— Szczerze mowiac, brzmi to cudownie — powiedziala Shari, chichoczac i opedzajac sie od O’Neala. Zlapala go za palce i puscila… ale nie za szybko.
— Przyjemnie tutaj — powiedziala Wendy z usmiechem i przeciagnela sie. — Ale mielismy ciezki dzien. Powinnismy juz wszyscy isc do lozka…
Mueller nagle sie zakrztusil.
— Przepraszam — wysapal, szybko odwracajac wzrok.
Wendy znieruchomiala i popatrzyla na niego spod wpolprzymknietych powiek.
— Chcialam powiedziec „I nabrac sil na jutro'. Starszy sierzancie Mueller, czy pokazywalam panu zdjecie mojego chlopaka?
— O rany — mruknela kapitan Slight. — Musial byc najwiekszy w swojej klasie.
Sierzant Bogdanovich stlumila parskniecie. Bogdanovich — „Boggie' dla kilku wybranych weteranow batalionu — byla niska, umiesniona blondynka, ktorej skora po latach spedzonych w pancerzu byla niemal przezroczysta. Sluzyla w batalionie od czasu jego chrztu bojowego, i zdawalo sie, ze wszystko juz widziala. Ale musiala przyznac, ze po raz pierwszy widzi tak wielkiego faceta. Meldujacy sie u pani kapitan porucznik sprawial wrazenie, jakby mial problem z przejsciem przez drzwi bez schylania glowy. Miala nadzieje, ze znajdzie sie dla niego odpowiedni pancerz. Z drugiej strony porucznik robil wrazenie, jakby byl w stanie przezyc trafienie w nie oslonieta pancerzem piers hiperszybka rakieta.
— Sier… Porucznik Thomas Sunday Junior melduje sie u oficera dowodzacego — powiedzial, salutujac.
Zastanawiala go pora tego spotkania. Wiekszosc kompanii dostala wolne; slyszal gwar, z jakim zolnierze zajmowali swoje kwatery. Ale oficerowie i podoficerowie najwyrazniej wciaz pracowali. Zauwazyl, ze w Dziesieciu Tysiacach zazwyczaj tak bylo, w przeciwienstwie do jego pierwszej jednostki sil naziemnych, i nie byl pewien, co to oznacza.
— Spocznij, poruczniku — powiedziala Slight. — To jest sierzant Bogdanovich. Pozniej pozna pana z sierzantem pana plutonu. — Kapitan przerwala na chwile. — Wyglada na to, ze zostal pan niedawno awansowany…
— Tak jest, ma’am — przyznal Sunday. — Zostalem awansowany na porucznika mniej wiecej piec minut przed opuszczeniem Dziesieciu Tysiecy.
Slight usmiechnela sie, a sierzant parsknela smiechem.
— Coz, trzeba podziwiac tupet Cutprice’a. Kim pan byl przed tym naglym awansem? Podporucznikiem?
— Nie, ma’am — odpowiedzial Sunday, marszczac brew. — Bylem starszym plutonowym.
— Hmmm. — Slight rowniez zmarszczyla czolo. — Musze zastanowic sie nad tym. Jak sadze, chciano w ten sposob dac nam do zrozumienia, ze bedzie z pana dobry dowodca plutonu piechoty mobilnej. Co pan o tym sadzi?
— Z calym szacunkiem, niezbyt mi sie to podoba, ma’am — przyznal Sunday. — Porucznicy nie maja okazji zabijac Posleenow. A ja chcialem przeniesc sie do pancerzy, zeby ich zabijac, a nie siedziec na tylach i ustalac pole ostrzalu. Poza tym… bycie plutonowym Floty albo sil naziemnych ma pewne zalety, ktorych… ktorych sie nie ma jako porucznik.
— Powiem panu, co zrobimy, poruczniku — powiedziala kapitan z lekkim usmiechem. — Na razie zostawimy pana na stanowisku dowodcy plutonu. Jesli dojdziemy do wniosku, ze to nie dla pana, przesuniemy pana z powrotem na plutonowego bez wzajemnych uraz. W silach uderzeniowych Floty bez przerwy przesuwa sie tak ludzi i nie ma to praktycznie wplywu na ich akta. Co pan na to?
— Jak pani uwaza, ma’am — zahuczal Sunday.
— Przedstawil sie pan juz dowodcy batalionu? — spytala. — Chce osobiscie poznac wszystkich nowych oficerow.
— Nie, ma’am. Dostalem rozkaz zameldowania sie najpierw u dowodcy kompanii.
— W porzadku. Przekaznik?
— Major O’Neal jest w swoim gabinecie, przeglada harmonogram treningu — odezwal sie natychmiast przekaznik. W przeciwienstwie do wszystkich tych, ktore Sunday slyszal, mowil niskim meskim barytonem. — Jego przekaznik twierdzi, ze major bedzie sie cieszyl, jesli ktos mu przeszkodzi.
Mike skinal Sundayowi glowa.
— Spocznij, poruczniku — powiedzial i jego staly grymas zmienil sie w usmiech. — Niech pan siada.
Gabinet byl maly, mniejszy niz dowodcy kompanii, i tak samo niemal zupelnie goly. Za majorem stal na stolku szeregowiec z rezerwy i malowal na scianie grubym gotyckim pismem motto. Na razie doszedl do „Ten sie'.
Major odchylil sie w fotelu i wzial z popielniczki dymiace cygaro.
— Pali pan, poruczniku?
Sunday zawahal sie, potem pokrecil glowa.
— Nie, sir. — W dalszym ciagu stal sztywno wyprezony w postawie zasadniczej.
— Coz, jesli przez ostatnie kilka lat byl pan w Dziesieciu Tysiacach, nie ma sensu probowac pana zepsuc — powiedzial O’Neal, znow sie usmiechajac. — Dostalem na pana temat maila od Cutprice’a. Napisal, ze jesli sprobuje pana zdegradowac, osobiscie mnie… Jak on to powiedzial? „Ugotuje mnie w pancerzu jak wielkiego homara'. — Major zaciagnal sie kilka razy cygarem, zeby je dobrze rozpalic, a potem spojrzal poprzez dym na porucznika. — Co pan o tym sadzi?
— Eee, sir… — Sunday zmartwial. — Ja… eee… nie zamierzam komentowac pana stosunkow z pulkownikiem Cutpricem ani jego decyzji co do mojego stanowiska w batalionie.
— Sunday… Sunday… — zamyslil sie Mike. — Przysiaglbym, ze znam to nazwisko.
— Spotkalismy sie przelotnie raz czy dwa, sir — powiedzial porucznik. — Ostatnim razem w…
— Rochester — dokonczyl Mike. — Pamietam; pana wyglad jest dosc… charakterystyczny.
— Pana tez, sir — powiedzial Sunday i zamarl. — Przepraszam.
— Nie ma za co. — Mike wciaz sie usmiechal. Napial miesnie reki; jego przedramiona wciaz mialy grubosc ud normalnego czlowieka. — Domyslam sie, ze pan cwiczy?
— Tak jest, sir. Przynajmniej dwie godziny dziennie, jesli obowiazki na to pozwalaja.
— Aha. — O’Neal kiwnal glowa. — To ucieszy pana wiadomosc, ze podczas noszenia pancerza cwiczy sie podnoszenie ciezarow. To jedyna mozliwosc regularnego cwiczenia. Ale ja nie myslalem o Rochester ani o innych bitwach… Shelly: wszystko o Thomasie Sundayu Juniorze, kiedy nie byl jeszcze w Dziesieciu Tysiacach.
— Thomas Sunday Junior jest jedna z pieciu osob ocalalych z obrony Fredericksburga… — zaczal odpowiadac przekaznik.
— Wlasnie! — ucieszyl sie O’Neal. — Chlopak z blondynka! Juz wtedy wiedzialem, ze ktos, kto potrafil przezyc cos takiego, i jeszcze uratowac dziewczyne, daleko zajdzie.
— Dziekuje, sir — powiedzial Sunday i po raz pierwszy, odkad tu wszedl, usmiechnal sie.
— Thomas Sunday Junior jest tez tworca „Mostu na rzece Die' — dodala Shelly.
— Cholera, to pan? To swietny modul! Wykorzystalismy go w Waszyngtonie podczas pierwszego ladowania. Pamietam, jak ktos mi mowil, ze napisal to ktos z F’Burga, ale… coz…
— Uznal pan, ze wszyscy stamtad zgineli? — powiedzial Sunday i skrzywil sie. — Zgadl pan, sir. — Po chwili pokrecil glowa. — Naprawde wykorzystal go pan bez zadnych zmian?
— Wlacznie z dymem. Wszyscy uznali mnie za geniusza taktyki. Dzieki.
Sunday rozesmial sie.
— Nie ma sprawy. Jesli pan sie lepiej dzieki temu czuje… — Przerwal i wzruszyl ramionami. — Ja zerznalem czesc pana kodu ze scenariusza Asheville.
— Wiem — powiedzial O’Neal, znow sie usmiechajac i zaciagajac cygarem. — Odwrocilem go i przeczytalem kod; zostawil pan nawet moj znak firmowy.
— Coz…