Thomas przetoczyl sie nad kloda i zaczal pelznac z powrotem na krawedz urwiska. Slyszal o reakcji Posleenow na snajperow, ale po raz pierwszy sie z nia zetknal. Mimo ze w tym czasie strzelala artyleria, jakims cudem go wypatrzyli.
Odepchnal go odrzut barretta, wiec wiekszosc strzalow przeszla mu nad glowa. Trafila go jedynie drzazga, ale po niej miala zostac zaledwie kolejna blizna na twarzy. Nic wielkiego.
Ostroznie wystawil lufe poza krawedz i spojrzal w dol.
Samotny zolnierz dotarl na skraj rumowiska. Teraz siedzial odwrocony plecami do Posleenow i robil… cos robil. Thomas powiekszyl obraz i przelaczyl lunete na wzmocnienie swiatla, ale wciaz nie umial powiedziec, co tamten kombinuje. Wygladalo to tak, jakby mieszal cos w dloni.
Uznajac, ze nie warto sie tym klopotac, Czirokez wycelowal w nastepnego obcego. Jednego mniej, jeszcze tylko czternastu. Odpuscil sobie Wszechwladcow, postanowil ich zdjac po jednym.
Kiedy wzial pierwszego na cel, niebo za nim rozswietlilo sie jak lampa samego Boga.
Buckley zeskrobal nozem troche twardej jak kamien farby do kamuflazu. Laska regulaminowego barwnika, ktora nosil od Bog wie jak dawna, upodobnila sie konsystencja do wegla. Bylo to irytujace, zwlaszcza ze jedyna szansa na bezpieczne dotarcie do celu bylo pokrycie kazdego centymetra kwadratowego skory tak, by nic nie przeswitywalo. Gdyby to mu sie udalo, moglby przeczolgac sie bezpiecznie przez pieciometrowy odcinek miedzy betonowymi blokami. Zwlaszcza gdyby ruszyl rowno z nastepnym strzalem snajpera. Podczas gdy Posleeni skupialiby uwage na urwisku, moglby wypelznac i przy tym ich nie zaalarmowac.
Gdyby tylko udalo mu sie zmieszac farbe z odrobina wody, moglby pokryc twarz kamuflazem, a wtedy moze udaloby mu sie przezyc. Warto sprobowac. Oczywiscie przydaloby sie jeszcze jakos odwrocic uwage Posleenow, ale nic nie przychodzilo mu do glowy.
Przez krotka chwile blask byl tak jasny, ze prawa dlon Buckleya, w ktorej nie bylo struzyn farby, zrobila sie przezroczysta. Zacisnal oczy, ale nic to nie dalo. Wiedzial, ze przez nastepne piec czy dziesiec minut bedzie slepy, ale to nie mialo znaczenia. Wazne bylo tylko to, ze Posleeni beda rownie slepi.
Upuscil tubke farby i trzymany w dloni proszek i zlapal karabin. Podniosl sie i puscil pedem do nastepnej bryly betonu.
W kazdej chwili spodziewal sie uslyszec trzask karabinu magnetycznego albo krotkie bekniecie plazmowki, ktore zamieniloby go w weglowy posag. Ale nic takiego sie nie stalo. Zamiast tego ulamek sekundy po tym, jak stopy zetknely sie z betonowym blokiem, jego nos zetknal sie z wystajacym z betonu katownikiem.
Tlumiac krzyk, Buckley runal za oslone. Tam, trzymajac sie za zakrwawiony nos, czekal, az znow zacznie widziec.
— Zaczynani sie z toba zgadzac, Pruitt — prychnal pulkownik Mittchell. — W takich chwilach jak ta zaluje, ze nie mamy porzadnego pancerza i broni bezposredniego ostrzalu.
— Mamy bron bezposredniego ostrzalu, sir… — zaczal dzialotnowy.
— Nie mamy takiej, ktorej uzycie nie byloby katastrofa w skali kraju, synu — przerwal mu pulkownik. Ponowne ustawienie radionadajnikow zajelo milicyjnym zwiadowcom troche czasu, ale wygladalo na to, ze natarcie Posleenow zostalo skutecznie powstrzymane. Cena byla jednak olbrzymia.
Dillsboro i Sylva, nawet te ich fragmenty, ktorych nie zniszczyl przejazd SheVy, zniknely. Bog jeden wie, jakich uszkodzen doznal most — most, ktory Wschod koniecznie chcial zachowac w dobrym stanie. Atomowka poleciala tak, zeby nie objela go strefa najwiekszych zniszczen, ale to nie znaczy, ze wciaz beda mogly po nim jezdzic czolgi. Dopiero ktos taki jak major Ryan musialby wyrazic zgode, zeby cokolwiek przejechalo na drugi brzeg.
— Kiedy chlopcy z drugiej strony wreszcie przebija sie do nas, beda musieli tylko pozamiatac — powiedzial Pruitt.
— Zamiatanie Posleenow to kosztowna sprawa, Pruitt — odparla Indy. — Major Anderson tez chcial „zamiesc” kilku Posleenow po jadrowym wybuchu.
— Pora znalezc lepszy sposob — wlaczyla sie kapitan Chan. — Mam stad wspanialy widok, ale chetnie wrocilabym juz do walki. Musimy wymyslic, jak uruchomic te wiezyczki.
— Moze zaczekajmy, az dotrze tu batalion naprawczy — powiedziala Indy. — O ile w ogole dotrze.
— Miejmy tylko nadzieje, ze to nastapi przed pojawieniem sie reszty Posleenow — zauwazyl Reeves.
— Jakich Posleenow? — parsknal smiechem Mitchell. — Watpie, zeby stad do Savannah zostaly ich cztery setki. Nie wiem jak wy, ale ja ide sie zdrzemnac. Obudzcie mnie, jakby sie cos dzialo.
Thomas podniosl dlon i zmruzyl oczy. Aha, zaczyna widziec, czyli pora wracac do akcji.
Atomowka zepsula mu lunete. Nie wiedzial, czy to przez impuls elektromagnetyczny, czy przez przeciazenie swiatlem, ale obraz migotal jak w popsutym telewizorze. A to znaczylo, ze musi zadowolic sie muszka i szczerbinka. W porzadku, wychowal sie na muszce i szczerbince. Potrafi to zrobic. Gdyby tylko cokolwiek widzial…
Ksiezyc wschodzil, ale nie zagladal pod wiadukt. A Posleeni nie uzywali zadnego swiatla. Thomasowi przydalaby sie flara albo cos w tym rodzaju.
W koncu postanowil wpakowac jedna kule w okop i sprawdzic, co sie stanie. Najgorsze, czego mogl sie spodziewac, to ze go zdejma.
Buckley uslyszal trzask na szczycie urwiska, zanim Posleeni otworzyli ogien. Tym razem juz nie byli tak skuteczni — strzelali chyba na wszystkie strony naraz. Plutonowy przypadl do ziemi, a potem wykorzystal zamieszanie, zeby znow sie przemiescic.
Przed oczami mial nie tylko czern. Wieksza czesc pola widzenia przeslanial mu czarno-bialy negatyw wlasnych dloni. Jednak co nieco widzial i mniej wiecej wiedzial, dokad ma isc, a wiec przyszla pora sie ruszyc. Przykucnal i zgiety wpol przeszedl do konca wielkiej bryly granitu, gdzie sie zatrzymal. Gdyby wystawil teraz glowe, od Posleenow dzielilyby go przypuszczalnie niecale trzy metry.
Pytanie jak zwykle brzmialo: szybko czy wolno? W koncu uznal, ze lepiej szybko. Wyjal granat, wyciagnal zawleczka i wzial gleboki oddech.
— Po wyjeciu zawleczki granat nie jest juz waszym przyjacielem — szepnal i wychylil sie.
Thomas przysunal sie z powrotem do krawedzi i wytarl wargi. Tym razem ladunek plazmy trafil tuz obok i duzy kawal debiny uderzyl zwiadowce prosto w usta. Czekalo go plucie zebami przez kilka tygodni.