— Maszynownia?

— Gotowa — powiedziala Indy. — Wszystko gra.

— Kierowca?

— Gotowy — powiedzial Reeves. — Mozemy jechac.

— Dzialonowy?

— Gotowy. — Pruitt wsunal sie na miejsce i zapial pasy. — Bun-Bun gotowy skopac Posleenom tylki.

Mitchell wlaczyl ekrany stanowiska dowodcy.

— Zrzucic kamuflaz, zobaczmy, co my tu mamy.

* * *

— Tulo’stenaloorze, umocnienia zniszczone, a ludzie uciekaja — powiedzial Orostan. — Kompanie wsparcia zaczely zbierac thresh i bron, ktora da sie odzyskac.

To byla kolejna innowacja. Normalnie kazdy kessentai kazalby swoim silom zbierac lupy w marszu. Tulo’stenaloor polozyl temu kres. Niezaleznie od tego, jak sprawnie dany oddzial to robil, zawsze spowalnial reszte. Jednostki przechodzace przez Gap musialy maszerowac w stalym, rownym tempie, a nie zatrzymywac sie na zbieranie lupow. Dlatego do oczyszczenia pobojowiska wyznaczono specjalne oddzialy pod dowodztwem cosslainow i kenstainow.

— Przemarsz przez przejscie idzie dobrze. Ruszamy w strone nastepnego celu.

— Zgoda — powiedzial przez komunikator Tulo’stenaloor. — Poszlo bardzo dobrze.

— Strata wiekszosci tenarali i dwoch okretow to „bardzo dobrze”? — zaprotestowal Orostan.

Tulo’stenaloor machnal z rozbawieniem grzebieniem.

— Wciaz zapominam, ze nigdy dotad nie walczyles z ludzmi. Poszlo, latwo. Boj sie tego, co czeka na nas w glebi doliny. Metalowi threshkreen niedlugo tu beda, jestem tego pewien. A inni ludzie beda po drodze naprzykrzac sie nam na rozne sposoby. Zignoruj ich, trzymaj sie wyznaczonego zadania i nie przejmuj sie napotykanym oporem.

— Bede to mial na uwadze — powiedzial Orostan, rozkazujac za posrednictwem monitora komunikacyjnego wyruszyc w glab doliny. — Tak czy inaczej, zwyciestwo mamy juz w rekach.

— O tak — stwierdzil Tulo’stenaloor. — Mamy. Nic nas juz nie powstrzyma.

* * *

— Mam szesc ladownikow, sir — zawolal Pruitt. — Piec Minogow, jeden C-Dek. Nie wiem, gdzie jest reszta.

, To mial byc jego pierwszy „prawdziwy” strzal. Strzelal juz w symulatorze w Roanoke, ale powiedziano mu, ze z prawdziwymi pociskami i SheVami bedzie inaczej. Samobiezne dziala, przy calej swojej olbrzymiej masie, sa o wiele wrazliwsze na wstrzasy wystrzalow.

— Pewnie na ziemi — powiedzial major Mitchell, zaznaczajac na monitorze odpowiednie cele. — Zdejmij tego i tego — powiedzial, podswietlajac je. — A potem wynosimy sie z Dodge.

— Tak jest, sir — powiedzial Pruitt i wycelowal dzialo w C-Deka wiszacego niemal bezposrednio nad dawnym Mountain City. Byl zdenerwowany. Za chwile 2robia z siebie jeden wielki cel, a los SheVa Czternascie udowodnil az nazbyt dobitnie, ze nie sa niesmiertelni. Pozostanie przy zyciu bedzie zalezec od tego, czy trafia w te cholerne manewrujace okrety, a to nie bylo latwe. Na dodatek to byl jego pierwszy prawdziwy strzal. Dlatego kiedy czekal prawie sekunde, az C-Dek rozblysnie zielona obwodka, mial wyschniete usta i spocone dlonie. Ale robil, co do niego nalezalo, i zamierzal, na Boga, pokazac tym draniom, ze przybyl Bun-Bun.

— CEL!

— Potwierdzam!

— POSZLO! — zawolal dzialonowy i wdusil spust. Efekt przypominal wrazenie siedzenia w wielkim dzwonie, w ktory wlasnie uderzyl jakis olbrzym. Centrum dowodzenia bylo solidnie wygluszone, ale strzal spowodowal nie tyle dzwiek, co jakas przepotezna obecnosc, ktora rozeszla sie po cialach zalogi i wstrzasnela olbrzymim czolgiem jak domkiem z kart. To bylo najbardziej przytlaczajace, przerazajace i podniecajace uczucie, jakiego Pruitt kiedykolwiek doswiadczyl; uczucie, ze panuje nad Siwa, Bogiem Zniszczenia.

— Trafiony! — zawolal major Mitchell, kiedy jeden z ladownikow zatrzymal sie w miejscu i spadl jak kamien. Za kilka lat, kiedy ostygnie, bedzie z niego ladny pomnik. Teraz major umiescil kolko celownika na Minogu nad zachodnia dolina. — Drugi cel!

— CEL!

— Potwierdzam!

— POSZLO!

* * *

Cally schylila sie i zawrocila. Korytarz byl wydrazony w samym sercu wzniesienia za domostwem O’Nealow. Kiedy pierwszy Michael O’Neal osiadl na tych wzgorzach, byl tylko jednym z wielu poszukiwaczy ogarnietych goraczka zlota. Szybko jednak doszedl do wniosku, ze moze wiecej zarobic, sprzedajac bimber innym gornikom niz kopiac, i ze posiadanie tajnej drogi ucieczki przed agentami urzedu podatkowego bardzo sie oplaca.

Kolejne pokolenia wziely sobie do serca lekcje pierwszego Michaela O’Neala i raz na jakis czas ulepszaly owa tajna droge ucieczki, wydluzaly ja i wyposazaly. Jeden tunel prowadzil do szybu kopalni, stanowiacego centrum kompleksu, drugi korytarz prowadzil z powrotem do domu, do piwnicy, a trzy inne do roznych wyjsc.

Podczas zimnej wojny szyb przerobiono na prawdziwy schron przeciwatomowy, zastepujac oryginalne drewniane stemple solidnymi stalowymi. Byl w stanie wytrzymac niedaleka eksplozje atomowa. Schron zostal wyposazony w odnawiane co jakis czas zapasy, ktore starczylyby na trzy lata niemal zupelnego odciecia od swiata.

Cally otworzyla wewnetrzne drzwi do szybu i obejrzala sie za siebie.

— Pospiesz sie, dziadku! — zawolala.

— Gotowe — odkrzyknal. — Juz ide… — I nagle swiat rozblysnal biela.

* * *

— JASNA CHOLERA! — krzyknal Pruitt, kiedy wszystkie ekrany poczernialy, a potem zamigotaly i znow ozyly. — Co to jest, do cholery?!

Nad zachodnia dolina Gap unosil sie olbrzymi grzyb eksplozji, a wszedzie dookola wybuchaly pozary. Zasieg zniszczen byl wiekszy niz po wybuchu SheVy, a ladownikow wcale nie bylo widac.

— Trafienie totalne! — zawolal major Mitchell. — Wynosimy sie stad, Schmoo!

— Jak to sie, do cholery, stalo, sir? — spytal Pruitt, kiedy doszla do nich fala uderzeniowa. — No, niezle!

— Posleenskie okrety uzywaja antymaterii jako zrodla energii — powiedziala Indy. — Pewnie udalo ci sie trafic w ich zbiornik paliwa. Widzialam schematy; ciezko je trafic, a jeszcze trudniej przebic. Gratulacje. Impuls elektromagnetyczny zniszczyl mi czesc systemow, ale to nic powaznego; wiekszosc naszego sprzetu jest wytrzymala, a impuls nie byl znow tak mocny.

— Jeszcze pare takich strzalow i w ogole nie bedziemy musieli martwic sie o ladowniki! — powiedzial Pruitt, poklepujac swoj panel kontrolny. — Dobry Bun-Bun, dobry krolik. ANTYMATERIA WAM W RYJ, POSLEENIAKJ!

* * *

Orostan z jezyl grzebien i wrzasnal, kiedy fala uderzeniowa zakolysala jego C-Dekiem.

— SKAD ON SIE TAM WZIAL?!

— Musialy byc dwa — powiedzial Cholosta’an, opuszczajac z rezygnacja grzebien. — Dobrze, ze bylismy na ziemi.

— ESTUUU! — krzyknal rozwscieczony oolt’ondai.

Вы читаете Taniec z diablem
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату