— To wwwar… iac… fffwo. N… nie ma k… kobiet w straszy?
— Och, wrecz przeciwnie. Gdyby nie przyjmowali kobiet, w ogole nie byloby strazy. Wszyscy mezczyzni, ktorzy nie sa totalnymi pierdolami, albo sluza w wojsku, albo nie zyja, Ale kobiety ze strazy „potrafia opanowac swoje emocje'.
— Ccco ttto znaszy? — spytala Elgars, kiedy doszly do skrzyzowania korytarzy.
— A kogo mu tutaj mamy? — dobiegl do nich glos zlewajacy sie z brzeczykiem alarmu. — Czy to nie nasza mala Wendy? Kim jest twoja przyjaciolka, co? I dlaczego nie trzymasz lapek tak, zebym mogla je widziec? Poloz torbe na podlodze i odsun sie.
Podeszlo do nich trzech straznikow. Ubrani byli w blekitne uniformy, kanciaste pancerze i owalne helmy. Ich uzbrojenie stanowily krotkie pistolety pulsacyjne, z grubsza przypominajace strzelby, ktore wystrzeliwaly naladowane pradem pociski. Szok elektryczny powodowal, ze uklad nerwowy czlowieka lub Posleena na krotki czas przestawal dzialac. Dowodczym patrolu niedbale wymachiwala masywna bronia, celujac nia w Wendy i Annie. Pistolet mial niewielki zasieg, ale byl w stanie przebic kazdy pancerz.
— Czesc, Spencer — powiedziala Wendy. — Moja przyjaciolka to kapitan Elgars, i moze nosic to, co jej sie podoba i gdzie tylko chce.
— Gowno mnie to obchodzi, Cummings — odparla strazniczka. — Przylapalam cie na szmuglowaniu broni i jestes ugotowana. — Wskazala na plecak i powtorzyla: — Rzuc to na podloge i odsun sie albo cie kropne.
Wendy rzucila szybkie spojrzenie na Elgars i zbladla. Annie stala nieruchomo, ale nie sparalizowana strachem, a czujna i gotowa do dzialania. Wbila w dowodczynie patrolu spojrzenie godne bazyliszka, gotowa lada chwila ja zaatakowac.
— Annie, odloz plecak i pokaz jej swoja karte identyfikacyjna.
— Zamknij sie, Cummings — powiedziala Spencer i podeszla do Annie. Dzgnela ja lufa w piers i spojrzala wyzywajaco. — Rzucisz to czy mam ci pomoc?
— Elgars wyciagnela reke i puscila plecak. Kiedy torba z loskotem upadla na podloge, blyskawicznym ruchem zlapala za pistolet strazniczki i wykrecila go. Kilka ruchow reka wystarczylo, aby amunicja wysypala sie na podloge. Kobieta usilowala wyciagnac drugi pistolet, ale Annie mocno trzymala jej nadgarstek.
Spencer zamarla, czujac, ze nie wyrwie sie z jej zelaznego uscisku. Dwojka pozostalych straznikow nie odwazyla sie strzelac w obawie, ze ja zrania. Elgars wolno wyciagnela dokumenty, ktore miala schowane w kieszeni, i uniosla zawadiacko brew.
— A teraz mam ci wsadzic lufe twojego pistoleciku w tylek? — spytala slodziutkim glosem.
— Pusc moja reke — steknela Spencer, ktorej twarz wykrzywial grymas bolu.
— Mowi sie „Niech pani pusci moja reke, prosze' — syknela Annie, a potem pochylajac sie nad strazniczka, wyszeptala jej do ucha: — I przestan sie wiercic, bo ci polamie wszystkie kosci.
— Prosze, niech pani pusci moja reke — jeknela zbolalym glosem kobieta. Elgars scisnela ja jeszcze mocniej, a Spencer dodala: — Prosze.
Annie puscila jej reke i strazniczka cofnela sie, masujac obolaly nadgarstek. Potem kilkakrotnie poruszyla dlonia, probujac odegnac bol. Na jej twarzy malowala sie zlosc; chciala jak najszybciej zakonczyc te historie, ale jej pistolet lezal daleko, a amunicja byla porozrzucana dookola.
Wendy usmiechnela sie promiennie, podniosla plecak i podeszla do Elgars.
Bedziemy juz szly, prawda, pani kapitan? — powiedziala, biorac Annie pod reke.
Tak — odparla cicho Elgars i rzucila uwazne spojrzenie na identyfikator strazniczki. — Jesztem pefna, ze bedziemy siem czensto widywac, pani, sierzant Spencer.
Tak, prosze pani — odparla ze strachem i zloscia strazniczka. — Przepraszam za to nieporozumienie.
— To jedna ze stolowek — powiedziala Wendy, skrecajac w boczny korytarz. Byla tu spora sala poprzedzielana metalowymi barier kami, ktore tworzyly swoisty labirynt prowadzacy do czterech par otwartych drzwi.
Za nimi znajdowala sie wlasciwa stolowka. Annie zauwazyla ustawione w zgrabny stosik tace, naczynia i sztucce, a takze podajniki jedzenia i napojow. Pozywienie nie wygladalo zbyt zachecajaco, w wiekszosci byly to potrawy maczne.
Wendy wziela tace i ruszyla wzdluz wyznaczonej sciezki. Na jej talerzu wyladowala gotowana kukurydza, przypalona wieprzowina i jakas papka, serwowane przez niewidzialna obsluge. Annie ruszyla sladem Cummings, nasladujac ja w wyborze menu.
Na koncu labiryntu znajdowalo sie niewielkie urzadzenie skanujace. Jeden blysk swiatla wystarczyl, aby zanalizowac pobrany przez Wendy posilek i zanotowac w pamieci komputera, ze otrzymala swoja poludniowa porcje. Na niewielkim wyswietlaczu natychmiast pojawila sie informacja o bilansie kalorii.
Wendy usmiechnela sie i powiedziala:
— Jezeli nie zresz jak swinia, to mozesz wyzyc na mniejszych racjach niz te odgornie przyznawane. Nadwyzke mozna przelac na konto kogos innego i wtedy dostajesz specjalne punkty za dzialanie spoleczne. Prawde mowiac, to glowny system walutowy w Podmiesciu.
Elgars podsunela swoja tace pod czytnik, ktory odnotowal jeszcze wieksza ilosc kalorii.
Wendy uniosla w zdziwieniu brwi.
— To ma sens — powiedziala po chwili, kiwajac glowa. — Przeciez pozostajesz w czynnej sluzbie, dlatego przysluguje ci podwojna ilosc kalorii.
— Czemu? — spytala Elgars, kierujac sie ku drzwiom.
— Czynna sluzba oznacza, ze wykonujesz prace fizyczna. Kazdy, kto musi pracowac dzien w dzien, potrzebuje wiekszej ilosci kalorii, aby byc w dobrym zdrowiu. Zasadniczo wymagana dawka to dwa tysiace szescset kalorii dla osoby, ktora wykonuje umiarkowanie meczace czynnosci. Jesli jestes w piechocie, dzien w dzien spalasz taka ilosc kalorii, dlatego zeby utrzymac sie w dobrym zdrowiu, potrzebujesz drugie tyle. — Pokrecila glowa i dodala: — To nie jest wiedza powszechnie znana w Podmiesciu, ale jak pomieszkasz w tej dziurze, to sie nauczysz.
Przeszly przez druga pare drzwi i znalazly sie w jadalni. Elgars zatrzymala sie i z ciekawoscia rozejrzala.
Sufit znajdowal sie na wysokosci dwudziestu metrow i podobnie jak szczytowe partie scian, pomalowany byl farba fluoroscencyjna Dzieki temu swiatlo padajace z wielu stron bylo delikatne i przyjemne. Wszystkie sciany z wyjatkiem jednej pokryto fototapeta przedstawiajaca poludniowy krajobraz. Na tej jednej widac bylo goly kamien, zupelnie inny od tych, jakie Elgars widziala. Ten byl czerwony z zoltymi zylkami. Choc byl nadzwyczaj piekny i doskonale pasowal do reszty wystroju sali, na jego widok Annie poczula nieprzyjemny dreszcz i szybko odwrocila wzrok.
Sala zapelniona byla stolikami, a w odleglej scianie widac bylo szesc par drzwi oznaczonych tabliczkami „Tylko dla upowaznionego personelu'.
— To sa wyjscia awaryjne do schronow — powiedziala Wendy, wskazujac na nie glowa. — W stolowkach nie ma niczego latwo palnego, sa tu tylko stoliki i pojemniki z napojami, ale pompki cisnieniowe do nich znajduja sie juz w innym pomieszczeniu. W przypadku pozaru ludzie sa kierowani tutaj, a zewnetrzne i wewnetrzne systemy wentylacji zaczynaja oczyszczac powietrze. Na kazdy sektor mieszkalny przypada po osiem schronow. Na strefe A dwa, podobnie na F i kazda z pozostalych. Wielkosc racji zywnosciowych zmienia sie z kazdym dniem, a ludzie jedza to, co dostana. Nie ma co marzyc o specjalnym menu. Istnieje tu kilka restauracji, ale prawde mowiac, nie serwuja niczego lepszego, jedzenie jest na jedno kopyto. Mamy tez bary, ale mozesz zapomniec o fajnych drinkach.
Elgars pokiwala glowa i wskazala na skalna sciane. Ciekawilo ja, skad projektantowi przyszedl do glowy taki pomysl z kamieniami i jak go wykonano.
— To piaskowiec — powiedziala Wendy. — Kazda z kawiarni ma swoj wlasny kamien. Wpadl architektom w rece, wiec go tutaj prze transportowano i wtopiono w naturalna formacje skalna. Zostal rozbity przez galaksjanskich kamieniarzy, zjonizowany, a potem na nowo uformowany i wtopiony w to miejsce.
Kiedy usiadly, Elgars wyszeptala cicha modlitwe, a potem pokroila wieprzowine na cienkie kawaleczki i zaczela je wolno zjadac. Tymczasem Wendy szybko skonczyla swoj posilek.
— Twoja mowa znowu sie zmienila — powiedziala, wycierajac usta serwetka. — Wtedy, kiedy rozprawilas