zabezpieczen. Wyobrazila sobie Humphriesa przy komputerze, zbyt niecierpliwego, by wpisywac jakies kody i wylaczac zabezpieczenia. W koncu kto bylby na tyle odwazny, zeby wlamywac sie do jego domu? Do jego wlasnej sypialni?
Usmiechajac sie od ucha do ucha, Pancho zaczela przeszukiwac pliki Martina Humphriesa.
Okazalo sie, ze wiekszosc poszczegolnych plikow jest istotnie zakodowana i nie da sie ich odczytac. Wiec jednak ma jakies zabezpieczenia, uswiadomila sobie. Wiele plikow wymagalo specjalnych slow kluczowych. Jeden nosil nazwe LOZKO. Zaciekawiona Pancho uruchomila go. Ekran sciemnial, a nastepnie pojawily sie na nim slowa: INICJALIZACJA HOLOTANKU. Sekunde pozniej ekran poinformowal o URUCHOMIENIU HOLOTANKU. Potem zszarzal, widoczny byl tylko pasek polecen wideo na dole.
Zdziwiona Pancho zobaczyla jakas niewyrazna plame koloru obijajaca sie w ciemnym ekranie. Odwrocila sie i zobaczyla, ze to, co wygladalo na cylindryczne, szklane dzielo sztuki, zmienilo sie w hologram, wielobarwny, trojwymiarowy film przedstawiajacy Humphriesa nagiego w lozku z jakas kobieta.
A to skurwiel, powiedziala sobie w duchu Pancho. Utrwala swoje zycie seksualne. Ogladala to przez kilka minut. Nie robili niczego niezwyklego albo przerazajacego, jesli o to chodzi, Pancho dotknela wiec przycisku szybkiego przewijania.
Ogladanie Humpera i jego kobiety w przyspieszonym tempie bylo calkiem zabawne. Caly Humper, pomyslala Pancho, ogladajac korowod pieknych nagich kobiet, ktore sie z nim ochoczo zabawialy. Rozpoznala ruda, ktora widziala podczas pierwszej wizyty w domu. Ciekawe, czy wiedzialy, ze je nagrywa, zastanawiala sie.
Po jakichs szesciu amatorskich filmikach Humpera, Pancho poczula znudzenie. Wylaczyla program i wrocila do menu opcji, po czym zajrzala do programu oznaczonego VR — OSOBISTE. Przegladala jeden z plikow przez pare minut, po czym z obrzydzeniem wylaczyla.
Paskudny dran uzywa swoich panienek w charakterze modelek do swoich wirtualnych fantazji, uswiadomila sobie. Jesli nie moze ich do czegos zmusic w prawdziwym zyciu, robi to w swoich wirtualnych erotycznych snach. Okropne!
Potrzasajac glowa z niesmakiem, zdecydowala, ze nie bedzie juz grzebac w zyciu seksualnym Humphriesa i zaczela dobierac sie do innych plikow.
Spojrzala na cyfrowy zegar w rogu ekranu i uswiadomila sobie z przerazeniem, ze minely prawie dwie godziny. To jednak owocnie spedzony czas, pomyslala. Trust Humphriesa placil teraz za pobyt Susan Lane w krionicznym pojemniku, dzieki czemu z ramion Pancho zniklo wielkie brzemie, a w wielomiliardowym budzecie Trustu byla to kwota zupelnie bez znaczenia.
Wiele plikow bylo dla Pancho kompletnie niezrozumialych; niektore skladaly sie z technobelkotu i rownan, wiele z nich dotyczylo manipulacji akcjami i transakcji i byly napisane takim zargonem, ze ich rozszyfrowanie wymagaloby calego sztabu prawnikow. Wszystkie jednak zawieraly procedure pozwalajaca na uzyskanie zdalnego dostepu do plikow. Haslo: Hackensack. Pancho oczywiscie zamierzala skorzystac z okazji.
Musze byc ostrozna, przypomniala sobie. Nie badz zbyt pazerna, bo sie polapie, ze sie do niego wlamujesz. Czlowiek taki, jak Humphries nie zawaha sie przed przylozeniem ci takiego kopa, ze przekroczysz bariere dzwieku. Albo wysle jakichs zbirow, zeby zlozyli ci wizyte i wyrwali rece.
Zadowolona ze swojej pracy Pancho zamknela komputer i wyszla z gabinetu, pamietajac o tym, zeby zostawic drzwi uchylone dokladnie w taki sposob, jak je zastala. Schodzac na dol zastanawiala sie, czy Mandy i Humphries nadal siedza przy kolacji, skoro uplynelo juz tyle czasu.
Siedzieli. Zagladajac do jadalni, Pancho zobaczyla resztki jakiegos wymyslnego deseru topniejace na talerzach i oproznione do polowy kieliszki z szampanem, w ktorym lsnily babelki, polyskujac w delikatnym swietle krysztalowego kandelabru zwieszajacego sie nad stolem.
— …to bardzo piekne, Martin — mowila Amanda — i doceniam twoja pamiec, ale nie moge tego przyjac. Naprawde nie.
Pancho podpelzla blizej i gapila sie. Humpries trzymal w dloni pudelko na bizuterie. Polyskiwal w nim zdumiewajacy naszyjnik z szafirow.
— Kupilem go specjalnie dla ciebie — mowil blagalnym tonem.
— Martin, jestes strasznie kochany, ale teraz nie moge sie angazowac w zadne zwiazki. I ty powinienes to zrozumiec.
— Ale nie rozumiem — rzekl. — Czemu nie?
— Bo za pare miesiecy wyruszam na misje. I moge z niej nie wrocic.
— To kolejny powod, zeby korzystac z zycia, ile sie da, poki mozna.
Amanda wygladala na autentycznie zmieszana. Potrzasajac glowa, odparla:
— Nie moge, Martin, naprawde nie moge.
— A ja moge doprowadzic do tego, zeby usunieto cie z misji — rzekl lagodnym szeptem. — Dopilnuje, zebys zostala ze mna.
— Nie, prosze…
— Moge to zrobic — powtorzyl glosniej. — Na Boga, tak zrobie!
— Ale ja nie chce, zebys tak zrobil — rzekla zaalarmowana Amanda.
— Nie musisz brac w tym udzialu — upieral sie Humphries.
— Wiem, ze to niebezpieczne. Nie mialem pojecia, ze sie boisz…
— Boje sie! — warknela Amanda. — Nic podobnego! Wiem, jakie sie z tym wiaze ryzyko, ale to nie znaczy, ze sie boje.
Humphries wypuscil powietrze.
— W takim razie zaslaniasz sie ta misja, zeby miec wymowke? Zeby trzymac mnie na dystans?
— Nie! — zapewniala go. — To wcale nie tak! Ja po prostu…
— zawiesila glos.
— To co sie dzieje? — spytal Humphries. — W czym problem? We mnie?
Przez dluga, smutna chwile patrzyla w milczeniu na stol. Pancho wydawalo sie, ze w oczach Mandy zablysly lzy. Wyraz twarzy Humphriesa sugerowal cos miedzy frustracja a zloscia.
— Martin, prosze — odezwala sie w koncu. — Znamy sie zaledwie pare tygodni. Jestes na swoj sposob cudowny, ale ja nie jestem gotowa na trwaly zwiazek. Nie teraz. Nie przed ta misja. Moze potem, jak wroce. Moze wtedy.
Humphries wzial gleboki oddech. Dla Pancho bylo oczywiste, ze probuje powstrzymac wybuch.
— Ale ja nie jestem cierpliwy — rzekl cicho. — Nie jestem przyzwyczajony do czekania.
Pewnie, pomyslala Pancho. Jestes przyzwyczajony do tego, ze zabierasz kobiety do sypialni i filmujesz cala scene, zeby ja potem ogladac. I robic gry VR.
— Prosze, zrozum mnie — szeptala Amanda glosem nabrzmialym od lez. — Prosze.
Jesli sprobuje byc niemily, powiedziala sobie Pancho, zaliczy takiego kopa w jaja, ze wyladuja w przyszlym tygodniu. Zalowala, ze nie wziela ze soba Elly, ale kombinezon byl za ciasny, zeby schowac pod nim weza; Elly zostala w kwaterze.
Humphries zatrzasnal pudelko z bizuteria z hukiem, ktory zabrzmial jak wystrzal.
— Dobrze — rzekl kwasno. — Poczekam. Zaluje, ze zaczalem te afere z napedem fuzyjnym.
Amanda usmiechnela sie smutno.
— Wtedy przeciez bysmy sie nie spotkali. Zareagowal wzruszeniem ramion, po czym wstal i odprowadzil Amande do drzwi domu.
— Zobaczymy sie jeszcze? — spytal, otwierajac przed nia drzwi.
— Moze lepiej bedzie, jesli nie, Martin. Dopiero jak wroce. Pokiwal glowa z ponura mina, po czym chwycil ja za nadgarstki i rzekl:
— Kocham cie, Amando. Naprawde.
— Wiem — odparla i pocalowala go delikatnie w policzek. Zaczela isc tak szybko, ze Pancho ledwo zdolala przemknac przez drzwi, zanim Humphries je zatrzasnal.
W kwaterze