspokoic swoja ciekawosc.

Nie przestawala ukladac ubran, dopoki Blaine nie schwycil jej za nadgarstki.

— Uspokoj sie i zrozum, ze ja nie chce przed nim uciekac.

— Naprawde, jest to jedyna sensowna rzecz, jaka mozemy i powinnismy zrobic. Z pewnoscia przysporzy to nam klopotow, ale przeciez niedlugo umrze, moze za miesiac, tydzien… Zreszta, ten straszliwy zombie juz dawno powinien umrzec. Tom, wyjedzmy.

— Zwariowalas? Nic sie nie stanie bez wzgledu na jego zadania.

— Dawniej tez tak mowiles.

— Wtedy sprawy mialy sie inaczej.

— Teraz tez! Tom, mozemy przeciez pozyczyc kuter pan Davis zrozumie — mozemy poplynac…

— Nie! Zapominasz, ze Smith dwukrotnie ocalil mi zycie.

— Czy wiesz, dlaczego to zrobil? — zalkala. — Tom, ostrzegam ciebie: nie wolno ci sie z nim spotkac, nie wolno, skoro sobie wszystko przypomnial.

— Zaraz, zaraz… Czyzbys cos wiedziala? Cos, o czym ja nie mam zielonego pojecia?

W jednej chwili sie uspokoila.

— Nie, oczywiscie, ze nie.

— Marie, nie klamiesz?

— Oczywiscie, ze nie. Tak bardzo boje sie Smitha. Prosze, Tom, ze wzgledu na mnie, wyjedzmy stad.

— Nie zrobie ani kroku, dla nikogo. Chce zyc tutaj. Wreszcie skonczmy te rozmowe.

Marie usiadla. Wygladala na zupelnie wyczerpana.

— Dobrze, kochanie, zrob tak, jak uwazasz.

— Teraz mowisz rozsadnie. Zobaczysz, wszystko dobrze sie skonczy.

— Na pewno — odpowiedziala.

Blaine powiesil z powrotem rzeczy, schowal walizki i usiadl. Wygladal na opanowanego, ale jego mysli krazyly wokol slow, ktore powiedzial Reilly, unoszac sie pod sufitem swojego grobowca:

— Sa sprawy, o ktorych nic nie wiesz, Blaine, ale ja wiem. Twoj pobyt na Ziemi bedzie krotki, bolesnie krotki. Ci, ktorym ufasz — zdradza ciebie, ci, ktorych nienawidzisz — pokonaja ciebie. Umrzesz, i to wkrotce, nie za lata, wczesniej, wczesniej niz ci sie wydaje. Bedziesz zdradzony i popelnisz samobojstwo.

Zbzikowany staruszek! Blaine poczul dreszcz, spojrzal na Marie. Siedziala z zamknietymi oczami. Czekala. On rowniez czekal.

Po niedlugim czasie dobieglo ich miekkie stukanie do drzwi.

— Prosze! — powiedzial Blaine, nie wiedzac, kto i co czai sie za progiem.

34

Blaine rozpoznal Smitha od razu, mimo iz byl zamaskowany.

— Wybaczcie te maskarade. Nie chcialem nikogo wprowadzac w blad lub oszukac ciebie, Blaine. Nosze to wszystko, gdyz nie moge juz pokazac swojej twarzy wyjasnil Smith.

— Masz za soba dluga droge — powiedzial Blaine.

— Tak, bardzo dluga i najezona trudnosciami, ale nie bede ciebie zanudzal opowiadaniem o nich. Najwazniejsze, ze tu dotarlem.

— Dlaczego?

— Wiem juz, kim jestem.

— Uwazasz, ze twoj los zwiazany jest ze mna?

— Tak.

— Coz, nie wiem, jak to jest mozliwe, ale wysluchajmy.

— Chwileczke, Smith — wtracila sie Marie. — Czy nie mozesz go zostawic w spokoju? Odkad przybyl na ten swiat, wciaz ma same klopoty. Czy nie mozna zostawic wszystkiego tak, jak jest? Nie mozesz od nas odejsc?

— Wpierw musze mu wszystko opowiedziec.

— Zaczynaj wiec — powiedzial Blaine.

— Nazywam sie James Olin Robinson.

— Nigdy nie znalem czlowieka o tym nazwisku — powiedzial Blaine po chwili zastanowienia.

— Zgadza sie.

— Czy spotkalismy sie wczesniej, przed pobytem u Rexa?

— Nieformalnie.

— Ale spotkalismy?

— Tak. Na krotko.

— Dobrze. Jamesie Oknie Robinsonie, opowiedz mi o tym. Kiedy to sie zdarzylo?

— Stalo sie to w ulamku sekundy pewnej nocy w 1958 roku, na autostradzie — moze trwalo to troche dluzej, moze krocej. Ty jechales swoim samochodem, a ja swoim.

— Tym, z ktorym sie zderzylem?

— Tak, o ile mozna nazwac to zderzeniem.

— Alez tak! Przeciez to byl wypadek, zupelnie niespodziewany wypadek!

— Jesli mowisz prawde, to nie mam tu nic do roboty. Wiem jednak, ze to nie byl przypadek. To bylo morderstwo. Nie wierzysz mi? Zapytaj wiec swoja zone.

Wystarczylo jedno spojrzenie na woskowa twarz Marie, ale pragnal sie upewnic.

— Marie, co wiesz na temat tamtej nocy? Skad wiedzieliscie, ze sie rozbije?

— Prowadzilismy badania statystyczne… wykorzystywalismy teorie prawdopodobienstwa i inne czynniki… jej glos brzmial niepewnie.

— Czy czasem to nie wy spowodowaliscie ten wypadek, aby porwac mnie w przyszlosc i wykorzystac do celow reklamowych?

Marie milczala. Blaine goraczkowo przypominal sobie szczegoly tamtej nocy. Nagle uprzytomnil sobie, ze kierownica samochodu, ktora wygladala na zablokowana, w ostatniej chwili zaczela sie swobodnie poruszac…

Вы читаете Niesmiertelnosc na zamowienie
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату