— Mam pewien pomysl — powiedzial konspiracyjnym szeptem. — Mama bylaby ze mnie dumna, w koncu czytanie ocali mi tylek.

— Czytanie? — spytal zaskoczony Sunday.

— Tak, opowiadan Keitha Laumera.

* * *

Pulkownik Wagoner spogladal z niedowierzaniem na monitor.

— Pan wybaczy, generale, ale czy bylby pan laskaw powtorzyc?

Homer usmiechal sie, a to moglo oznaczac tylko najgorsze, zwlaszcza dla osoby, z ktora rozmawial.

— Oczywiscie, pulkowniku. Ma pan przekroczyc rzeke Genesee i udzielic bezposredniego wsparcia piechocie mobilnej i Dziesieciu Tysiacom. Ich natarcie zostalo zatrzymane na wale ziemnym rownoleglym do Mount Hope Avenue. Wasze zadanie to przeprawic sie przez nurt, dotrzec na wyznaczone pozycje i wspomoc ogniem nasze jednostki.

— Generale — probowal protestowac Wagoner, myslac o konsekwencjach takiego manewru. — Zdaje sobie pan sprawe, ze… — Przerwal na chwile, usilujace zebrac chaotyczne mysli. — Po pierwsze, nasze pociski to nie sa zwykle szrapnele. Jezeli trafimy w cel, a po to jestesmy, nastapi eksplozja nuklearna o sile rownej jednej czwartej tej z Hiroszimy. Odczuja ja nawet w Tybecie. Po drugie, nasze dzialo ma ogromny zasieg, a na linii strzalu znajduje sie kilka ufortyfikowanych miast, ktore moga zostac trafione. No i na koniec, choc wygladem przypominamy czolg, to nim nie jestesmy. Brakuje nam oslony przed bezposrednim ogniem, zwlaszcza aparatu motorycznego. Innymi slowy, Posleeni moga nas unieruchomic. Poza tym jesli im sie poszczesci i trafia nas raz, a porzadnie, to bedzie pan mial grzyb atomowy, przy ktorym atak na Szanghaj bedzie wygladal jak zwykla petarda. Straci pan wszystkich zolnierzy w rejonie i wiekszosc po tej stronie rzeki.

Odczekal chwile, majac nadzieje, ze Homer pojmie jego slowa.

— I co z tego? — spytal general.

— Rozumiem… Wykonamy rozkazy.

— Doskonale. Chyba zapomnial pan, ze bez oslony piechoty Posleeni otoczyliby was i dobrali sie wam do tylkow. A to chyba najwrazliwsze miejsce, czyz nie? Nie macie zadnej broni przeciwpiechotnej.

— Tak, sir — przytaknal Wagoner. — Ma pan racje.

— Poza tym jesli Dziesiec Tysiecy nie bedzie mialo okazji zebrac sie do kupy, bedziecie musieli przebic sie przez nich, a jezdzenie po trupach wlasnych zolnierzy nie bedzie mile, mam racje?

— Racja, sir — znowu przytaknal pulkownik.

— Przeoczyl pan jeszcze jeden szczegol. W przypadku wyjatkowo nieszczesliwego trafienia w magazyn amunicji nastapi eksplozja o sile siedemdziesieciu kiloton, ktora zabije wszystkich Posleenow w promieniu wielu mil i wyzlobi w ziemi wielki krater. Sadzac z uksztaltowania terenu, bedzie ona miala wplyw na rzeke Genesee i kanal Erie. Biorac pod uwage grzaskosc terenu, Posleeni beda musieli przedostac sie przez dwa rozlegle obszary wodne, co opoz ni ich marsz i da czas na zgrupowanie sil lokalnej milicji w Buffalo.

Nagle Wagonerowi przypomnialo sie, ze przed wstapieniem do wojska Homer byl inzynierem.

— To rozwiazanie, ktorego… nie dostrzeglem.

— Niech mnie pan uwaznie slucha, pulkowniku — powiedzial general, usmiechajac sie tak, jakby mowil do dziecka. — Ma pan ruszyc przez doline Genesee, przekroczyc rzeke, a potem bezposred1 nim ogniem zaangazowac sie w starcie z Posleenami, aby wspomoc piechote mobilna. Strzelajcie nisko, czesto i celujcie we wzgorza. Jezeli dojdzie do wybuchu antymaterii, to trudno, niektorych rzeczy na wojnie nie da sie uniknac. Pod wasza oslona Dziesiec Tysiecy przegrupuje sie i osloni flanke. Piechota mobilna zapewni wam oslone przeciwpiechotna, wykorzystajcie tez krzywizne zbocza. Wedlug naszych informacji, idealnie nadaje sie do osloniecia takiego pojazdu jak wasz. Zrozumiano? Aha, postarajcie sie nie trafic w Nowy Jork.

— Tak jest, sir — odparl Wagoner, zdajac sobie sprawe, ze Homer nie popiera z calego serca tego pomyslu. Najwidoczniej to nie on go zaproponowal.

— Aha, pulkowniku.

— Tak?

— Nie dajcie im trafiac, szczegolnie w magazyn amunicji.

— Dobrze, sir. Zrobimy co w naszej mocy. Czy moge zadac pytanie?

— O co chodzi? — spytal ostro Homer.

— Dziesiec Tysiecy ma sie usunac nam z drogi, ale co z pancerzami? Jezeli przypadkiem najedziemy na nich, to…

Homer przez chwile nie odpowiadal, a potem usmiechnal sie, rozbawiony wlasnymi myslami.

— Pulkowniku, czy ogladal pan kreskowki z dziecmi? Zwlaszcza taka jedna o Strusiu Pedziwiatrze i kojocie?

— Tak, sir.

— No to wiecie, co sie stanie. Jesli najedziecie na kogos z piechoty mobilnej, on wygrzebie sie z dolka. Jest taki zolnierz, ktorego pancerz przypomina zielonego demona. Macie moje osobiste pozwolenie, zeby pokazac mu, gdzie raki zimuja.

8

W poblizu Jeziora Seed, Stany Zjednoczone Ameryki, Soi III 11:47 czasu wschodnioamerykanskiego letniego, niedziela, 13 wrzesnia 2009

— Dobry cosslain — powiedzial Cholosta’an, gladzac po grzbiecie przywodca normalsow. Polowa oolt wrocila ze swego pierwsze go patrolu o wlasnych silach, i wygladalo na to, ze wykonali wszystkie rozkazy.

Wielu sposrod cosslainow, normalsow o wyzszej inteligencji — co oznaczalo poziom w miare bystrego imbecyla — nie byloby w stanie zapamietac wszystkich manewrow, jakie mial wykonac patrol. Ten jednak wybijal sie ponad przecietna i czasem w chwilach przeblysku inteligencji byl w stanie zastapic Wszechwladce w wykonywaniu prostych obowiazkow. Choc nie potrafil mowic, to jego gestykulacja byla na tyle zrozumiala, ze mozna bylo uznac go za elokwentnego.

— Czy widziales cos wartego uwagi? — spytal Cholosta’an, nakazujac gestem oolt, aby rozpoczeli posilek. Jedzenie stanowily niewielkie grudki mineralu, przypominajace smakiem i wygladem praw dziwy kamien, i choc smakowaly ohydnie, to przynajmniej zajmowaly w jakis sposob uwage jego zolnierzy. Sluga pokrecil przeczaco glowa.

— Za kilka godzin powrocicie tam — kontynuowal Cholosta’an, przezuwajac porcje swojej racji zywnosciowej; byla niewiele lep sza od tego, co jedli jego podwladni. Jakze pragnal zwyciestwa, ktore zapewniloby mu tyle lupow, by mogl poprawic diete. — Jesli napotkacie slady ludzi, kazdy ma wystrzelac po magazynku, aby sprowadzic najblizszego kessentai. Zrozumiano?

Cosslainowie pokiwali glowami na znak, ze pojeli i zapamietali polecenia. Ich trojkatne kly rozgryzaly twarde racje zywnosciowe niczym glebogryzarka.

— Swietnie — powiedzial Cholosta’an. Wszyscy oolt’os wygladali na dobrze odzywionych i zdrowych, wiec nie pozostalo mu nic wiecej do roboty.

— Dobrze sie spisales — powiedzial Orostan.

Cholosta’an obrocil sie. Oolt’ondai podszedl tak cicho, ze mlody kessentai nie uslyszal jego krokow.

— Czym moge sluzyc, Oolt’ondai?

— Dbasz o swoich Polmos. Wielu kessentaiow, zwlaszcza tych mlodszych, nie troszczy sie o poddanych. Milo widziec, ze nie jestes jednym z nich.

— Oni nie sa w stanie zadbac o siebie — odparl Cholosta’an, zastanawiajac sie, dlaczego oolt’ondai w ogole zwraca na niego uwage.

— Pozwol, ze o cos spytam — rzekl Orostan i nakazal gestem mlodszemu kessentaiowi, aby ruszyl za nim. Nowo wydrazona jaskinia rozbrzmiewala glosami Polmos oraz przezuwaczy. Byla to zaledwie niewielka czesc wiekszej calosci, ktora miala ukryc pod ziemia caly leg Posleenow, z dala od szpiegujacych oczu na niebie i

Вы читаете Taniec z diablem
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату