bitwy. Informacje, jakie przekazywala mapa, byly identyczne, ale podano je w mniej nieprzyjemnej oprawie. — Zachowac zimna krew, nie wychylac sie zza oslony i strzelac celnie. — Spojrzal na odczyty komputera i zasmial sie cicho. — Dobra wiadomosc jest taka, ze nawet my nie jestesmy dzis w stanie spudlowac.
Zautomatyzowany system ognia i sposob zaprojektowania pancerza wspomaganego byly powodem nieustannych zartow na temat marnej celnosci piechoty mobilnej.
— Majorze — powiedzial kapitan Holder. — Jestesmy otaczani od polnocy przez znaczne sily przeciwnika. Nie sadze, aby to byl przemyslany ruch, po prostu Posleenow jest zbyt wielu i nawzajem sie przepychaja.
— Jestem tego swiadomy — odparl Mike. Jeden rzut oka na ekran wystarczyl, by stwierdzic, ze liczebnosc kompanii Bravo zbliza sie niebezpiecznie do dolnej granicy. Oddzial przyjal na siebie prawie polowe wrogiego ognia, a ponadto batalion zuzyl juz czterdziesci procent swojej amunicji.
— Duncan, sprobuj zalatwic dla Bravo wsparcie i skieruj je na przedpole batalionu.
— A co z nami, sir? — wtracil Holder.
— Coz — odparl z usmiechem Mike. — Bedziemy musieli sami poradzic sobie z Posleenami.
— Mamy niezla pozycje obronna — mruknal do siebie. Shelly poslusznie nie przekazala dalej jego mamrotania. — Jedna flanka jest zabezpieczona, wiec mamy szanse. Musimy po prostu trzymac sie w kupie.
Czesc Posleenow, ktorzy znajdowali sie w odleglosci pol kilometra od pozycji piechoty mobilnej, zginela w wybuchu drugiego ladownika. Pusty obszar szybko jednak zostal zapelniony przez napierajaca horde. Posleeni jak zwykle nadbiegali gromada, na oslep, nie przejmujac sie wrogim ogniem.
Mike rozwazal rozne scenariusze; jedne byly kiepskie, inne jeszcze gorsze. Mial nadzieje, ze choc czesc jego podwladnych przezyje i utrzyma pozycje do chwili przybycia posilkow. Jednak nawet w takim przypadku mial za malo wsparcia artyleryjskiego, a jego ludzie byli zbyt mocno rozproszeni.
— Zero szans — mruknal do siebie.
— Batalion! — rzucil zdecydowanym tonem. — Skoncentrowac ogien krzyzowy na Wszechwladcach. Bravo: zaciesnijcie troche szyk wokol rogu formacji. Zniwiarze ze wszystkich kompanii: wspomozcie ich i okopcie sie. Medycy i technicy: macie dostarczac amunicje. Zapewnijcie Zniwiarzom mozliwosc wymiany broni, bo sadze, ze dojdzie do walki wrecz. — Mike przerwal, kiedy pierwszy pocisk smignal tuz nad jego glowa. Przez ostatnie piec lat zuzyl juz caly arsenal hasel, ktore maja zachecac do boju. — Nie mam tylu palcow, zeby policzyc nasze szanse, ale jak wygramy, to ustanowimy nowy rekord.
6
Starszy plutonowy Thomas „Maly Tommy” Sunday zdawal sobie sprawe, ze za bardzo kocha swoja robote.
Zeskoczyl z platformy tenara i z szerokim usmiechem strzelil w glowe Posleena, ktory zaciekle pastwil sie nad lezacymi na szczycie walu ziemnego zwlokami zolnierza piechoty mobilnej. Sunday nie potrafil odgadnac, czy jego towarzysz broni zginal w walce wrecz, czy od strzalu z bliskiego zasiegu. Niezaleznie od przyczyny pozycje, na jakich okopali sie ludzie, byly korzystne do obrony i umozliwialy poslanie kilku Posleenow na tamten swiat. Sunday siegnal do tenara i wydobyl ze schowka stukilogramowa pancerna skrzynke. Trzymajac ja w jednej rece, ruszyl ku szczytowi walu, strzelajac do kazdego Posleena, ktory wychylil choc czubek glowy.
Thomas Sunday Junior wstapil do armii Stanow Zjednoczonych w dzien swoich siedemnastych urodzin. W ciagu kilku lat sluzby dorosl i zmeznial, a teraz dzieki dwom metrom wzrostu i stu piecdziesieciu kilogramom wagi wygladal jak dokladna kopia jego ojca, ktory dawniej gral w profesjonalnej lidze futbolu jako obronca. Dzien siedemnastych urodzin „Malego Tommy’ego” wypadl cztery miesiace po tym, jak Posleeni starli z powierzchni ziemi jego rodzinne miasto Fredericksburg w Wirginii.
Podczas pierwszego ladowania miasto zostalo otoczone i odciete od swiata przez czteromilionowa armie obcych. Niewielka grupa saperow z batalionu Gwardii Narodowej i ochotnicy przez dwanascie godzin powstrzymywali marsz Posleenow, podczas gdy dla kobiet i dzieci budowano specjalny schron. Kiedy ta straszliwa noc dobiegla konca, obroncy odpalili specjalny ladunek paliwowo-powietrzny, ktory zabil wielu obcych, uniemozliwil im przetworzenie cial zabitych na „thresh”, jak Posleeni nazywali zywnosc, i zapewnil oslone resztkom uciekajacych cywilow.
Pod Fredericksburgiem obcy dostali solidna nauczke; poczuli szacunek dla symbolu saperow: zamku o dwoch wiezach. Thomas pozostawil za soba dogasajace ruiny i rodzinny dom, i zabral w podroz swoja dziewczyne i wspomnienia.
Tylko czterech jego przyjaciol z dziecinstwa przezylo te hekatombe. Z cywilnych obroncow miasta przetrwala piatka, wliczajac w to jego i jego ukochana. Zaden z czlonkow oddzialu, w ktorym sluzyl Tommy, nie uszedl z zyciem. Koledzy i znajomi zostali pod gruzami. Matka i siostra zdolaly bezpiecznie ukryc sie w Podmiesciu w Kentucky. Reszta odeszla na zawsze.
Znikneli i wszelki slad po nich zaginal, jakby nigdy nie zyli.
Maly Tommy zachowal wspomnienia i palaca zadze zemsty. Odtad zyl jedynie dla przyjemnosci, jaka dawalo mu zabijanie obcych.
I wlasnie tym zajmowal sie w tej chwili. Lezac plasko na ziemi, przyciagnal do siebie trupa, aby jego pancerz zapewnil mu oslone przed wrogim ogniem. Dopiero po chwili odwazyl sie wychylic i szybko rzucic okiem na otaczajace go pole bitwy.
— Jezu slodki, musze przeniesc sie do innej jednostki — powiedzial do samego siebie.
Zbocze bylo wprost zaslane trupami Posleenow. Z rak samej piechoty mobilnej zginal co najmniej milion obcych. Pozostali przy zyciu Posleeni nie byli w stanie dalej atakowac, bowiem w promieniu kilku kilometrow nie bylo wolnego skrawka ziemi. Wszedzie walaly sie trupy, czasem nawet lezaly w kilkuwarstwowych stertach. Z wygladu porozrzucanych cial Sunday domyslil sie, ze to nie robota artylerii, ale wlasnie piechoty. Posleen trafiony z dziala byl znacznie bardziej niekompletny.
Thomas ustawil na trojnogu dzialko magnetyczne i przelaczyl je na tryb ognia automatycznego, po czym otworzyl skrzynke. Wewnatrz znajdowaly sie cztery magazynki z amunicja, tuzin akumulatorow oraz drugi karabin, ktory wkrotce byl przygotowany do starcia. Thomas spial po dwa magazynki i podczepil je do karabinow, a nastepnie zrobil to samo z akumulatorami. Kiedy skonczyl, zdjal z plecow swoj AIW kaliber 7.62 o lufie wymienionej na wiekszy kaliber i poprawil gogle.
— Zabawa dopiero sie zaczyna — mruknal pod nosem.
Kulac sie za oslona wzniesienia, przebiegl kilka metrow do przodu, sprawdzajac, czy reszta jego sekcji odpowiednio rozstawila bron. Kazdy z zolnierzy mial wlasny karabin, a trzyosobowa sekcja sprawowala nadzor nad taka sama jak jego skrzynka. Podczas gdy dwoch zolnierzy oslanialo „technika”, ten rozstawial bron i szykowal ja do walki.
Zasadniczo plutonowy Sunday ustawil bron, ktorej sila ognia byla rowna polowie sily ognia calego jego zespolu.
Potem usadowil sie wygodnie i wyjrzal zza rogu zrujnowanego budynku. Posleeni zaczynali dochodzic do siebie i odzyskiwac animusz, a na to nie mozna bylo im pozwolic.
Gwizdzac poczatkowe takty Dixie, Thomas Sunday Junior wzial na cel jednego z Wszechwladcow i delikatnie nacisnal spust. Jak cycek.
— Skoro juz o tym mowa — mruknal do siebie, kontynuujac przerwane rozwazania — najwyzszy czas ruszyc do Polnocnej Karoliny.
Pierwsza rzecza, jaka zauwazyla Wendy, byla farba odblaskowa w kolorze najzwyklejszej bieli. Pokoj byl czysty i schludny. Sciany wykonano z niczym nie udekorowanej plastali. Standardowe tworzywo, uzywane w wiekszosci galaksjanskich budowli, bylo w stanie odbijac swiatlo, nadajac mu praktycznie kazda barwe, jaka mozna bylo sobie wymarzyc. Ale jakis tepy biurokrata z Podmiescia zarzadzil, ze wolno uzywac tylko czterech