nedznych kwaterach w samym Murze, potem zas byla przenoszona na tyly. Tam przechodzila przez cykl zaopatrzenia i uzupelnien, mieszkajac w koszarach, a w przypadku ataku przenoszac sie do trzecioliniowych umocnien znajdujacych sie za kwatera glowna. Po czterech tygodniach przechodzila na druga linie, co oznaczalo, ze byla „w gotowosci' do walki. Do tej pory polegalo to na siedzeniu w koszarach, ogladaniu pism z golymi panienkami i prowadzeniu bojek. Odkad jednak pojawil sie ten fiut saper z kwatery glownej, zolnierzy zapedzono do kopania okopow i budowania bunkrow po dwanascie godzin na dobe. Pod dwunastu godzinach machania lopata i tachania workow z piaskiem czlowiekowi ledwie starczalo sil, zeby dowlec sie do klubu.

Buckley byl pewien, ze ci dranie ze 103 sabotowali dzialka. A teraz pewnie pija piwko w klubie podoficerow i smieja sie za jego plecami.

Reszta druzyny, a wlasciwie cala kompania, w duchu winila za ten stan rzeczy Buckleya. Kazdy, na kogo spadnie statek kosmiczny, szybko dorabia sie reputacji pechowca, ktorego pech przechodzi na wszystko, czego taki nieszczesnik tknie. Czy to przydzialowy humvee, czy dzialka na umocnieniach, czy nawet jego wlasny karabin, zawsze dzialo sie z tym cos dziwnego i niezwyklego.

W tym przypadku bylo to dzialko B-146, ktore calkowicie odmowilo prowadzenia ognia w ciagly i niezawodny sposob.

— To chyba spiecie — powiedzial specjalista Alejandro, wpychajac wycior ze szmata nasaczona oliwa do lufy numer cztery.

— Sprawdzilismy to — warknal Buckley. — Pobor pradu jest w normie.

— To pewnie amunicja — powiedzial Wright.

— Wymienilismy skrzynke. — Buckley wskazal na pudlo tasmy z nabojami, ustawione pod dzialkiem. — Sprawdzilismy amunicje na 148, wszystko gralo.

— To pewnie zwarcie doziemne przez M27 — upieral sie Alejandro, wyciagajac wycior. — M27 tez wariuje.

— To chyba pan wariuje, plutonowy — powiedzial Wright, obracajac recznie dzialko.

— To ci skurwiele ze 103 — upieral sie Buckley. — Spieprzyli wszystkie dzialka. Mowie wam, chca po prostu narobic nam kolo piora, zebysmy najgorzej wypadli.

— To nie takie trudne — mruknal pod nosem Wright.

— Co takiego, kapralu? — spytal groznie Buckley.

— Nic, panie plutonowy — odparl Wright. — Dziala, sprawdzmy.

— Dobrze. — Buckley cofnal sie. — Zresetuj bezpiecznik, Alejandro.

Specjalista sprawdzil, czy lufy nie sa zatkane, i zdjal przywieszki z bezpiecznikow.

— Gotowe.

— Odbezpieczyc. — Buckley podlaczyl lokalny kontroler. — Bron gotowa — rzekl, ladujac naboj do komory.

— Ale zatyczki do uszu nie. — Wright pospiesznie siegnal do kieszeni na piersi.

— To tylko krotka seria — odparl Buckley. — Jedziemy. Ustawil dzialko na cztery tysiace pociskow na minute i maksymalna predkosc, i nacisnal spust.

Kule wylecialy z jazgotem przypominajacym wycie pily mechanicznej, a strumien ognia wygladal jak pomaranczowy promien lasera; co piaty pocisk byl smugowy, a lecialy tak blisko siebie, ze wygladaly jak ciagly strumien.

Buckley kiwnal glowa — bron dalej strzelala — a potem zmarszczyl brew, kiedy zatrzymala sie ze szczekiem i wysokim, ostrym wizgiem odlaczanego kontrolera skretu.

— A niech to szlag.

Mosiezna luska, ktora spowodowala zaciecie, byla wyraznie widoczna — wystawala ukosnie z okna wylotowego.

— A niech to szlag — powtorzyl, siegajac po naboj.

— Panie plutonowy, to jest odbezpieczone — zaprotestowal Wright.

— Mam to gdzies — warknal Buckley, machnieciem reki odpedzajac Alejandro od bezpiecznikow. — Chce miec to z glowy, zanim…

Dwaj specjalisci nigdy nie dowiedzieli sie, co takiego Buckley chcial miec z glowy, bo problemem faktycznie bylo spiecie, ale nie w dzialku czy nawet w platformie M27, lecz w oporniku kontrolujacym doplyw mocy do M27.

Zwoj opornika redukowal moc dostarczana do wszystkich dzialek tak, ze prad dochodzacy do platform mial odpowiednie napiecie. Ale w przypadku stanowiska B-146 opornik byl wadliwy i przepuszczal wiekszy woltaz.

Napiecie „przesiakalo' do dzialka, a poniewaz dzialko bylo sterowane silnikiem elektrycznym, silnik pracowal na nieco wyzszych obrotach niz przewidywala jego konstrukcja. Poniewaz jednak dzialko stalo na izolowanym podlozu, wadliwy opornik nie mogl uwolnic pelnej mocy.

Kiedy jednak plutonowy Buckley zlapal za mosiezna luske, dzialajac jak przewodnik, prad poplynal… I Buckleya niespodziewanie porazilo 220 wolt.

Stal przez chwile w miejscu i dygotal, dopoki nie strzelily wszystkie bezpieczniki w ukladzie.

— Cholera — powiedzial Wright. — To na pewno bolalo. Nie musiales razic go pradem, zeby udowodnic, ze masz racja, Alejandro.

— To nie ja — odparl specjalista, wyciagajac z apteczki strzykawke z hiberzyna. — Ja go zaczne reanimowac, a ty wezwij medykow. Powiedz im, ze Buckley znow ma zly dzien.

* * *

— Wejsc!

Porucznik Sunday wszedl do gabinetu dowodcy kompanii i stanal na bacznosc.

— Wzywala mnie pani, ma’am?

— Nie musicie strzelac obcasami za kazdym razem, kiedy wchodzicie, Sunday — usmiechnela sie Slight. — Wystarczy uklon.

— Tak jest, ma’am — odparl Sunday, zginajac sie w uklonie.

— Och, dajcie spokoj — zasmiala sie. — Prosze posluchac, poruczniku. Wiem, ze jest sobota, ale sprawa jest pilna. Sierzancie?

Dopiero teraz Tommy zauwazyl rozciagnieta jak lampart na kanapie w rogu sierzant Bogdanovich.

Boggle zmarszczyla brew i nachylila sie do przodu.

— Panie poruczniku, kilka pancerzy w kompanii ma zapotrzebowanie na bioniczny zel. Poniewaz te substancje kontroluje GalTech, moze zostac wydana tylko wykwalifikowanemu oficerowi Floty.

— Niniejszym mianuje pana zbrojmistrzem kompanii — ciagnela Slight. — Ma pan isc do podoficera zaopatrzenia i zabrac caly zel, jaki wpadnie panu w rece. Jasne?

— Jasne, ma’am — strzelil obcasami Sunday. — Moge odejsc?

— Prosza isc — powiedziala powaznie Slight. — I niech pan nie wraca bez zelu; naprawde musimy jak najszybciej odpalic te pancerze.

Kiedy zwalisty porucznik zamknal za soba drzwi, obie kobiety wymienily spojrzenia, a potem sierzant Bogdanovich, weteranka niezliczonych pol bitewnych, nieoczekiwanie zachichotala.

— Dwie godziny.

— Mniej — pokrecila glowa Slight. — Nie jest glupi.

* * *

Porucznik Sunday wmaszerowal do gabinetu podoficera zaopatrzenia, ktory na jego widok zaczal wstawac.

— Spocznij — machnal reka porucznik. — Prosza siedziec.

— Dzien dobry, panie poruczniku — powiedzial starszy plutonowy. — Co moge dla pana zrobic w ten… eee… niedzielny poranek.

Kombinacja nazwy dnia tygodnia i nazwiska oficera wyraznie go zmieszala.

— Bez obaw — powiedzial Sunday. — Mecze sie z tym cale zycie i juz przywyklem. Dowodca kompanii przyslala mnie, zebym pobral zel do pancerzy. Zostalem mianowany zbrojmistrzem, wieje mam

Вы читаете Taniec z diablem
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату