— Atomowka — odparl Papa O’Neal. — Pewnie rabnela SheVa; kierunek i sila wybuchu zgadza sie, jesli dobrze zapamietalem.
Cally dobiegla
— Nie jestesmy przygotowani na atomowki, dziadku.
— Wiem — powiedzial O’Neal, wlaczajac pola minowe i elektronike, zanim sam zaczal zakladac sprzet. — Najbardziej mnie denerwuje, ze nie wiem, co sie dzieje. — Przelaczal sie z jednej kamery na druga, ale wiekszosc nie dzialala. — Cholerna elektro-magnetyka.
— Co robimy? — spytala Cally.
O’Neal pomyslal, ze jesli to byla tylko jedna atomowka, a zwlaszcza SheVa, moze jeszcze nie jest tak zle. Zalezy to oczywiscie od tego, gdzie znajdowalo sie dzialo w momencie wybuchu, Mur powinien byc nie tkniety, gdyz caly czas dobiegaly stamtad odglosy walki, a przynajmniej huk ciezkiej broni. Moze to byc posleenska ciezka bron, ale trzeba myslec pozytywnie.
Zasadniczo byly dwa wyjscia z sytuacji. Plan A: zaszyc sie w bunkrze, strzelac do wszystkiego, co podejdzie pod lufe, i czekac, az wojsko zmiecie Posleenow. Plan B: uciekac ile sil w nogach. Poniewaz farma byla w posiadaniu O’Nealow od pokolen, plan B nie byl zbyt przyjemny.
Nie wiedzac, w jakim stanie jest korpus, O’Neal nie mial pojecia, co robic. Podniosl sluchawke zainstalowanego w bunkrze telefonu, ale nie uslyszal nawet sygnalu. Mogl podejsc na grzbiet wzgorza, skad widac bylo baze, ale to by oznaczalo, ze zostawi Cally sama. Poza tym wychodzenie z bunkra, kiedy wokolo lataja atomowki, nie jest najrozsadniejszym wyjsciem. W koncu postanowil poczekac, az cos sie wyklaruje.
— Zostajemy tutaj — powiedzial, wyciagajac z szafki racje polowa. — Jutro zjemy pieczona szynke z serem.
— Aha — usmiechnela sie. szeroko Cally — bo jutro tez jest dzien. — Spojrzala na swoja racje i skrzywila sie. — Zamienmy sie.
— Pruitt, uruchamiaj dzialo, ALE JUZ!
Major Robert Mitchell wsunal sie na fotel dowodcy i zapinajac pasy, zaczal najszybciej jak mogl wszystko wlaczac.
— Alez, sir! — zaprotestowal dzialonowy. — W tym odcinku Bun-Bun traci pamiec i trafia w rece tych dzieciakow, ktore mysla…
SheVa Dziewiec — nieoficjalnie zwana Bun-Bun — nie bez powodu miala wymalowanego na przednim pancerzu wysokiego na dwa pietra bialo-brazowego, klapouchego krolika z nozem sprezynowym w lapce. Wytlumaczenie nowemu dowodcy przyczyny powstania malowidla oraz hasla „Zabawmy sie, Posleenie!” zabralo kilka godzin. W koncu major przeczytal komiks, dal sie wciagnac i niechetnie wyrazil zgode. W niektorych korpusach takie malowidla byly dozwolone, w innych nie, trzeba wiec bylo przekonac sie, jaki jest miejscowy dowodca. Jak sie okazalo, zaloga Bun-Buna nie zdazyla nawet zameldowac sie u niego, kiedy gowno wpadlo w wentylator.
— BEZ GADANIA, Pruitt! — wrzasnal major. — Laduj! Czternastka jest pod ostrzalem! Nie wiem, co to za…
— Majorze! — zawolala chorazy Indy, wyskakujac z wlazu naprawczego. — Nie wolno ruszac gasienic!
— Dlaczego nie? Schmoo, jak tam rozruch?
— Wlasnie odpalam, sir — odkrzyknal szeregowy Reeves, Byl tlusty, blady i troche wolno myslal, stad jego ksywa. Sprawdzal sie jednak bardzo dobrze jako kierowca SheVy. W trzewiach czolgu zagrzmial uruchamiany silnik.
— Nie mam sygnalu! — zawolal Pruitt. — Czujniki nie dzialaja! To pewnie kamuflaz. O rany! Duzy impuls elektromagnetyczny! Gorszy niz Bun-Bun bez Slonecznego Patrolu).
— Zrzucic kamuflaz! — rozkazal major Mitchell. — Lidar na sterowanie reczne!
— Sir! — zaprotestowala rozpaczliwie chorazy. — Wlasnie probuje panu powiedziec, ze piana maskujaca jeszcze nie zastygla. Dopoki nie zastygnie, jest… plastyczna. Jesli zaklei sensory, bedziemy mogli pozegnac sie z systemem namierzania, dopoki nie sciagniemy ekipy COMTAC z duza iloscia rozpuszczalnika. Wylaczylam sensory recznie ze wzgledow bezpieczenstwa.
— Jasna cholera — zaklal Mitchell. Na monitorze widzial dane z sekcji rozpoznania korpusu, wciaz znajdujacej sie daleko na tylach. Sekcja z kolei dostawala informacje z sieci rozmieszczonych przed ich pozycjami sensorow i od niedobitkow z Muru. Major widzial wlewajaca sie do doliny pierwsza fale Posleenow. Za nimi lecialy C-Deki i Minogi.
— Mamy powazny problem. Czekam na propozycje, panno Indy.
— Pewnie mozemy ruszyc gasienice — odparla chorazy z zrozpaczonym wyrazem twarzy. — Kiedy piana zastygnie, gasienice ja polamia. To samo z obracaniem wiezy. Ale dopoki to swinstwo nie zakrzepnie, nie mozemy korzystac z automatyki. Mozliwe tez, ze zablokuje nam sie lufa, tak ze nie bedziemy mogli jej podnosic ani opuszczac.
— W takim razie co robimy, panno Indy? — spytal cierpliwie Mitchell.
— Musimy uniknac poruszania sensorow i dziala przez mniej wiecej dwadziescia minut — odparla mechanik. — Zreszta i tak mamy awarie lacz kontroli dziala; wlasnie nad tym pracuje.
— Mamy w ogole jakis rozpuszczalnik? — spytal Mitchell.
— Mam kilka dwudziestolitrowych baniakow — przyznala Indy — ale trzeba by wyjsc na gore i polac anteny. Nic sadza, zebym dala rade wszystko oczyscic. Musimy albo poczekac, az zastygnie, albo znalezc jakas stacje zaopatrzeniowa, ktora obleje nas benzyna!
— Pruitt, pomoz chorazemu — powiedzial major. — Ale najpierw zaladuj pocisk do rury. Schmoo, spadamy stad!
— Tak jest, sir! — odparl szeregowy, uruchamiajac gasienice. — Spieniona, rozpieprzona, rozbrojona SheVa wynosi sie z Dodge!
— Mam wyjsc na gora, kiedy jedziemy? — spytal dzialonowy.
— Mam nadzieje, ze nie — odpowiedzial major, wlaczajac mikrofon, zeby wezwac oddzialy wsparcia. — Ale jesli tak, wyobraz sobie, ze to nastepna przygoda Torga i Riffa.
Po chwili zaczal szukac czestotliwosci ciezarowek amunicyjnych Czternastki. Gdyby udalo im sie przezyc, beda potrzebowac wiecej niz osmiu przeladowan.
— Ale ona wyglada bardziej jak Zoe, sir — wzruszyl ramionami dzialonowy, uruchamiajac ladowanie pierwszego pocisku. — Zreszta nie tylko ja uwazam, ze to dziwne nazywac ja panna Indy.
— Pruitt, zamknij sie i pomoz jej. — Major pokrecil glowa i znow spojrzal na ekran. Ladowniki, nie napotykajac zadnych przeszkod, lecialy, aby zdlawic opor w calej dolinie. — Co sie jeszcze dzisiaj popieprzy?
— Co jeszcze dzisiaj sie popieprzy? — spytal Orostan, patrzac na atomowy grzyb rosnacy nad dolina. — Pacalostal, melduj!
— Pacalostal chyba juz nigdy niczego nie zamelduje, oolt’ondai — powiedzial Cholosta’an. — Podejrzewam, ze wiekszosc tenarali zostala zniszczona.
— Thrah nah toll! — zaklal Orostan. — Na Demony Nieba i Ognia, jak ja nienawidze ludzi!
— Och, nie jest az tak zle — powiedzial spokojnie Cholosta’an. — Stracilismy tylko dwa okrety, a Mur runal i usunelismy z drogi wiekszosc ludzkich sil. Moze ten wybuch tylko wszystko przyspieszy.
— Tenarale mialy byc uzyte przeciwko metalowym threshkreen — warknal Orostan.
— Zajmiemy sie nimi, kiedy przyjdzie pora. — Cholosta’an z rezygnacja klapnal grzebieniem.
— Masz racje. Trudno. Do wszystkich okretow: kierunek — dolina Gap. Czas na druga faze.
25
