ludzkiej artylerii. Z uwagi na ciagle rosnaca liczbe mlodych oraz pedzonych glodem kessentaiow praca nad powiekszaniem siedziby trwala bez ustanku.
Oolt’ondai zabebnil palcami po ozdobnym napiersniku, idac pomiedzy tysiacami oczekujacych Polmos. Zbici w ciasny tlum, tworzyli ciagnace sie jak okiem siegnac morze, ktore falowalo i rozstepowalo sie przed idaca dwojka. Bila od nich zadziwiajaca mieszanka woni, zapach stada, ktore bez ustanku trwa w stanie wojny o przezycie i zdobycie wyzszego statusu. Te dwa instynkty nigdy nie zostaly wykorzenione ze swiadomosci Posleenow. Podczas gdy Polmos czekali poslusznie na rozkazy, nie sprawiajac najmniejszych klopotow, kessentaiowie, ktorzy wybijali sie z tlumu postawa i bitnoscia, byli zrodlem problemow. Pomimo wysylania ich na patrole ciagle wdawali sie w bojki i szulerskie awantury, co moglo stac sie zarzewiem powaznych klopotow. Gdyby w jaskiniach doszlo do walk, na przyklad z uzyciem broni palnej, mogloby to oznaczac dla calej kolonii zaglade.
— Rozejrzyj sie dookola i powiedz mi, ilu z tych kessentaiow dba o swoje oolt bardziej niz tylko rzucajac im kilka ochlapow dla zaspokojenia glodu?
— Niewielu — odparl Cholosta’an. — Widze wielu oolt, ktorzy sa niedozywieni, a ich ekwipunek popadl w ruine. Jestem pewien, ze ich kessentaiowie maja klopoty, ale watpie, aby nie bylo ich stac na zakup nowej broni.
— Masz calkowita racje — przytaknal ze zloscia Orostan. — Grupa nie moze naprawic czy ulepszyc kazdego kawalka zlomu, ktorego ci biedacy uzywaja do walki, ale posiadamy wystarczajaca ilosc thresh’c’oolt dla kazdego. To nie moje zadanie troszczyc sie o pojedyncze oolt. Ludzie powiedzieliby „To nie moja sprawa'. Dlaczego wiec upewniam sie, czy twoj oolt jest w dobrej kondycji? I dlaczego ty… cieszysz sie moja protekcja?
— Coz… Ja… — Mlody kessentai nie wiedzial, co powinien odpowiedziec. Dopiero teraz zdal sobie sprawe, ze tak naprawde nikt mu nie powiedzial, iz powinien troszczyc sie o swoj oolt. To bylo dla niego… naturalne. Dzieki swoim podwladnym mial szanse zdobyc kiedys nowe ziemie i poprawic poziom swojego zycia. Bez sprawnie funkcjonujacego oddzialu mogl byc zaledwie jednym z wielu nic nie znaczacych kessentaiow. — Nie wiem.
— Powodem, dla ktorego wzialem cie pod opieke, jest to, jak traktujesz swoj oolt — wyjasnil Orostan. — Kiedy kazano mi wybrac podwladnych sposrod nowych sil, zdecydowalem, w przeciwienstwie do wielu moich towarzyszy, ze podejme decyzje na podstawie tego, jak wygladaja ich oolt, a nie tego, jak sa uzbrojone. Prawde mowiac, wasze uzbrojenie nadaje sie na zlom, ale przynajmniej o nie dbacie.
— Tylko na to bylo mnie stac — przyznal Cholosta’an. Strzelby, ktore zakupil dla podwladnych, byly najtansze z mozliwych i niemal prymitywne. Nawet przy tak niskich kosztach popadl w potworne dlugi.
— Racja. Ale karabin kosztuje nie cale dwa razy wiecej niz strzelba. Dlaczego nie zgromadziles mniejszej liczby Polmos, za to uzbrojonych w lepsza bron? Albo czemu nie wyposazyles ich w wyrzutnie pociskow i karabiny, zmniejszajac liczebnosc oddzialu do jednej trzeciej? Musialbys dogladac mniejszego oddzialu, ktory bylby bardziej efektywny.
Cholosta’an przez chwila myslal nad odpowiedzia. To byl niecodzienny pomysl, bowiem Posleeni uwazali, ze im czegos wiecej, tym lepiej. Po chwili odgadnal, dlaczego.
— Siec… przydziela lupy proporcjonalnie do poboru. Zeby dostac najlepsze ziemie, zdobycze i dzialajace urzadzenia, trzeba dysponowac sporym oolt. Musi byc wiekszy i sprawniejszy od innych. — Przerwal i przez chwile milczal, a potem dodal: — Tak mi sie wydaje.
— Siec rozdziela lupy na podstawie efektow dzialan — odparl z naciskiem Orostan. — Gdybys mial oddzial o polowe mniejszy, ale lepiej uzbrojony, bylbys w stanie wiecej osiagnac. Gdybym cie w przyszlosci poprosil o rozpuszczenie czesci oddzialu, uczynilbys to?
— Tak, jesli… Jezeli to byloby dobre rozwiazanie.
— Tak zrobimy. Sprzedamy bron — znam pewnego kessentaia, ktory specjalizuje sie w tym i da nam dobra cene — i reszte twoich podwladnych odpowiednio wyekwipujemy. Zwolnieni z twojego oddzialu zostana przeniesieni do kessentaiow, ktorzy… rozbudowuja baze. Beda nas wspomagac, kiedy ruszymy. — Zamilkl na chwile, a potem dodal z sykiem: — To najlepsze rozwiazanie.
— A jakie jest inne? — spytal Cholosta’an. — Thresh?
— Sa gorsze rzeczy niz thresh. Musimy rozwiazac problem ludzkich „pol minowych'.
Mlody kessentai rozejrzal sie dookola, omiatajac wzrokiem tysiace Posleenow.
— Och.
— Fale poslusznych oolt’os oczyszcza pola, oolt Po’osol zburza mury, a tenary rozprawia sie z zolnierzami i artyleria… A wtedy, moj mlody kessentai, my bedziemy ucztowac.
Reszta cwiczen na strzelnicy poszla gladko. Elgars wykazala sie doskonalym opanowaniem kazdego typu broni, jaka znajdowala sie w jej plecaku. Praktycznie byla w stanie z zamknietymi oczami rozebrac na czesci MP- 5, glocka, karabinek szturmowy steyr, potem ponownie je zlozyc i prowadzic skuteczny ogien. Problem tkwil w tym, ze nie znala nazw broni.
Kazdy z oddanych przez nia strzalow miescil sie w „trojkacie snajperskim', czyli w gornej czesci korpusu i glowie. Gdy juz rozprawila sie ze wszystkimi przeciwnikami, z wielka pewnoscia przeladowala bron. To byl wystarczajacy dowod na to, ze musiala przejsc w swoim zyciu szkolenie sluzb specjalnych. Ale nic z tego nie pamietala.
Teraz obie kobiety wracaly do jej pokoju. Elgars szla pewnym krokiem, sprawnie omijajac patrole strazy, co zdawalo sie nawet ja bawic.
— A wie… sss mog… nosysss bron? — spytala, pokazujac na torbe z bronia.
— W zasadzie tak — odparla Wendy, zagladajac w korytarz, nim w niego weszly. — Teoretycznie nie wolno ci nigdzie ruszac sie bez broni. Ale sluzby bezpieczenstwa strasznie sie denerwuja, gdy ktos ma przy sobie chociazby najmniejszy pistolet.
— Nie lll… ubia jej? — dopytywala sie Elgars, przerzucajac torbe z ramienia na ramie.
— Nie, maja calkiem pokazna kolekcje broni, ale… — Wendy na chwile zamilkla. — Do cholery, nawet bez broni popelnia sie tutaj cala mase przestepstw. Jesli nie wiesz, gdzie lepiej nie chodzic, szybko wpadniesz w tarapaty. Ludzie kradna i napadaja na siebie nawzajem, a jak chcesz kupic bron, to wystarczy, ze bedziesz wiedziala, kogo o nia spytac.
— To sz… emu nie… — Elgars zamilkla, rozloszczona tym, ze nie potrafi normalnie mowic.
— Coz… Im mniej broni, tym teoretycznie mniej przestepstw… — powiedziala gorzko Wendy. — To prawo panujace w Podmiesciu. To strefa zdemilitaryzowana. Wchodzac tutaj, nie wolno ci posiadac broni. Jesli masz jakas, musisz ja oddac straznikom, a ci przechowaja ja w zbrojowni. Miesci sie na poziomie pierwszym, nieopodal wejscia. Opuszczajac miasto, mozesz ja odebrac.
— Wiec odejdz — powiedziala wolno i wyraznie Elgars.
— Ty chyba wcale nie ogladasz wiadomosci?! Wszystkie ataki Posleenow sprawily, ze na gorze zapanowala nowa epoka lodowcowa. Co dzien jest tam nizsza temperatura, a snieg uniemozliwia podrozowanie od sierpnia do maja. Poza tym na powierzchni nie ma co robic; odkad zaczal sie najazd, cala gospodarka wziela w leb. No i sa jeszcze dzicy Posleeni.
— Dz… dzicy?
— Tak. Mnoza sie jak kroliki; kiedy nie kreca sie w poblizu wlasnych obozow, skladaja jaja gdzie popadnie. Ich jaja sa rozsiane po calych Stanach. Wiekszosc tych dzikusow jest zdolna do samodzielnego przezycia i calkiem niezle daje sobie rade w dziczy. Sa wszystkozerni, tak jak niedzwiedzie, wiec nic dziwnego, ze ciagnie ich do ludzi. Atakuja kazdego, kto stanie im na drodze. Zupelnie tak, jak by ktos wpuscil do ogrodka stado tygrysow bengalskich — westchnela ciezko Wendy. — Na dole nie jest latwo, ale tam na gorze to prawdziwe pieklo.
Elgars spojrzal na nia uwaznie, majac wrazenie, ze Wendy nie powiedziala calej prawdy. Po chwili wzruszyla ramionami i kiwnela glowa.
— Wsss… tapisz do ssstrazy?
Wendy pokrecila ze zloscia glowa i przyspieszyla kroku.
— Mam nieodpowiedni profil psychologiczny — powiedziala z przesadna emfaza. — Nie potrafie zapanowac nad moimi sklonnosciami do agresji i „prezentuje niestabilny poziom zlosci'. Takiej samej wymowki uzyto, kiedy zglosilam sie do wojska. Paragraf 22. Jesli jestes kobieta i wiesz, ze bedziesz dobrym zolnierzem, musisz miec nierowno pod sufitem.