— Myslalem, ze to jest pani biuro.
— Skonczylam prace na dzis, wiec mozemy stad isc. Czego panowie chca?
— Przyszlismy zobaczyc sie z kapitan Elgars — wyjasnil Mueller. — Ze zdjecia wnioskuje, ze to nie jest pani, ale bardzo mi milo pania poznac, panno…
— Cummings — odparla Wendy, usmiechajac sie promiennie. — Wendy Cummings.
— Starszy sierzant Mueller. Jestem oczarowany. Czy kapitan Elgars moze poswiecic nam chwile uwagi? — spytal, krzywiac sie, kiedy malenstwo zaczelo glosno plakac.
— Jasne, zaraz ja zawolam. Prosze wejsc.
Weszli do srodka, omijajac Kelly, ktora zaczela na srodku podlogi ukladac z klockow naturalnej wielkosci tygrysa. Mueller spojrzal na Mosovicha i wzruszyl ramionami. W pomieszczeniu panowal harmider, ale halas szybko umilkl, kiedy dzieci zauwazyly zolnierzy. Chwile pozniej zebraly sie wokol nich, spogladajac rozszerzonymi ze zdziwienia oczami.
— Jest pan prawdziwym zolnierzem? — spytala dziewczynka. Jej oczy byly brazowe i wielkie jak spodki.
— Tak — odparl Mueller, siadajac na ziemi, zeby znalezc sie na tej samej wysokosci. — A ty jestes prawdziwa mala dziewczynka?
Dziecko rozesmialo sie, a ktorys z chlopcow, osmielony jej pytaniem, wskazal na bron i spytal:
— A to prawdziwa bron?
— Tak, ale jak jej dotkniesz, to ci przetrzepie skore — powiedzial Mosovich grobowym glosem.
— Karabiny nie sa dla dzieci, synu — powiedzial przyjaznym tonem Mueller. — Jak masz na imie?
— Nathan. Jak bede duzy, tez bede zabijal Posleenow.
— Bardzo dobrze — rzekl Mueller. — Ale zeby miec duzy karabin, musisz nauczyc sie poslugiwac malym. Jak bedziesz jadl warzywa i urosniesz, zostaniesz zolnierzem. Wtedy bedziesz mogl przez caly dzien walczyc.
— I nie zmeczy sie? — spytala dziewczynka.
— Coz… — Mueller rzucil rozbawione spojrzenie Mosovichowi. — Czasem moze troche sie zadyszy.
— No, dzieci, czas na obiad — powiedziala Shari, wychodzac z zaplecza wraz z Wendy i Elgars. — Nie meczcie juz panow, umyjcie rece i grzecznie siadajcie.
— Jestem Annie Elgars — powiedziala blondynka, ignorujac biegajace wokol niej maluchy. Na rekach i policzku miala slady zasypki.
— Pani kapitan, jestem starszy sierzant sztabowy Mosovich, a to starszy sierzant Mueller. — Mosovich przerwal na chwile i zamyslil sie. — Pani dowodca, pulkownik Cutprice, wyslal wiadomosc do jednego z moich zolnierzy z poleceniem odnalezienia pani i wydostania z lap lekarzy. Nie wiem, czy pamieta pani Nicholsa, ktory byl z pania na kursie snajperskim. Podczas ostatniej misji zdrowo oberwal, dlatego przyjechalem tutaj z Muellerem. I oto jestesmy.
— Macie mnie wyciagnac z lap konowalow?
— Czy mozemy gdzies spokojnie porozmawiac? — spytal Mosovich, spogladajac na dzieci, ktore wybiegly z lazienki. — Gdzies, gdzie jest ciszej.
— Nie za bardzo — odarla Elgars. — W kuchni tez panuje harmider, a do moich kwater jest dosc daleko. Nie moge tracic az tyle czasu.
— Pani tutaj pracuje?
— Mniej wiecej. Pomagam opiekowac sie dziecmi. Mam trzymac sie Wendy w trakcie powrotu do zdrowia.
— No dobrze, zapytam prosto z mostu: jak sie pani zapatruje na powrot do czynnej sluzby?
— Nie moge sie doczekac — odpowiedziala, mierzac go wzrokiem. — Moge zrewanzowac sie pytaniem?
— Jasne.
— Jestescie tutaj po to, zeby mnie ocenic, prawda?
Mosovich przez chwile milczal. Mogl odpowiedziec dwojako: albo walnac prawde prosto z mostu, albo dojsc do niej okrezna droga. Zdecydowal sie na to pierwsze rozwiazanie. Choc nie bylo idealne, wydawalo sie dobre.
— Mysle, ze mozna to tak okreslic. Mam zlozyc raport o pani stanie zdrowia i kondycji. Wiem, ze to nie jest normalna procedura i ze nie jestem psychologiem, ale jestem w wojsku juz dosyc dlugo, znam sie na ludziach i przelozeni ufaja mojemu osadowi.
— Rozumiem. Szczerosc za szczerosc… Nie wiem, o co chodzi z ta ranga kapitana. Umiem strzelac i robic wiele innych rzeczy, ale nie wiem, co nalezy do obowiazkow oficera. Mam straszne dziury w pamieci i nie potrafie sobie z nimi poradzic.
Mueller postukal Mosovicha w ramie i szepnal mu na ucho kilka slow. Ten najpierw sie zdziwil, a potem uniosl dlon i powiedzial:
— Czy moze nam pani na sekundke wybaczyc?
Odeszli kilka krokow i zaczeli zawziecie dyskutowac. Mueller gwaltownie gestykulowal, a Mosovich krecil glowa. Po chwili do Annie zblizyla sie Wendy, pytajac, co jest grane.
— Sama nie wiem. Cos mi sie zdaje, ze to nie bedzie mi sie podobac.
Mosovich podszedl i obrzucil obie kobiety badawczym spojrzeniem. Chcial cos powiedziec, ale zawahal sie i obejrzal na kiwajacego glowa Muellera.
— Pani kapitan — zaczal wreszcie, uwaznie dobierajac slowa. — Nie sadze, zebysmy w tych warunkach byli w stanie poprawnie ocenic pani predyspozycje.
Elgars popatrzyla na niego nieruchomym spojrzeniem i dopiero po chwili odparla:
— Co pan sugeruje?
— Mueller zaproponowal, zebysmy we czworke wyszli na zewnatrz. Mozemy skoczyc na obiad albo isc na strzelnice, zeby sprawdzic, jak sie pani czuje w innym miejscu niz… zlobek.
Jakby dla podkreslenia jego slow Shakeela zaczeta wyc jak maly upior.
— Sierzancie Mosovich, czy pan proponuje podwojna randke? — spytala Wendy.
— Nie, ale chce miec okazje do rozmowy w innym miejscu niz to.
— Hmmm. — Wendy nie byla przekonana do tego pomyslu. Rozejrzala sie dookola i powiedziala: — Shari sama nie da sobie rady z dziecmi. Mysle, ze Annie potrafi o siebie zadbac i nie stanie jej sie krzywda, jezeli pojdzie z wami.
— Dobra. — Mosovich wzruszyl ramionami. — Ja nie widze zadnego problemu.
— Poczekajcie — wtracila Elgars. — Wendy, kiedy ostatni raz bylas na powierzchni?
— W listopadzie.
— Ktorego roku?
— Wydaje mi sie, ze dwa tysiace siodmego.
— Kiedy Shari miala choc chwile przerwy?
— Sadze, ze ona siedzi tutaj od ewakuacji Fredericksburga. Ostatnim razem, kiedy ja bylam na gorze, musialam wziac udzial w procesie.
— W takim razie uwazam, ze wszyscy powinnismy udac sie na mala wycieczke — powiedziala Elgars.
— I zabrac dzieci? — spytal Mosovich.
— Dobra — wtracil Mueller. — To bedzie dla pani kapitan sprawdzian odpornosci na stres.
— W porzadku — zgodzil sie Mosovich. — Pomysl tylko o moich nerwach. Beda do konca zszargane. Pojedziemy na gore, zjemy obiad we Franklin i zobaczymy, jak Annie daje sobie rade. Potem zdamy raport i poczekamy, co na to powie Cutprice.
— Moge pomoc? — spytala Shari.
— No to mamy sprawe z glowy — rozesmiala sie Wendy.
— Nie rozumiem.
— Panowie musza spedzic troche czasu w towarzystwie Annie. Chcieli zaprosic i mnie, ale w koncu ustalilismy, ze wszyscy pojedziemy na gore. W charakterze przyzwoitek — dodala zartem.
— Mamy jechac na powierzchnie? — spytala podenerwowana Shari.
— Tak, do Franklin. Tam jest takie jedno miejsce, ktore dosc dobrze znam. W osrodku wypoczynkowym znajdziemy sobie mily kacik i pogadamy.