— Nie, dziekuje. Moze innym razem cos mi pozyczysz…
Elgars siegnela do szafki i wydobyla z niej sukienke uszyta z kawalkow materialu o roznych odcieniach purpury. Przez chwile spogladala na nia z odraza, a potem podala ja Wendy.
— Wez.
— Jestes pewna? — Wendy nie wiedziala, co robic. Sukienka byla cudowna.
— Jaaaszne. Nie lubiem purpury — powiedziala Elgars z wyrazem niesmaku na twarzy. Ostatnie slowo wymowila z czystym poludniowym akcentem.
Elgars rozgladala sie z ciekawoscia dookola. Korytarze byly wystarczajaco szerokie, aby przecisnal sie nimi samochod, i bardzo wysokie. Zdawaly sie ciagnac bez konca, a ich monotonie zaklocaly jedynie znajdujace sie co piecdziesiat metrow schody i co sto metrow windy. W miejscu polaczen sekcji staly zestawy ratunkowe, ale w przeciwienstwie do tego, ktory byl w jej pokoju, wiekszosc z nich byla wybebeszona. Sciany byly w pastelowych, lagodnych kolorach, ktore mialy za zadanie oznaczac funkcje pomieszczen oraz kojaco wplywac na ludzi. Co jakis czas widac bylo sciany przypominajace faktura skale, jednak po blizszym przyjrzeniu okazywalo sie, ze to stopiona lub uszkodzona stal.
Ponad ich glowami klebila sie platanina rur opisanych tajemniczymi znakami „PSLA81”. Jedna z nich, oznaczona na laczniku niebiesko-czerwonym wzorem, wiodla w dol, do podwojnego zaworu, ktory byl zatkany. Elgars uznala, ze to musi byc awaryjne ujecie wody.
Po obydwu stronach glownego korytarza znajdowaly sie wrota z plastiku pamieciowego. Niektore z nich byly oznaczone, inne nie. Elgars przez chwile zamyslila sie, zapatrzona na napis „Sala Cincinnati”. W lacznikach miedzy glownymi korytarzami znajdowaly sie terminale komputerowe, a grodzie zamykajace przejscia w razie sytuacji awaryjnej wygladaly na bardzo solidne i wytrzymale.
Nad wejsciem do kazdej klatki schodowej znajdowaly sie tabliczki z napisem „Glowna droga ewakuacyjna” i strzalki wskazujace w gore lub w dol oraz tabliczki oznaczajace „Awaryjna droga ewakuacyjna”, przy czym umieszczone na nich strzalki wskazywaly zupelnie inny kierunek. Obok widac bylo ikonki, ktore przedtem pokazywala jej Wendy. Annie byla pewna, ze rozpoznaje symbole lazienek i kawiarni, ale co mogly oznaczac te tajemnicze piorka?
Tak jak mowila Wendy, na scianach widac bylo oznaczenia literowe, po ktorych nastepowaly trzy cyfry. Zgodnie z nimi przechodzily wlasnie z sektora E do strefy B. Annie miala wrazenie, ze wedruja naokolo, caly czas pozostajac w sekcjach mieszkalnych i omijajac glowne arterie komunikacyjne.
Korytarze, ktorymi obecnie szly, byly tak waskie, ze mogly sie tu zmiescic obok siebie nie wiecej niz dwie osoby na raz. Dookola widac bylo slady zuzycia; w jednym pomieszczeniu nie dzialala jarzeniowka i wszystko pograzone bylo w ciemnosciach. Choc Wendy nie przystanela ani na chwile, Elgars zauwazyla, ze zwolnila, zblizajac sie do nowego pomieszczenia, zupelnie jakby nasluchiwala krokow. Minela je gromadka ludzi, ktorzy na ich widok przyspieszyli i spuscili wzrok.
— To jedna z najstarszych sekcji — powiedziala cicho Wendy. Szly teraz korytarzem, w ktorym musial niegdys szalec ogien; dokonanych przez niego uszkodzen nigdy do konca nie usunieto. — Kiedys bylo tutaj tak samo czysto i lsniaco, jak w twoim pokoju. No, ale coz… W poblizu jest stacja naprawcza i to nie jest najlepsza okolica. Z drugiej strony straznicy nie zagladaja tutaj czesto, wiec nie musimy sie nimi przejmowac.
Klopoty, jak sie okazalo, czekaly na nie tuz za rogiem. Korytarz rozszerzyl sie, przechodzac w lacznik, posrodku ktorego znajdowala sie fontanna i drogowskazy wskazujace kierunek do pomieszczen pomocniczych. Dwa z trzech korytarzy byly zdewastowane i panowala w nich ciemnosc. Rury doprowadzajace wode zostaly wyrwane ze sciany i teraz rdzewialy na dnie brudnego bajora, w jakie zamienil sie wodotrysk.
Wendy ostroznie ruszyla naprzod, i wtedy z jednego z korytarzy wylonilo sie kilka postaci.
— Coz my tutaj mamy? — spytala przywodczyni grupy, zapalajac papierosa. Byla bardzo niska i nienaturalnie chuda. Jej twarz pokrywaly koszmarnie brzydkie tatuaze w formie pajakow, a wlosy, pozlepiane w straki, mienily sie wszystkimi kolorami teczy. Miala na sobie ciezkie buty, krotkie spodnie i bluzke bez rekawow. Elgars rozesmialaby sie na glos, gdyby nie to, ze dostrzegla oparta na ramieniu dziewczyny metalowa gazrurke.
— Wydaje mi sie, ze przylapalismy intruzow — powiedziala druga. Wygladala jak kompletne przeciwienstwo pierwszej: miala szerokie biodra i nienaturalnie wielkie piersi. Gdyby nie bron, ktora trzymaly w dloniach, wygladalyby jak para klaunow z cyrku.
— Co masz w torebce, zlotko? — spytala pierwsza, a pozostale trzy zaczely okrazac dziewczyny.
— Nic, co mogloby cie zainteresowac — wyszeptala Wendy. — Idzcie swoja droga, a my pojdziemy swoja.
— Nie tak szybko — odparla ta wieksza, wyciagajac zza plecow lancuch. — Nie wywiniecie sie tak latwo.
— Mozna je zabic? — spytala zupelnie wyraznie Elgars. Stala wyprostowana, trzymajac rece wzdluz bokow. Jej glos byl kompletnie wyprany z uczuc.
— Och nie! Ochrona strasznie wscieka sie o takie rzeczy.
— Rozumiem — mruknela Elgars i ruszyla do przodu. W jednej chwili dziewczyna dopadla przywodczynie gangu i zablokowala przedramieniem cios jej palki, a nastepnie druga reka wyrwala jej z nosa kolczyk.
— To cie nauczy sluchac — warknela i uderzeniem czolem w twarz poslala ja pod sciane.
Tymczasem Wendy siegnela do torebki i wyjela z niej glocka z tlumikiem.
— To powinno was ostudzic — wycedzila przez zeby. — Nikt nie uslyszy, jak posle was do grobu, zaden straznik nie zainteresuje sie tym, kto was rozsmarowal po scianach. Moze wiec pojdziecie na spacer, a my pojdziemy swoja droga?
Pozostala trojka natychmiast uznala, ze koniecznie musza sprawdzic, co sie dzieje w kilku oddalonych stad korytarzach.
Ale zanim zdazyly odejsc, Elgars podskoczyla do jednej z kobiet i kopnela ja tam, gdzie mezczyzna szczegolnie nie lubi byc bity. Noz i lancuch polecialy w bok. Kobieta zaczela rozpaczliwie wrzeszczec, a wtedy Annie kopnela ja w bok glowy.
— Skoro nie chcesz grac, trzeba bylo nie przynosic pilki! — syknela i uderzyla ja zacisnieta piescia. I tym razem mowila wyraznie, niskim i czystym glosem.
— Ona ma juz dosc, Annie — powiedziala Wendy, pochylajac sie nad szefowa bandy i sprawdzajac jej puls. Byl rowny i silny, co zdziwilo ja, kiedy przypomniala sobie, z jaka sila zostala uderzona w glowe. Uchylila powieki dziewczyny i stwierdzila, ze niedlugo moze odzyskac swiadomosc. Tymczasem jej kamratka jeczala glosno, przytomniejac.
— Niech was diabli porwa — syknela Wendy. — Macie wiecej szczescia niz na to zaslugujecie. Radze wam isc do ambulatorium. Ma wstrzas mozgu — powiedziala, wskazujac na przywodczynie. — A teraz zmywajmy sie stad.
— Rcja, nie kcemy kloptow.
Pokonaly kilka zakretow i krotki korytarz pomocniczy, i znalazly sie w przyjemniejszym otoczeniu. Na placyku zgromadzilo sie prawie czterysta osob. Przewazali starsi, ktorzy odpoczywali na metalowych lawkach, grali w gry, rozmawiali i saczyli drinki. Pomiedzy nimi mozna bylo zauwazyc troche mlodszych kobiet i dzieci. Te ostatnie bawily sie na ogrodzonym terenie, ktory przypominal klatke ogromnego chomika. Na srodku stal wielki kolowrot, w ktorym rozradowane dzieci biegaly ile sil w nogach.
Wendy nie zatrzymala sie nawet na chwile; szla niestrudzenie dalej, w kierunku celu ich wedrowki.
— Jestesmy prawie na miejscu — powiedziala, sciagajac winde. — Podmiescie zostalo bardzo logicznie zaprojektowane. Kiedy przywykniesz do sposobu rozplanowania pomieszczen, w mig sie polapiesz, co gdzie jest. Strefa bezpieczenstwa jest na poziomie A, w poblizu centrum.
Elgars wskazala czerwona skrzynke, ktora wlasnie minely. Byla to juz druga taka skrzynka, nie naruszona i cala, przypominajaca zestawy ratunkowe z nizszych pieter. Te opisane byly plakietka „Tylko dla personelu Rt”.
— To zestaw awaryjny — wyjasnila Wendy. — Zawsze na rogu stref 4/4/4 znajduje sie taka skrzynka. Zawiera podstawowy ekwipunek medyczny i przeciwpozarowy. Kilka masek tlenowych klasy B, zestaw reanimacyjny, defibrylator, sprzet do gaszenia ognia i otwierania drzwi. Skrzynka moze zostac otwarta jedynie