innego na moje miejsce, zabilbym go.

Hodowcy, ktorzy wychwalali Skaurusa pod niebiosa, kiedy slonce jeszcze swiecilo, przeklinali jego imie, kiedy nastala ciemnosc. Bez litosci i wyjasnien zabrano im cale bydlo. Mieli wlocznie i noze, zeby bronic sie przed poborcami podatkow, ale byli bezradni wobec mieczy i kolczug legionistow oraz lukow i koni Khatrishow.

Poganiane przez konfiskatorow bydlo ruszylo dolina, ryczac zalosnie z powodu zmiany ustalonego porzadku. Co odwazniejsze psy pasterskie skoczyly mu na pomoc, lecz odpedzone wloczniami uciekly ze skamleniem.

Marek przekonal sie, ze Gajusz Filipus mial racje. Kiedy rozkazal porabac palisade na kawalki dlugosci ramienia, legionisci usmiechneli sie porozumiewawczo i przystapili do pracy jak mali chlopcy przygotowujacy wielki psikus. Kobiety i nie-Rzymianie obserwowali ich z taka sama ostroznoscia, z jaka przygladaliby sie grupie ludzi ogarnietych zbiorowym szalenstwem.

Trybun nie musial wydawac nastepnych rozkazow. Gdy tylko spedzono bydlo, zolnierze przywiazali mu do rogow wyciosane paliki.

— Marku, przepraszam, ze ci zawracam glowe, ale co u licha sie dzieje? — spytala Helvis.

— Kiedys twoj brat Soteryk powiedzial, ze mamy przewage w tym swiecie, poniewaz znamy mnostwo sztuczek, ktorych nie zna nikt inny — odpowiedzial Skaurus tajemniczo. — Pora sie przekonac, czy mial racje.

Prawdopodobnie wyjasnilby jej wszystko za chwile, ale zwiadowca Khatrish przyniosl mu zla wiadomosc.

— Cokolwiek planujecie, pospieszcie sie. W dolinie zjawilo sie paru Yezda, zeby zobaczyc, co to za raban. Strzelilem do nich, ale chybilem w ciemnosci.

Skaurus poszedl dopilnowac przygotowan. Wiazkami kijow przyozdobiono juz okolo dwoch tysiecy sztuk bydla.

— To fascynujace — stwierdzil Pakhymer ironicznie. — Sadzisz, ze Yezda uciekna przed szarzujacym lasem?

— Watpie. Ale moze uciekna przed pozarem lasu. Trybun wyjal z obozowego ogniska plonaca glownie i podszedl do stada. Oczy Pakhymera zrobily sie okragle.

— Uderzmy na nich teraz, powiadam!

— Uspokoj sie, Yahush. Rano tez tu beda. Mowiacy te slowa krepy Yezda w srednim wieku wyciagnal z ogniska szpikulec i podal siostrzencowi skwierczace mieso.

Yahush odmowil gniewnym gestem. Mial szczupla twarz zeloty, orli videssanski nos i poruszal sie z gracja drapieznika.

— Kiedy widzisz wroga, Prypet, zabij go! — warknal. — Tak mowi Avshar i ma racje.

— Tak zrobimy — rzekl pojednawczo Prypet. — To bedzie latwe. Jesli zwiadowcy nie klamia, zolnierze imperialni biegaja po obozie jak szalency. Tak czy inaczej, co najmniej dwukrotnie przewyzszamy ich liczebnie.

Machnal reka w ciemnosc, wskazujac na wojlokowe namioty, ktore wyrosly w dolinie jak muchomory.

Stada utucza sie w nowym rozleglym kraju — pomyslal Prypet. Podniosl do ust dzban wina, kolejna zdobycz wojenna. To prawda — zadumal sie — ze Avshar wygral bitwe, ktora dala nomadom przestrzen, ale kto go widzial od tamtej pory? W kazdym razie to on, Prypet, prowadzi klan, a nie ten czarnoksieznik, ktorego twarzy nikt nie zna, nawet syn siostry jego zony.

Mimo to chlopak byl obiecujacy i nie nalezalo go tlamsic.

— Przez ostatnie tygodnie duzo podrozowalismy. Bedziemy walczyli lepiej po nocnym odpoczynku. Usiadz i odprez sie. Wez sobie chleba.

Wzial gumowaty przasny bochenek z lekkiej kraty, ktora sluzyla Yezda jako piec.

— Za bardzo sobie dogadzasz, wuju — stwierdzil Yahush, pewien wlasnej racji, co niweczylo wszelka nadzieje, ze starszy mezczyzna go wyslucha.

Prypet wstal, a z jego twarzy zniknela cala lagodnosc. Siostrzeniec czy nie, Yahush posuwal sie za daleko.

— Jesli chcesz, chlopcze, mozesz znalezc przeciwnika blizej niz w sasiedniej dolinie — powiedzial spokojnie.

Yahush pochylil sie do przodu.

— W kazdej chwili… — Nagle zamrugal oczami. — Na czarny luk Avshara! Co to?

Ziemia zaczela im dudnic pod stopami, a z drugiej strony doliny niosl sie loskot. Towarzyszyly mu basowe ryki bolu i przerazenia.

— Uspokoj sie, szczeniaku — rzucil Prypet z pogarda. — Nie poznajesz krow?

Yahush poczerwienial.

— Oczywiscie. Na Skotosa, jestem dzis podenerwowany.

Jego wuj rozluznil sie widzac, ze napiecie opadlo.

— Nie martw sie. Rolnicy nie potrafia sobie radzic z bydlem… zeby tak puscic stado. Byloby niezle, gdyby paru ludzi wskoczylo na siodla i zagnalo tu pare sztuk.

— Ja to zrobie — zaoferowal sie mlody mezczyzna. — To mi uspokoi nerwy.

Ruszyl w strone konia i zamarl w pol kroku. Na jego twarzy malowalo sie przerazenie.

Prypet spojrzal na zachod i poczul na plecach zimny dreszcz. Loskot byl teraz glosniejszy i zblizal sie do doliny, gdzie obozowali Yezda. Bydlo? Nie, to nie moglo byc bydlo. W ich strone pedzilo z szybkoscia dobrego biegacza falujace i huczace morze ognia. A na fali unosil sie diabel. Jego nieziemskie wycie przebijalo sie przez halas. Z miecza, ktorym wymachiwal, sypaly sie szkarlatne iskry.

Przywodca klanu byl wojownikiem zaprawionym w niezliczonych bojach, ale wobec takiej magii stracil cala odwage.

— Ratuj sie kto moze! — wrzasnal.

Yezda wybiegli z namiotow, spojrzeli na zachod i w panice rzucili sie do wierzchowcow.

— Demony! Demony! — krzykneli.

Popedzili konie ostrogami, nie ogladajac sie za siebie. Dolina opustoszala w jednej chwili. Plonace morze przetoczylo sie po namiotach. Nie zostal po nich prawie zaden slad.

Yahush ucieklby razem z wujem i czlonkami klanu, ale z przerazenia przez kilka minut nie mogl sie ruszyc. Chciales ich zaatakowac, glupcze — powtarzal sobie w myslach — a oni maja czarnoksieznika, ktory potrafilby zdmuchnac Avshara jak swiece.

Ryczacy ocean ognia zblizal sie. Mlody koczownik czekal sparalizowany, az go pochlonie. I wtedy zobaczyl rozesmianych jezdzcow pedzacych bydlo, plonace galezie przywiazane do rogow, zapach dymu, odor palonej siersci.

Ogarnela go wscieklosc, uwalniajac ducha i cialo ze szponow paniki. Yahush wskoczyl na spetanego konia. Jednym ruchem szabli przecial postronek. Spial konia ostrogami, uniosl bron i popedzil prosto na torturowane stado.

— Wracajcie! Wracajcie! To podstep! — krzyczal do uciekajacych towarzyszy, ktorzy go nie slyszeli posrod zgielku.

Ktos jednak go uslyszal.

— Nie jestes zbyt halasliwy? — zapytal go glos z dziwnym akcentem.

Yahush za pozno przypomnial sobie diabelskie okrzyki. Przed oszalalym stadem gnal na kucyku jakis czlowiek. Dlugie proste ostrze spadlo na kark koczownika.

Kiedy osuwal sie z konia, jego ostatnia mysla bylo, ze zolnierze imperialni nie walcza uczciwie.

Gdyby Yezda zaprzestali panicznej ucieczki i wrocili, zeby zbadac sytuacje, zapewne wypedziliby Rzymian z doliny. Legionisci Marka i wojownicy Pakhymera tanczyli wokol ognisk, gwizdali, klaskali, przytupywali, strzelali palcami i krzyczeli z radosci, by uslyszal ich caly swiat.

Pakhymer nie bral udzialu w zabawie, tylko blakal sie po obozie. Wreszcie znalazl Skaurusa, ktory hulal razem z legionistami, i wyciagnal go z kregu. Helvis spiorunowala wzrokiem Khatrisha. Trybun rowniez mial zamiar sie rozgniewac, ale dostrzegl jego zagubione spojrzenie.

— Bydlo — powiedzial Pakhymer tepo. — Mieszkancy rownin, spedzajacy zycie wsrod bydla, poganie, zabijajacy dla zabawy, uciekaja jak wystraszone dzieci przed bezbronnym stadem. — Uderzyl sie dlonia w czolo, jakby probowal zrozumiec.

Marek, ktory wypil sporo wina, nie znalazl lepszej odpowiedzi niz wzruszenie ramion i szeroki glupkowaty

Вы читаете Imperator Legionu
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату