Glowny schron byl nietkniety i swiatlo wciaz sie palilo, ale to byly jedyne pozytywne strony sytuacji. Tunele prowadzace do bunkra i do domu zawalily sie; glowny byl jednak caly, podobnie jak dwa wychodzace korytarze. Ciekawe, jak dlugo tu lezala. Pomacala glowe; na czole rosl jej juz spory guz. Zegarek zatrzymal sie albo od impulsu elektromagnetycznego, albo od wstrzasu, zreszta Cally nie byla pewna, o ktorej schowali sie w bunkrze.
Przypomniala sobie, ze Papa O’Neala mowil jej na temat broni atomowej i tego, co robic w przypadku jej uzycia. Niestety wyklad odbyl sie kilka lat temu i Cally nie miala pojecia, gdzie szukac licznika Geigera ani jak go uzywac.
Przypomniala sobie, ze ludzie wytrzymywali wybuch atomowy lepiej niz budynki — chodzilo o cos zwiazanego z falami cisnienia — a to oznaczalo, ze dziadek moze jeszcze zyc. O ile nie zabil go walacy sie bunkier.
Dlatego bedzie musiala wydostac sie z glownego tunelu i odszukac dziadka — odkopac go, jesli trzeba — a potem uciekna na wzgorza.
Cally wstala, ale znow musiala usiasc, kiedy ziemia zadygotala od nastepnego nuklearnego wybuchu.
— Moze za chwile.
— Ooo, to musialo bolec! — zawolal Pruitt.
Reeves juz cofal, wiec ogien ladownikow, z wyjatkiem jednego ladunku plazmy, pooral grzbiet wzgorza. Ten jeden ladunek plazmy wbil sie jednak w sam srodek sekcji zasilania SheVy.
— Reaktory dwa i trzy wlasnie sie wylaczyly — zawolala Indy. Odpiela pasy i ruszyla w strone wlazu. — To raczej nie bedzie zadanie dla jednego czlowieka.
— Bardzo zwolnilismy, sir! — krzyknal Reeves. Przesunal dzwignie przepustnicy do oporu, ale SheVa ledwie sie poruszala. — Jedziemy ponizej pietnastu kilometrow na godzine.
— Indy! — wezwal dowodca przez interkom. — Powiedz, ze stac nas na wiecej! W tym tempie ladowniki dogonia nas za pietnascie minut!
— Nie powiem, dopoki nie bede wiedziala, co poszlo! — Chorazy zsunela sie po drabince i odbijajac sie od scian, pobiegla w strone reaktora, lapiac po drodze licznik Geigera. — Wlasnie stracilismy polowe mocy, szybciej juz nie bedzie.
— Niech to szlag — mruknal major. — Pruitt, masz potwierdzenie.
— Co? — zawolal dzialonowy.
— Ide do reaktorow — odparl dowodca. — Chyba dasz sobie rade z identyfikacja.
— Tak jest, sir. — Dzialonowy przelknal nerwowo sline. — Dawaj, Schmoo, znajdz nam nastepna pozycje do strzalu.
— Jest jedna pod Fulchertown. — Kierowca sprawdzil mape. — Ale bedziemy musieli przejechac przez kilka domow.
— Boisz sie, ze ci wejda w gasienice? — spytal z sarkazmem dzialonowy.
— Nie… Po prostu… — Schmoo obejrzal sie przez ramie. — Niewazne. Staralem sie trzymac lasow, zeby nikogo nie przejechac.
— Jezeli ktos tu jeszcze jest, to zasluzyl sobie na to, zeby go przejechac.
Mitchell machnal dlonia przed twarza, wchodzac do pomieszczenia reaktora. Wszedzie bylo pelno dymu i pary, a powietrze cuchnelo ozonem.
— Indy!
— Tutaj, sir — zawolala z lewej strony chorazy. Pomieszczenie zajmowaly cztery turbinowe generatory; mniejsze reaktory byly ledwie widoczne pod scianami. Mitchell znal sie na napedach abramsow, odrzutowych silnikach, ktore potrafily rozpedzic czolg do stu kilometrow na godzine, i wiedzial, ze moc zawarta w tym pomieszczeniu wystarczylaby do zasilenia stutysiecznego miasta. Swiadomosc, ze teraz starczy tylko do rozpedzenia SheVy do trzydziestu kilometrow na godzine na plaskim terenie, byla jak wiadro zimnej wody.
— Co tam masz? — spytal. — Polecimy?
— Nie, sir — odkrzyknela chorazy, wreczajac mu koncowke grubego kabla. — Strzal minal reaktory i turbiny, dzieki Bogu, bo inaczej moglibysmy juz wsiadac w abramsa i uciekac. Ale poszedl nam transformator i jeden z obwodow zasilajacych, tak ze nawet gdybysmy mieli zapasowy transformator, nie mialby zasilania. Reaktor od razu sie wylaczyl.
— Wiec co robimy? — spytal dowodca.
— Pan potrzyma zapasowy kabel zasilajacy — powiedziala zartobliwie chorazy — a ja biore duzy klucz. A potem razem wymienimy obwod i zrestartujemy reaktory.
— Ile to potrwa?
— Dziesiec minut, maks pietnascie — odparla, podchodzac do miejsca, gdzie laczyly sie zasilacze turbiny. Zalozyla klucz na leb sruby w miejscu, gdzie wychodzil kabel, a potem, nie mogac jej odkrecic, zdjela klucz i kilka razy nim walnela, az stopiona plastikowa nasadka zeszla.
— Dobrze, ze nie trafili w reaktory.
— Jasne — zasmial sie dowodca. — Albo w gasienice. Wolalbym nie zrzucac gasienicy z tego potwora.
— O, to zaden problem, wzywa sie tylko zespol CONTAC — powiedziala chorazy, obluzowujac srube. — Nie bez powodu w zespole naprawczym SheVy jest batalion inzynierow i wielkich dzwigow.
Mitchell rzucil kabel na podloge i zlapal sie wspornika, kiedy czolg zakolysal sie od trafienia. — Oho.
— Dam sobie sama rade — powiedziala Indy, z wysilkiem napierajac na klucz. — Niech pan wraca na gore, sir.
— Na pewno?
— Tak, zrobilabym to z zamknietymi oczami — odparla, wyciagajac srube i wypalony kabel.
Kiedy major wybiegl z pomieszczenia, Indy westchnela i podniosla kabel.
— I pomyslec, ze po to konczylam polibude…
— Latajace czolgi, sir! — krzyknal Pruitt, kiedy dowodca wyskoczyl z wlazu. — Cztery. To zwiad ladownikow. Radar pokazuje, ze wszystkie leca w te strone.
— Cholera — zaklal Mitchell, widzac na wlasnym ekranie klucz tenarali schodzacych do nastepnego lotu koszacego. Latajace czolgi wystrzelily po kilka ladunkow plazmy, ale tylko jeden czy dwa trafily. — Skoncentrowac sie na ladownikach. Reeves, zobacz, co dasz rade zrobic.
— Jedyne, co moge zrobic — powiedzial kierowca — to wjechac miedzy wzgorza, bo jestesmy raczej duzym celem.
— Czy tylko mi sie wydaje, czy oni trzymaja sie na dystans? — spytal Pruitt, kiedy SheVa z loskotem wypadla na plaski teren. — Uuups. CEL! Minog! Pietnascie klikow!
Dotarcie do trzeciego punktu ostrzalu wymagalo okrazenia gory. Jak dotad SheVa byla oslonieta przez okoliczne wzgorza, ale ostatni manewr, wyjatkowo powolny, wyniosl ja na otwarta przestrzen.
Pruitt byl na to przygotowany. Trzymal dzialo wycelowane na poludnie, w strone nadlatujacych ladownikow. Na szczescie posleenskie okrety lecialy w slimaczym tempie tuz nad ziemia i nie zdolaly zblizyc sie bardziej niz w ostatnich dwoch starciach. Ale niestety bylo ich coraz wiecej.
— POTWIERDZAM! — zawolal major Mitchell, wskakujac na swoje miejsce.
— POSZLO! — wrzasnal dzialonowy, obracajac wieze w strone nastepnego celu.
— Tak! — krzyknal Mitchell. — Trafiony, zatopiony, Pruitt! Detonacja zrodla mocy Minoga nie byla tak potezna jak pierwsze zestrzelenie, ale mimo to calkiem widowiskowa.
— CEL! — zawolal Pruitt. — C-Dek! Pietnascie klikow!
— POTWIERDZAM! — zawolal Mitchell.
Pruitt wystrzelil w chwili, kiedy dodekaedr skryl sie za grzbietem wzgorza.