przez autoryzowany personel. Zamiast zwyklego zamka jest czytnik kodu kreskowego. Moge ci pokazac, co jest we wnetrzu, gdyz naleze do rezerw sluzb ratowniczych. Zrobilam odpowiedni kurs i mam nadzieje, ze pewnego dnia przyjma mnie do czynnej sluzby.

Elgars wskazala na metalowe kraniki na suficie i spytala:

— Ogn?

— Tak. Maja tlumic plomienie — przytaknela Wendy. — W niektorych sekcjach, tam gdzie jest duzo komputerow, zamiast pompowac wode gasza dwutlenkiem wegla. Ale pomimo takich zabezpieczen istnieje niebezpieczenstwo duzego pozaru. Jak do tego dojdzie, jestesmy skonczeni. Podmiescie jest jak statek: albo zwalczysz plomienie, albo idziesz na dno. Alternatywa jest ucieczka na gore, ale skoro siedzimy tutaj, to znaczy, ze nie chcemy wyjsc, prawda?

— Ale czmu… Ale czemu? — spytala Elgars, rozgladajac sie na boki. Najwidoczniej niedawna bijatyka nie zrobila na niej zadnego wrazenia.

— Nie powiedzieli ci?

— Nooo — odparla z trudem. — Nigdy nie pytla.

— Nie chcialo ci sie z nimi gadac, co? — mruknela Wendy, ponownie skrecajac. Korytarz byl jasno oswietlony i wygladal na rzadko uzywany. Panele po obu stronach mijanych drzwi swiecily na czerwono, co oznaczalo, ze sa zamkniete. — Jestesmy pod gorami Polnocnej Karoliny. Mowi ci to cos?

— Nooo — odparla Elgars i wyraznie zamyslila sie. — W… widzialm m… mape. A… ash…

— Nie chodzi o Asheville — odparla Wendy. — To bardzo dluga historia.

— Mow.

— Kiedy Posleeni zaatakowali… Fredericksburg… — Glos Wendy lekko zadrzal na wspomnienie potwornosci, jakie spotkaly jej rodzinne miasto. — Wiekszosc Podmiesc nie byla gotowa na przyjecie uchodzcow. W Polnocnej Wirginii byly prawie dwa miliony uchodzcow, a caly Fredericksburg zamienil sie w kupe gruzow. Wiesz, caly ten ciezki sprzet i bomby… Musielismy sie spieszyc, bo Posleeni mogli w kazdej chwili wrocic. Poza tym wiekszosc ocalalych byla w… fatalnym stanie. W kazdym razie to Podmiescie bylo jedynym prawie ukonczonym na calym wschodnim wybrzezu. Tutaj najwczesniej zaczela sie budowa; miejscowy kongresman wywalczyl te lokalizacje, mimo ze byla dosc idiotyczna.

Elgars wydala z siebie nieokreslony dzwiek, a Wendy skrzywila usta.

— Wiekszosc Podmiesc polozona jest w poblizu tras miedzystanowych, niedaleko miast. Pod Asheville znajduja sie dwa ogromne kompleksy, ktore pekaja w szwach. My znajdujemy sie niedaleko Franklin. To taka niewielka miescina, ktorej nie mozna znalezc na mapie. Kompleks umieszczono wlasnie tutaj, gdyz tak chcial pewien kongresman, ktory zasiadal w Senacie chyba od wiekow i byl przewodniczacym komisji budzetowej Podmiesc. Najwiekszym naszym problemem sa zapasy. Dostajemy ich malo, a na dodatek musimy o nie walczyc z wojskowymi. Wiekszosc sprzetu i zywnosci jest bowiem przeznaczona dla garnizonow broniacych Rabun Gap. Wojsko praktycznie siedzi nam na glowie; ich linie zaopatrzenia krzyzuja sie we Franklin, dlatego od poczatku mamy klopoty. Jest taki wiersz Kiplinga mowiacy o tym, ze zolnierzom daleko do swietych… Mieszanka wojskowych po sluzbie i podziemia pelnego kobiet z poczatku okazala sie wybuchowa. Teraz oni siedza na gorze, a my na dole, i prawie wszyscy sa szczesliwi.

Pokrecila glowa, usmiechajac sie do wlasnych mysli.

— Jestesmy jedynym Podmiesciem, ktore ma takie klopoty. Jestesmy bardzo blisko linii frontu. Kiedys sporo mowilo sie takze o Rochester… — dodala i zamilkla.

— Co? — spytala Elgars.

— To bylo gorsze od Fredericksburga. Posleeni dostali sie do srodka i potem nie bylo juz co zbierac. Spod ziemi jest tylko jedna droga na zewnatrz: ta sama, ktora mozna dostac sie do srodka. Obroncy podobno drogo sprzedali swoje zycie. Nikt nie przezyl.

— Och…

— Dlatego ilekroc slyszymy o walkach w poblizu Rabun Gap, jestesmy troche zdenerwowani. Jesli Posleeni sie przedra, nie bedziemy mogli nic na to poradzic.

Elgars pokiwala glowa i rozejrzala sie dookola. Podobnie jak Wendy, wiekszosc ludzi byla bardzo biednie ubrana. Rzucily sie jej w oczy dwie nastolatki, ktore mialy na sobie szorty i bluzeczki na ramiaczkach w krzykliwych kolorach. Ubrania byly bez watpienia nowe, jednak ich kroj… byl dziwny i roznil sie od reszty ciuchow, jakie widziala w Podmiesciu.

Widzac jej zdziwione spojrzenie, Wendy mruknela:

— Wojskowe kurwy.

— Cooo?

Wendy wzruszyla ramionami.

— Kazdy znajduje sobie tutaj jakies zajecie. Niektorzy sa robolami, inni biegaja po korytarzach i udaja zlych ludzi. Jeszcze inni staraja sie… zabawic. Zolnierze maja zakaz schodzenia na dol, poniewaz jest z nimi zbyt wiele klopotow. — Z wyrazu twarzy Wendy mozna bylo wyczytac, ze za tym jednym zdaniem kryje sie cala masa opowiesci i historyjek. — Po kilku ekscesach dowodcy wojskowi i strazy doszli do porozumienia, ze najlepiej bedzie zakazac wojakom wizyt na dole. Nam jednak wolno wychodzic, i niektore dziewczyny bawia sie w… najstarszy zawod swiata.

— Nie ro… zmie…

Wendy popatrzyla na nia uwaznie i usmiechnela sie.

— Ty naprawde nie kapujesz, o co mi chodzi?

— Nooo.

— No coz, pani kapitan — powiedziala z westchnieniem i poprawila torbe na ramieniu. — Puszczaja sie za pieniadze. A w zasadzie za wszystko, co dostana. Glownie fajne ciuchy i jedzenie, ktore moga zabrac ze soba. I elektronike, ktorej prawie nie mamy tutaj na dole.

Elgars rozejrzala sie po scianach z kompozytow i nie konczacych sie korytarzach. Probowala sobie wyobrazic, jak to jest tkwic tutaj od lat.

— No i?

Wendy ponownie wzruszyla ramionami.

— Niewazne. To, dlaczego ludziom jest tak zle tutaj, pod ziemia, to dluga i bardzo skomplikowana opowiesc.

Annie pokiwala glowa. Dotarly do drzwi oznaczonych tabliczka „S#ampers#A Sluzby Bezpieczenstwa”. Po prawej stronie korytarzyka znajdowalo sie niewielkie zamkniete pomieszczenie.

— Wpusc mnie, David, mamy goscia.

— Masz bron. Dziwie sie, ze tu dotarlas — odezwal sie metaliczny glos z glosnika umieszczonego niemal dokladnie nad ich glowami. Drzwi rozsunely sie z mechanicznym buczeniem.

— Obeszlam po prostu wszystkie czujniki — wyjasnila Wendy. — Dobrze, ze mi sie udalo.

Pomieszczenie za drzwiami sprawialo niemile wrazenie. Cala lewa sciane zajmowal okryty siatka maskujaca stojak na bron. Naprzeciwko drzwi znajdowalo sie niskie biurko, za ktorym siedzial na wozku inwalidzkim barczysty, ciemnowlosy mezczyzna. Kiedy Elgars i Wendy weszly do pomieszczenia, objechal biurko i zblizyl sie do nich.

— Jakies klopoty? — spytal.

— Nic, z czym bysmy sobie nie poradzily — odparla Wendy, w dalszym ciagu czujac przyplyw adrenaliny.

— A kim jest nasz gosc? — Mezczyzna wbil wzrok w Annie.

— David Harmon, to kapitan Annie O. Elgars — przedstawila ich sobie z usmiechem Wendy. — Pani kapitan odniosla pewne obrazenia i teraz wraca do formy. Ma amnezje i klopoty z mowieniem. Choc tego nie pamieta, potrafi poslugiwac sie bronia. Musimy sprawdzic, co umie i pamieta.

— Pamieta? — Harmon zmarszczyl brwi. — Moje nogi nie pamietaja, jak sie biega, wiec jak jej rece maja pamietac, jak sie strzela?

— Lekarze twierdza, ze wykonywanie wiekszosci czynnosci odbywa sie bez udzialu mozgu. Annie pamieta, jak sie je, pisze i tak dalej. I… hmmm… Blades powiedzialaby, ze Annie zna podstawy sztuk walki. Powinnismy chociaz sprobowac.

— Bylas kiedykolwiek na strzelnicy? — spytal Harmon, a spogladajac na Wendy, dodal: — Blades?

— Zwariowana Lucy i Duzy Chlopiec — wyjasnila Wendy. — Bawila sie z nimi.

Вы читаете Taniec z diablem
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату