sierzantami kompanii kwestie zakwaterowania. Zolnierze beda musieli pobrac przydzialy — ciagnal, spogladajac na sierzanta zaopatrzeniowca. — Przywiezlismy ze soba pancerze, ktore mamy na sobie, i wlasciwie nic poza tym.
— Pozwolilem sobie sprawdzic wasze rozmiary — powiedzial sierzant McConnel. — Wszyscy maja przydzielone pokoje i scienne szafki. W szafkach sa kompletne przydzialy. Beda oczywiscie musieli podpisac odbior…
— Bedziemy trzymali w gotowosci druzyne do sprawdzania brakow — powiedzial kapitan Gray, przewidujac nastepne pytanie O’Neala. — Mam nadzieje, ze pana dowodcy uznaja koszary za zdatne do uzytku. W zeszlym tygodniu przeprowadzilem generalna inspekcje koszar Bravo i Charlie, i okazalo sie, ze sa w dobrym stanie. Sa zupelnie nowe; jest kilka rzeczy, ktore o tym swiadcza, a ktorych nie bylismy w stanie usunac, na przyklad farba na futrynach okien. Ale poza tym sadze, ze bedzie pan zadowolony.
— Hmmm — mruknal Mike, nie wiedzac, jak na to zareagowac. — Tak jak powiedzialem, prosze skontaktowac sie ze starszym sierzantem sztabowym. — Przerwal i przez chwile nad czyms myslal. — Czy oficerowie tez dostaja mundury z przydzialu?
— Oficerowie oczywiscie musza kupic swoje mundury — powiedzial sierzant McConnel — ale w kwaterach czekaja tymczasowe mundury. Moga tez wybrac to, co chca, i kupic, wydajac polecenie swojemu przekaznikowi. Mamy tez mundury w waszych szafkach w Kostnicy.
Mike znow sie rozejrzal i pokrecil glowa, marszczac brew.
— Powiedzcie mi, ze nie jest tu tak idealnie, jak sie wydaje. To znaczy…
— To znaczy, jakim cudem pierdoly z tylow robia cos tak, jak nalezy, sir? — spytal sierzant McConnel ze zlosliwym usmiechem.
— Ja bym to chyba ujal bardziej delikatnie — zauwazyl O’Neal. Tymczasem nadszedl Pappas.
— Jestem pierdola z tylow, odkad odszedlem z Delta Force, sir — powiedzial sierzant — gdzie bylem… no nie, nie bylem pierdola z tylow. Powolano mnie na moje ostatnie stanowisko, ktorym jest zaopatrzenie. Po namysle uznalem, ze bede sie tego trzymal. Swoje juz przeszedlem. Ale, bez falszywej skromnosci, jestem cholernie dobrym sierzantem zaopatrzenia.
— Wszystko w porzadku, sir? — zahuczal Pappas.
— Nie zgadza sie tylko to, ze wszystko sie zgadza — odparl O’Neal, potrzasajac glowa.
— Mielismy duzo czasu na przygotowania, sir — zauwazyl kapitan Gray.
— I go wykorzystaliscie — zgodzil sie Mike. — A to jest rzadkoscia.
— Sa tu takze wasze uzupelnienia — powiedzial Gray. — Czekaja w koszarach, wydano im podstawowe oporzadzenie. Dopasowali juz sobie pancerze, a dowodzacy nimi porucznik przeprowadzil z nimi wstepne cwiczenia.
— Co dostalismy, sir? — spytal Pappas, zdejmujac helm.
Oczy Graya spoczely na czyms, co wygladalo jak obdarzona inteligencja woda lub srebrny slimak i co zebralo sie na glowie sierzanta, a potem wpelzlo do zbroi i do helmu.
— Eeee… Dostalismy czterech podoficerow i oficera z Dziesieciu Tysiecy oraz grupe szeregowych z innych jednostek sil naziemnych. Wszyscy maja pewne doswiadczenie bojowe.
— Brzmi niezle — powiedzial Mike. — Sierzancie, ci panowie zaplanowali juz cale zakwaterowanie. Prosze porozumiec sie z nimi i przepuscic ludzi przez… — Przerwal i rozejrzal sie. — Gdzie jest Kostnica? — spytal.
— W piwnicach koszar, sir — odparl kapitan Gray, wskazujac na powiekszone boczne wejscia do budynkow.
— Super — rzekl O’Neal. — Dowodcy kompanii i sztab do kwatery batalionu, jak tylko przebiora sie w jedwabie. Zolnierze na kwatery, niech sprawdza swoje przydzialy. — Spojrzal na slonce, kichnal i pokrecil glowa. — Cholera. Shelly, ktora godzina?
— Tuz po czternastej, sir — odparl z wnetrza helmu przekaznik.
— O siedemnastej zero zero zbiorka wszystkich kompanii — ciagnal Mike. — Wszyscy maja byc juz w jedwabiach i stac na bacznosc. Potem kompanie moga wypuscic ludzi na teren obozu, jesli zechca, ale nie moga zwolnic ich z posterunku.
— Jasne — powiedzial Pappas. — Ale wie pan, ze jesli bedziemy za dlugo czekac, napiecie tylko sie zwiekszy?
— Wiem — odparl Mike z lekkim usmiechem. — Ja tez kiedys bylem szeregowcem, sierzancie. Piatkowe wieczory… Dni wyplaty… Najpierw chce poznac miejscowych i chociaz troche ich przygotowac. A potem niech sie tam wdzieraja chocby sila.
— O rany — powiedzial Mueller, odsuwajac sie od stolu. — Gdyby zolnierze w korpusie wiedzieli, ze tak jesz, chyba wdarliby sie tutaj sila.
— Moga sprobowac — powiedziala Cally ze smiechem — ale mysle, ze zawrociliby juz po pierwszej linii claymore’ow.
Papa O’Neal spojrzal na niedojedzony stek Shari i zmarszczyl brew.
— Wszystko w porzadku?
— W porzadku — odparla Shari ze slabym usmiechem. — Po prostu nie zjadlam tyle miesa przez caly ostatni miesiac.
— No to powinnas czesciej wpadac — powiedzial O’Neal, szturchajac ja w ramie. — Jestes chuda jak szczapa. Musimy cie troche odkarmic.
— W Podmiesciu obie jemy tyle samo, a tylko ja mam problem ze zbiciem wagi — rzekla Wendy, wyskrobujac resztki pieczonego ziemniaka. — Shari nigdy nie tyje.
— Och, kiedys bylam na diecie. — Shari wytarla usta i odlozyla serwetke na stol obok prawie pelnego talerza. — Ale jedzenie w Podmiesciu nie…
— Nie pomaga przybrac na wadze — dokonczyla Elgars, wycierajac chlebem sos. — Na mase miesniowa tez jest do niczego, ma za malo protein. Nie moge sie do tego przyzwyczaic, caly czas czuje sie tak, jakby ktos mnie glodzil.
— To jeden z powodow, dla ktorych przestalam cwiczyc — powiedziala Shari, sadzajac sobie na kolanach najedzona Kelly. Najmlodsza dwojka byla juz w lozkach, a pozostale bawily sie po ciemku na dworze, pozyczywszy od O’Nealow cieple ubrania. Mozliwosc pobiegania i zabawy to byla w Podmiesciu rzadka rzecz. — Tylko sie meczylam. Kiepskie jedzenie, opieka nad dziecmi… A nie mialam dokad ich poslac; nigdzie nie bylyby bezpieczne, wiec zawsze byly przy mnie. — Przytulila zaspana Kelly i poglaskala ja po policzku. — Nie o to chodzi, ze mialam cos przeciwko temu, skarbie, ale przyjemnie jest czasami zrobic sobie przerwe.
— No, tu nie dostaniecie zadnego kiepskiego jedzenia — powiedzial stanowczo Papa O’Neal. — I mozecie odpoczac. Zostancie jeszcze na jutrzejszy wieczor. Dopiero wtedy urzadzimy sobie uczte.
— Och, nie wiem — powiedziala Shari, odchylajac sie do tylu na krzesle. — Jest tyle do zrobienia…
— Nic, co by nie moglo poczekac — stwierdzila Wendy. — Zlobek to my. Nie musimy wracac.
— Nieprawda — sprzeciwila sie Shari. — Dzieci sa pod nasza opieka, ale nie jestesmy ich prawnymi opiekunkami. To by bylo porwanie.
— Zgoda — przyznala jej racje Wendy. — Ale nie musimy wracac rano. Mozemy zostac dluzej.
— A pan sierzant? — spytala Shari. — Przeciez musi pan odprowadzic nas z powrotem, prawda?
— Nie — odpowiedzial Mosovich. — Jesli ktos bedzie nas potrzebowala moga do nas zadzwonic; do kwatery glownej korpusu moge dojechac tak samo szybko stad, jak i z moich koszar. I tak jestesmy na sluzbie; tak mowia rozkazy. A i jedzenie, i okolica bardziej mi sie tutaj podoba — dokonczyl, mrugajac do Wendy.
— No prosze. — Wendy pokazala mu jezyk. — Wydaje mi sie poza tym, ze Annie jest lepiej tutaj niz w Podmiesciu.
— Zgadza sie — powiedziala Elgars. — Nie wiem, czy to jedzenie, czy powietrze, czy jeszcze cos innego. Ale po raz pierwszy czuje, ze naprawde… zyje.
— Coz, jesli nie naduzywamy goscinnosci… — sprobowala zaprotestowac po raz ostatni Shari.
— Gdybyscie naduzywaly goscinnosci, nie nalegalbym — wyszczerzyl zeby w usmiechu Papa O’Neal. — Nie moge sie doczekac, kiedy was odkarmie — ciagnal, szturchajac ja w zebra. — Jestes za chuda. Chuda, chuda, chuda.