sie to wszystko nie podoba…
— Mnie tez nie, sierzancie — odparl Homer. — Normalnie ktos wsparlby korpus, ale w tym rejonie… — Wzruszyl ramionami. — Do tego dochodzi fakt, ze Posleeni na calej dlugosci frontu wschodniego nacieraja na wszystkie przelecze, doliny i drogi. Wdarli sie nawet do Shenandoah miedzy Roanoke i Front Royal. Spodziewam sie nastepnych najazdow. Nie bylbym zaskoczony, gdybysmy stracili w tej kampanii wiecej niz jedno Podmiescie; nigdy dotad nie odpieralismy tak zmasowanego ataku wszystkich sil.
— To… niedobrze — powiedzial Mosovich. — W Shenandoah mamy miedzy innymi sporo przemyslu, prawda?
— Tak, to niedobrze — zgodzil sie Homer. — W tamtym rejonie sa trzy SheVy, ale niestety wszystkie na etapie montazu i nie uzbrojone. Jesli je stracimy, cztery miesiace produkcji pojda psu w dupe. Niech pan robi to, co uzna za stosowne, sierzancie. Jesli bedzie mi pan potrzebny, odezwe sie.
— Czy moge spytac, co pan zamierza, sir? — spytal Mosovich z pozorna obojetnoscia. — To znaczy w naszym rejonie.
— Prawdopodobnie sprobuje zatkac dziure. Dowodztwo Wschod przesuwa jednostki, zeby pozamykac drogi wychodzace z waszego rejonu. Na wschod od Knoxville jest jedna dywizja, ktora wlasnie sie rozmieszcza. Ale prawda jest taka, ze Gap jest jak dno leja: kiedy JUZ sie z niego wyjdzie, mozna isc w kazda, strone. Zamkniecie wszystkich drog przy takiej masie Posleenow nie bedzie latwe.
— Zatkanie dziury bedzie… trudne, sir — powiedzial Mosovich, krecac glowa. — Ktokolwiek tu jest, zostanie zaatakowany jednoczesnie ze wszystkich stron. W Georgii jest prawdopodobnie wciaz ponad piec milionow Posleenow, probujacych wedrzec sie tu na gore, za nimi prawie milion, a w powietrzu sa ladowniki… Niemal kazdy, kogo wystawicie, wyparuje jak flegma na goracej blasze. Z calym szacunkiem, sir.
— Ma pan racje, sierzancie — usmiechnal sie sztywno Homer. — Niemal kazdy.
26
Mike otworzyl nastepny e-mail. Ten byl od Michelle, jego mlodszej corki. Wiadomosc natychmiast rozblysla na hologramie. Michelle zostala ewakuowana z Ziemi wraz z ponad czterema milionami krewnych zolnierzy Floty z roznych krajow. Zrobiono to podobno po to, aby personel Floty nie martwil sie o bezpieczenstwo swoich dzieci. Poniewaz jednak z kazdej rodziny zabrano tylko jedno dziecko, w rzeczywistosci chodzilo o stworzenie puli genow na wypadek, gdyby stracono Ziemie. Kiedy Mike byl w wyjatkowo cynicznym nastroju, zastanawial sie, czy krewni nie mieli tez byc zakladnikami majacymi zapewnic posluszenstwo Floty. Praktycznie kazdy zolnierz mial przynajmniej jedno dziecko na wychowaniu u Indowy; Darhelom latwo byloby w razie koniecznosci spowodowac jakis „wypadek”.
Michelle przysylala mu list raz na tydzien. W ciagu ostatniego roku listy stawaly sie coraz bardziej ozieble. Michelle nie byla na niego zla, wydawala sie po prostu… wyprana z uczuc. Zaczynalo go to niepokoic i pragnal poruszyc ten temat, doszedl jednak do wniosku, ze i tak nic nie poradzi, bedac oddalony od corki o osiemdziesiat cztery lata swietlne.
Michelle miala ciemne wlosy i nos najwyrazniej po ojcu. Nie liczac jednak nosa, zac2ynala przypominac sobowtora Sharon O’Neal, wlacznie z glosem. Mike’owi czasami z trudem przychodzilo pamietac, ze rozmawia ze swoja corka. Sharon niekiedy przybierala ten sam chlodny, pelen dystansu ton.
— Dzien dobry, tato — zaczela Michelle, skinawszy lekko glowa. — W tym tygodniu sa cztery interesujace sprawy…
Ubierala sie juz na modle Indowy; ich codzienna szata przypominala troche maoistowski mundurek. Jej stroj oraz bezbarwny ton wypowiedzi sprawialy, ze Mike mial wrazenie, iz slucha kiepsko zaprojektowanego robota; Michelle moglaby wkladac wiecej uczucia w te swoje listy. Indowy byli rasa az do bolu pozbawiona indywidualnosci. Poswiecenie sie dla zbiorowosci bylo dla nich prawie religia, i to wlasnie ich wplyw sprawial, ze corka Mike’a stawala sie tak odlegla, tak… obca.
Uswiadomil sobie, ze nie slucha, co ona mowi, i puscil nagranie od poczatku. Skomentowala wiadomosci z Ziemi, zreferowala ostateczna bitwe o Irmansul — Mike mial na ten temat lepsze niz ona raporty w swoim przekazniku — i dyskusje wokol awansu jakiegos Indowy, ktorego nazwisko nic mu nie mowilo. Czasami myslal, ze jako honorowy wladca Indowy w randze ksiecia czy arcyksiecia powinien bardziej interesowac sie ich spoleczenstwem. Z drugiej jednak strony najwiecej uwagi poswiecal ostatnio obmyslaniu nowych sposobow zabijania Posleenow.
Uswiadomil sobie, ze znow odplynal gdzies myslami i przegapil cos waznego; Michelle przez chwile byla niemal ozywiona…
Mike obejrzal ten fragment nagrania dwa razy. Wiedzial w przyblizeniu, o czym mowila corka, ale konkretow nie potrafil pojac. Jednym z problemow z GalTechem bylo to, ze technicy Indowy musieli wszystko produkowac na zamowienie, pod konkretnego odbiorce. Ludzie tacy jak O’Neal, majacy pewne doswiadczenie, mowili o tej technice per „modly”, ale tak naprawde chodzilo o to, ze Indowy zajmowali sie mikroprodukcja na poziomie atomu od doslownie tysiecy lat i w procesie produkcyjnym wykorzystywali roje nanitow, ktore atom po atomie konstruowaly materialy zaprzeczajace wszelkim doswiadczeniom materialoznawstwa. Nanity zmuszaly atomy do takich rzeczy, ktorych zaistnienie w przypadku zastosowania innych metod bylo bardzo malo prawdopodobne.
Tego procesu nie mozna bylo kontrolowac nawet najbardziej zaawansowanymi komputerami. Nanitami trzeba bylo sterowac bezposrednim laczem nerwowym. Tak wiec grupa Indowy siadala wokol specjalnych kadzi i… manipulowala nanitami, najpierw wydajac im ogolne instrukcje, a potem udostepniajac im swoje mozgi jako procesory. Dopasowywanie pancerza wymagalo przede wszystkim pozostawania w bezruchu i pewnego rodzaju medytacji nad „dostosowaniem” pancerza do czlowieka; reszta zajmowaly sie nanity i osobowosc zbroi.
Jak rozumial Mike, problem z klasami druga i wyzszymi polegal na tym, ze osoba badz zespol musiala