ciezki.

— Jasne — rozesmial sie Mueller i zeskoczyl w dol. Kiedy znalazl sie u podnoza skaly, odrzucil line i pobiegl w las.

Mosovich zostal sam. Obrzucil wzrokiem drzewo, ktoremu mial powierzyc swoje zycie, przezarte erozja skaly i rozciagajace sie wokolo lasy. Zwinal lina, schowal ja do plecaka i przelozyl nogi przez krawedz polki.

Techniki schodzenia po takich zboczach nauczyl sie w ciagu swego az nadto niebezpiecznego zycia. Na zboczach podobnych do tego, gdzie pelno jest zalomow i nierownosci, nie mozna schodzic powoli i ostroznie, Warunkiem przezycia jest umiejetnosc spadania i zmniejszania impetu uderzenia tak, aby zadna z kosci nie zostala zlamana.

Technika, ktora stosowal Mosovich, nie byla czesto spotykana. Uciekali sie do niej tylko zolnierze wojsk gorskich, i to w przypadku wyjatkowego zagrozenia zycia. Powod byl posty: ogromne ryzyko odniesienia obrazen. Spadajac, Mosovich myslal o dwoch rzeczach: po pierwsze, ze gdyby wyladowal ze zbyt duzym impetem, pozostawilby za soba slad, ktory tylko slepy moglby przeoczyc, a po drugie, jezeli ktorys z kamieni znalazl sie w nieodpowiednim miejscu, juz nigdy nie bedzie malych Mosovichow.

Stromizna stopniowo byla coraz lagodniejsza. Nagle zwiadowca’ zawadzil stopa o niewielki wystep, obrocil sie w powietrzu i grzmotnal o ziemie tak, ze az gwiazdy zatanczyly mu przed oczami. Szybko jednak wstal, stwierdzajac z zadowoleniem, ze niczego nie zlamal, i pomknal jak gorska kozica w strone strumienia.

Po drodze chwycil konar niewielkiego drzewka i ulamal go. Idac nurtem rzeczki, beda stapac po sliskich kamieniach. Jeden nieuwazny krok przy takim obciazeniu ekwipunkiem moze skonczyc sie zlamaniem kostki.

Wreszcie ujrzal swoich zolnierzy skulonych na brzegu strumienia.

— Wszyscy zdrowi?

— Nie — jeknal Nichols.

— Zlamal obydwie kostki, zeskakujac z brzegu — wyjasnila Mary, unieruchamiajac jego stopy.

— No to pieknie, Stanley — powiedzial Mueller. — Wlasnie wpakowales nas w niezly burdel.

12

Okolice Seed, Georgia Stany Zjednoczone Ameryki, Sol III 08:25 czasu wschodnioamerykanskiego letniego, poniedzialek, 14 wrzesnia 2009

Lezenie w zimnym strumieniu nie bylo ulubiona rozrywka Mosovicha. Na dodatek towarzystwo kompana, ktory zlamal obydwie kostki, nie poprawialo mu humoru.

— Jezus Maria, tak mi glupio, sierzancie — wyjeczal Nichols. Siostra Mary zaaplikowala mu dawke blokerow zakonczen nerwowych, ale i tak widac bylo po nim oznaki bolu i wyziebienia organizmu w lodowatej wodzie strumienia. Snajper byl blady i wstrzasaly nim drgawki.

— Przeciez nie twierdze, ze zrobiles to specjalnie — odparl Mosovich. — Takie rzeczy sie zdarzaja.

Jak dotad nie dostrzegli zadnych sladow Posleenow, ale przejscie w dol strumienia i dzwiganie rannego Nicholsa i jego ekwipunku nie bylo latwym zadaniem. Byly dwa wyjscia z tej sytuacji: albo mogli isc naprzod, korzystajac z oslony wzgorz i jak najszybciej przebywajac odsloniete fragmenty terenu, albo mogli znalezc jakas kryjowke i w niej przeczekac do chwili, az Posleeni zrezygnuja z poszukiwan, uwazajac, ze ofiary im sie wymknely.

Jest tez trzecie wyjscie, uznal po chwili Mosovich.

— Dobra, zmieniamy plany. Mueller, ruszaj w gore strumienia i znajdz jakies miejsce, gdzie ty, Nichols i siostra Mary bedziecie mogli spokojnie sie ukryc. Nichols, dostaniesz hiberzyne. Taszczenie cie tylko pogarsza stan twoich kostek. Mary je unieruchomi i jakos to przetrzymasz.

— Dam rade, sierzancie — zapewnil snajper pomimo wstrzasajacych nim drgawek.

— Zamknij sie, durniu — odparl Mueller, marszczac brwi. — Jezeli cie nie uspimy, twoj wlasny organizm zalatwi cie jeszcze przed zachodem slonca i nie dozyjesz poznej starosci, Jake.

Tymczasem Mosovich zaczal rozpinac karabinczyki munduru Nicholsa.

— Zarty sie pana trzymaja, sierzancie? — spytal snajper, przewracajac sie na brzuch, aby Mosovich mogl wyciagnac spod niego magazynki do karabinu. Nichols nie byl tak zwalisty jak Mueller, ale i przy nim Mosovich wygladal na drobnego faceta.

— Ani troche — odparl, zabierajac barretta i amunicje. — Nosilem takie zabawki, kiedy ciebie nie bylo jeszcze w planach. Kryjcie sie, kiedy wezwe ostrzal, a potem zaniescie go w bezpieczne miejsce. Kierujcie sie w strone Unicoi, a ja odciagne ich na poludniowy zachod.

— Jasne — rzekl Mueller. — Milej zabawy.

— Taaa — odparl sierzant, zanurzajac sie w wodzie az po szczeke. — O niczym innym nie marzylem.

* * *

Mosovich trzasl sie z zimna, ale nie zwracal na to uwagi. Prad byl silny i ciagnal go w dol strumienia. Lezac plasko na brzuchu, tylem do kierunku nurtu, uderzal o kamienie i wystepy. Barrett, ktorego ciagnal za soba, troche spowalnial tempo przemieszczania sie, za co w tej chwili sierzant byl niezmiernie wdzieczny. Rzeczka pelna byla glazow, konarow, zwalonych drzew i naturalnie utworzonych tam, wiec mogl wybrac sobie odpowiednia kryjowke. Co wiecej, strumien przeplywal pod droga, dzieki czemu mogl bez trudu uniknac wykrycia przez wrogie patrole.

Lezal wlasnie w cieniu dawno obalonego odlamu skalnego, kiedy dostrzegl pierwszych Posleenow. Byli jakies trzy kilometry od miejsca, gdzie oddzial wszedl do rzeki, i zmierzali wlasnie w tamtym kierunku. Mosovich zamarl, widzac, ze na czele grupy znajduje sie Wszechwladca. Wedlug danych wywiadu, systemy czujnikow jego tenara byly w stanie wykryc czlowieka w odleglosci stu metrow, bez wzgledu na to, jakich srodkow zapobiegawczych uzywal. Mosovich odczul dzialanie sensorow na wlasnej skorze na Barwhon. Teraz jednak grupa minela jego kryjowke, zupelnie nieswiadoma obecnosci czlowieka.

Po tym spotkaniu Mosovich zaczal poruszac sie juz z mniejsza ostroznoscia, jako ze mial do wykonania zadanie, a czasu bylo coraz mniej. Jak dotad oddzial nie zostal wykryty, ale to tylko kwestia czasu, kiedy obcy na niego wpadna. Chyba ze sami beda mieli klopoty, ktore odwroca ich uwage.

W koncu Mosovich dotarl do miejsca, ktorego szukal. Tam, gdzie strumien ostro skrecal na wschod, biegla lesna drozka. Ktos najwyrazniej o nia dbal, poniewaz nie byla zarosnieta chaszczami. Po kilkudziesieciu metrach okazalo sie, ze coraz bardziej kreta sciezka prowadzi w kierunku gory Ochamp.

Mosovich uwaznie rozejrzal sie na boki, a potem ruszyl truchtem przed siebie. Nie mogl szybko biec, gdyz potwornie ciezki karabin snajperski az przyginal go do ziemi. Jakby tego bylo malo, dzwigal tez zapas amunicji. Starajac sie pozostawiac za soba jak najmniej sladow, przemykal przez las. Sciezka byla coraz bardziej zarosnieta krzewami i pnaczami, Mosovich przez chwile myslal nawet, zeby je rozrywac golymi rekami, ale zdecydowal, ze lepiej nadlozyc troche drogi i ominac najgorsza gestwine. Opoznienie wyszlo mu tylko na dobre, gdyz w miejscu, do ktorego zmierzal, slychac bylo glosy Posleenow.

Ulamek sekundy wystarczyl mu, aby zawrocic, przypasc do ziemi i okryc sie siatka maskujaca. Byl dobre siedemdziesiat metrow od drogi i nie obawialby sie wykrycia przez ludzi, ale Posleeni przyprawiali go o dreszcze.

Kolumna obcych zdawala sie nie miec konca. Mosovich automatycznie zaczal ich liczyc, ale po dojsciu do czterech tysiecy dal sobie spokoj. To musi byc cala brygada. Czy i oni wiedza, gdzie jest zwiad, i tylko sie z nim bawia?

Kiedy ostatni Posleeni znikneli, Mosovich przez chwile chcial wezwac ostrzal, ale zrezygnowal z tego pomyslu, uwazajac, ze powinien byc dalej od kolumny, zanim zacznie sie bawic ogniem.

Przykucnal i powoli zaczal skradac sie przez las. Kiedy znalazl sie za zakretem, zwinal siatke i ruszyl pedem w gore.

Trzydziesci minut pozniej, ledwie dyszac ze zmeczenia, wspial sie na szczyt gory Ochamp, mierzacej ponad sto piecdziesiat metrow wysokosci. Rozciagal sie z niej doskonaly widok na doline Soque, a zalesione zbocza dawaly schronienie.

Вы читаете Taniec z diablem
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату