— Za minute nie bedziesz w ogole wygladac — odparl. — Zdejmij klapke bezpieczenstwa na pasie i przesun przelacznik.

Pancho zdjela mala plastikowa klapke i dotknela przelacznika.

— I co teraz?

— Poczekaj pietnascie sekund. Pancho poczekala.

— Dobrze, co teraz?

Z usmieszkiem zadowolenia Walton rzekl:

— Pomachaj reka przed oczami. Pancho uniosla dlon i doznala szoku. — Nie widze jej!

— Otoz to. Jestes niewidzialna.

— Naprawde?

— Widzisz siebie?

Nie widziala. Ramiona, nogi, obute stopy: czula je jak zwykle, ale nie widziala ich.

— Masz w tej szafce duze lustro? — spytala podekscytowana.

— A po co, u licha, mialbym tam miec lustro?

— Bo chce zobaczyc, jak wygladam!

— Na litosc, Pancho, nie wygladasz! Jestes calkiem niewidzialna.

Pancho zasmiala sie z zadowoleniem. Juz podjela decyzje: pozyczy sobie niewidzialny kombinezon Ike’a. Oczywiscie, nie informujac go o tym.

Centrum badawcze Trustu Humphriesa.

Zakryta od stop do glow kombinezonem maskujacym, Pancho powoli, cicho pelzla korytarzem domu Martina Humphriesa. Przyszla tam z Amanda — choc ta wcale o tym nie wiedziala.

Przez cale tygodnie Pancho marzyla o tym, zeby poszperac w domu Humphriesa. Facet byl tak nieprzyzwoicie bogaty, niesamowicie wplywowy i pewny siebie, ze musial miec pelno brudu za paznokciami. Moze uda jej sie znalezc cos, co pomoze Danowi. A moze cos, na czym ona skorzysta. A moze wlamanie sie do domu Humphriesa bedzie po prostu niezla rozrywka, milym przerywnikiem w niekonczacych sie godzinach, jakie ona i Mandy spedzaly na nauce. Poza tym fajnie bedzie zobaczyc Humpera bez tego bezczelnego usmieszku na twarzy.

Pozyczyla wiec kombinezon z szafki Waltona juz nastepnego dnia rano. Pancho poszla spac, nie mogac sie zdecydowac, czy prosic Ike’a o pozwolenie. Obudzila sie z przekonaniem, ze im mniej Ike bedzie wiedzial, tym lepiej dla ich obojga. Z torba na zakupy przewieszona przez ramie, zamiast udac sie z Mandy do pracy, poszla do katakumb, po czym skrecila w zakurzony, rzadko uzywany korytarz, gdzie Walton przechowywal kombinezon. Przypomniala sobie odglosy wydawane przez elektroniczna klodke i bezblednie wklepala kod.

Czujac na sobie spojrzenie malutkiego czerwonego oka kamery na suficie, na dalekim koncu korytarza, Pancho szybko wrzucila kombinezon do torby na zakupy. Ochrona nie moze przeciez caly czas gapic sie we wszystkie monitory, powiedziala sobie w duchu. Poza tym, jesli nawet ktos patrzy, to nie robie nic takiego, co wymagaloby wszczecia alarmu.

Pancho wrocila nastepnie do kwatery. Amanda byla juz w pracy, zajeta symulacjami; Pancho miala cale mieszkanie dla siebie. Natychmiast zaczela wciagac kombinezon.

Kiedy juz miala go na sobie, i zobaczyla w wielkim lustrze w sypialni, ze jest naprawde niewidzialna, zaczela testowac kombinezon. Powoli, ostroznie spacerowala po korytarzach Selene, ostroznie przeslizgujac sie miedzy pieszymi. Od czas do czasu ktos patrzyl w jej strone, jakby cos zobaczyl katem oka. Odbicie ukosne swiatel sufitu, pomyslala, moment nieuniknionego mrugniecia nanokamer i projektorow. Nikt naprawde jej nie widzial; przemykala przez tlum jak duch.

Spedzila caly dzien spacerujac po Selene, nabywajac pewnosci, ze kombinezon rzeczywiscie dziala, a ona potrafi go uzywac. Pasowal na nia idealnie, z wyjatkiem butow, ktore byly zrobione na rozmiar Ike’a. Rozwiazala ten problem, upychajac w butach skarpetki. Nie byly specjalnie wygodne, ale dalo sie w nich chodzic.

Dla zabawy ukradla sojaburgera z lady baru przy Grand Plaza, kiedy nie bylo tam nikogo poza tepym robotem. Szybko jednak uswiadomila sobie, ze jesli ktos zobaczy unoszacego sie w powietrzu sojaburgera, narobi rabanu, wiec szybko wyrzucila go do kosza na smieci, zanim ktokolwiek cos zauwazyl.

Kolo poludnia Pancho wrocila na chwile do ich kwatery, zdjela kombinezon i zjadla szybki posilek. Byla bardzo glodna. Czlowiek robi sie strasznie glodny, jak jest niewidzialny, zazartowala w duchu. Zanim Amanda wrocila z pracy i zaczela sie ubierac przed kolacja z Humphriesem, Pancho zdazyla juz ponownie wlozyc kombinezon i czekala, az Amanda skonczy sie pindrzyc i wyjdzie.

Czapka-niewidka, pomyslala Pancho, jadac ruchomymi schodami pare krokow przed Amanda, na najnizszy poziom Selene.

Jak oni nazywali te smieszne stroje torreadorow? Stroje swiatla, przypomniala sobie. Coz, mam na sobie stroj ciemnosci. Czap-ke-niewidke.

Musiala trzymac sie na odpowiednia odleglosc od wszystkich. Gdyby ktos na nia wpadl, zorientowaliby sie, ze tu jest, bez wzgledu na to, czy jest niewidzialna, czy nie. Pancho cieszyla sie, ze do Selene nie wolno wwozic zwierzat — pies szybko by ja wyweszyl.

Im nizej, tym mniej ludzi tloczylo sie na schodach. Zjezdzajac na ostatni poziom, byly na schodach same, ona i Amanda. Na samym dole poczekala na kolezanke i zaczela isc krok za nia. Mandy szla na kolacyjke z Humphriesem. Mysla, ze beda sami. Pancho usmiechnela sie do siebie. Jesli Humphries sprobuje czegos, co Mandy sie nie spodoba, rozwale mu leb. Zostane jej aniolem strozem. Zaczela sie zastanawiac, jak daleko Mandy chce sie posunac w ukladzie z Humphriesem — na ile moze sie z nim podroczyc, nie pakujac sie w prawdziwe klopoty. Coz, wzruszyla ramionami, Mandy jest dorosla, wie, co robi. A przynajmniej powinna.

Mandy wygladala jak ksiezniczka z bajki w blekitnej sukience z krotkimi rekawami i marszczona spodnica do kolan. Raczej skromnie, ocenila Pancho, choc tak naprawde Amanda nie mogla wygladac skromnie. A przynajmniej nie w oczach Humphriesa. Pancho nie przypominala sobie tej sukienki; Amanda musiala ja kupic w ktoryms ze sklepow Selene. Wszystko tu kosztowalo majatek, z wyjatkiem rzeczy wyprodukowanych na Ksiezycu. Czy Humphries kupuje jej ciuchy? Bizuterii jej nie dawal, tego Pancho byla pewna. Mandy pochwalilaby sie.

Amanda przemierzyla cala dlugosc korytarza, do groty, gdzie znajdowal sie dom Humphriesa i ogrod eksperymentalny. Pancho przesliznela sie za nia, prawie dotykajac dloni Humphriesa, gdy ten zamykal drzwi. Jesli Humper cos poczul, nie dal tego po sobie poznac. Pancho znalazla sie w srodku, a on tego nie zauwazyl.

Gdy Humphries poprowadzil Amande do baru, Pancho stala nieruchomo w foyer. Facet taki jak Humphries na pewno mial w domu najnowszy system alarmowy. Fakt, ze dom znajdowal sie w Selene, nie mial znaczenia; Humphries na pewno upieralby sie przy najlepszych zabezpieczeniach. Moze i dawal wolny wieczor ludzkiej sluzbie, kiedy przyjmowal swoje panienki, ale alarmu z pewnoscia nie wylaczal. Najwiekszym zmartwieniem byly czujniki ruchu. Humphries na pewno nie zostawil zadnych wlaczonych w mieszkalnej czesci domu, ale biura to zupelnie inna rzecz. Widziala stad dlugi, wielki salon i korytarz prowadzacy do eleganckiej jadalni, a dalej do biblioteki z barem. W tym kierunku udali sie Amanda i Humphries.

Po drugiej stronie foyer znajdowaly sie zamkniete drzwi. Pancho przypuszczala, ze prowadza do biur i laboratoriow uzywanych przez ekologow. Czy tam moga byc wlaczone czujniki ruchu? Pewnie nie, ale jesli sa…

Musi byc jakies centralne sterowanie systemem zabezpieczen. Pewnie w sypialni Humphriesa albo w jego gabinecie. Pancho usmiechnela sie na sama mysl. W tym pokoju na pewno czujniki ruchu sa wylaczone!

Powoli, na palcach, mimo ze pokoje byly wylozone gruba wykladzina, Pancho przemiescila sie na drugie pietro. Sypialnie gospodarza dalo sie znalezc bez trudu: pieknie zakrzywione podwojne drzwi na koncu hallu. Otworzyla je. Zadnych syren alarmowych, zadnych klaksonow. Alarm moze byc bezglosny, pomyslala, ale skoro dal dzis sluzbie wychodne na cala noc, bedzie musial przyjsc tu sam, a z tym sobie poradze.

Pokoj byl olbrzymi, a lozko Humphriesa wielkie jak kort tenisowy. Pomiesci cale stadko dopingujacych panienek, pomyslala. Pewnie nie raz miescilo.

Przez polotwarte drzwi dojrzala komputer, z wygaszaczem ekranu ukazujacym akt kobiecy namalowany przez kogos ze starych mistrzow. Gdy Pancho ostroznie zblizyla sie do drzwi i otworzyla je, obraz na ekranie znikl i pojawila sie kolejna naga kobieta. Ach, powiedziala sobie w duchu, wielbiciel sztuki.

Pancho usiadla przy biurku i zobaczyla, ze komputer ma przypieta klawiature. Ostroznie wdusila klawisz ENTER. Dziela sztuki znikly i rozlegl sie cieply kobiecy glos:

— Dobry wieczor, panie Humphries. Jest dwudziesta dwanascie. Jestem gotowa do pracy.

Krzywiac sie, Pancho przykrecila potencjometr glosnosci na zero. Do licha, on nie ma tu zadnych

Вы читаете Urwisko
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату