— Glowne dysze, zrozumialam.

Na mostek wrocila grawitacja. Dan opadl z powrotem na poklad. Amanda usmiechnela sie radosnie.

— Na kursie, wektor predkosci poprawny.

— Super! — wykrzyknela Pancho. — A teraz sprawdzimy, co z tym wyciekiem.

Kris Cardenas prawie udalo sie dotrzec do swojego mieszkania, zanim dwaj mezczyzni w ciemnych garniturach zrownali sie z nia.

— Doktor Cardenas?

Odwrocila sie. Mezczyzna, ktory ja zawolal, byl wyzszy niz jego partner, szczuply i zgrabny, o bladej cerze i wojskowej fryzurze. Drugi byl mocno zbudowany, jasnowlosy, o rumianych policzkach.

— Prosze z nami — powiedzial ten ciemniejszy.

— Dokad? Po co? Kim jestescie?

— Pan Humphries chce sie z pania widziec.

— Teraz? O tej porze? Jest…

— Prosze — rzekl blondyn, wyciagajac spod marynarki czarny jak noc pistolet.

— To na strzalki usypiajace — wyjasnil ciemniejszy. — Obudzi sie pani z potwornym bolem glowy. Prosze nas do tego nie zmuszac.

Carndenas rozejrzala sie po korytarzu. W zasiegu wzroku byla tylko myszowata kobieta, ktora natychmiast odwrocila sie i zaczela isc w przeciwnym kierunku.

— Szybko — rzekl blondyn, mierzac w nia z pistoletu. Kris opuscila ramiona i skinela glowa; przegrala. Blondyn schowal pistolet i ruszyli w strone ruchomych schodow.

— Ta przynajmniej nie ma weza — szepnal cicho blondyn do towarzysza.

Drugi mezczyzna nie rozesmial sie.

Kosmiczny spacer

Wbijajac rece w rekawy skafandra, Pancho czula stary dreszczyk emocji. Po ponad pieciu dniach zamkniecia na statku wychodzila na zewnatrz. Czula sie jak dzieciak w szkole, ktory uslyszal dzwonek na przerwe.

Stojac przy wewnetrznej klapie sluzy, gdzie przechowywano skafandry, przecisnela glowe przez obrecz szyjna skafandra, z zadowoleniem usmiechajac sie do siebie. To bedzie zabawa, pomyslala.

Dan wygladal na spietego. Trzymal jej helm i patrzyl, jak wklada rekawice i dopina mankiety.

— Zazdroscisz? — zazartowala.

— Martwie sie — odparl. — Nie podoba mi sie, ze wychodzisz sama.

— Bulka z maslem, szefie — oswiadczyla.

— Ktos powinien wyjsc z toba. Ja albo Amanda. Potrzasajac glowa, Pancho zaprotestowala:

— Mandy musi zostac przy sterach. Dwoch pilotow nie powinno wychodzic jednoczesnie, jesli tylko mozna tego uniknac.

— W takim razie wloze skafander…

— Jeszcze czego! Widzialam twoje archiwum medyczne, szefie. Zadnych prac poza statkiem.

— Regulaminy bezpieczenstwa mowia, ze prace poza statkiem powinny byc wykonywane co najmniej przez dwoch astronautow…

— …jesli to tylko mozliwe — dokonczyla za niego Pancho. — Od kiedy to cytujesz regulaminy MKA?

— Bezpieczenstwo jest wazne — odparl Dan.

W twardej skorupie skafandra ze wspomaganymi serwomo-torami rekawicami Pancho czula sie jak jakis superbohater z dziecinnej bajki w obliczu zwyklego smiertelnika.

— Nic mi nie bedzie — odparla, biorac helm z jego rak. — Nie ma sie czym przejmowac.

— Ale jak sie wpakujesz w klopoty…

— Cos ci powiem, szefie. Wloz skafander i pospaceruj kolo sluzy. Jesli wpakuje sie w klopoty, wyjdziesz i uratujesz moj tylek. Zgoda?

Rozpromienil sie.

— Dobrze. Doskonaly pomysl.

Zawolali na dol Amande; w tym czasie Dan z trudem wbil sie w dolna polowke skafandra i zaczal naciagac buty. Kiedy byl juz calkiem odziany, z plecakiem i reszta osprzetu, Pancho zaczela sie niecierpliwic.

— Dobra — rzekla, wkladajac helm i uszczelniajac pierscien szyjny. — Jestem gotowa do wyjscia.

Amanda pobiegla na mostek, zas Dan stal z krzywym usmieszkiem na ustach, z glowa wystajaca ze sztywnego skafandra, jak jakis dzieciak pozujacy do zdjecia zza kartonowej makiety, przez ktora wystawia sie glowe.

Pancho otworzyla wewnetrzna klape sluzy i weszla do srodka. Sluza byla obszerna, miescily sie w niej dwie osoby w skafandrach. Poprzez helm uslyszala szum pompy i zobaczyla, jak zlowieszcze swiatelko na panelu sterowania zmienia barwe z zielonej na pomaranczowa. Dzwiek przycichl do poziomu lekkiej wibracji, ktora czula przez buty. Powietrze bylo wypompowywane z komory. Swiatelko zamrugalo na czerwono.

— Gotowa do otwarcia luku — zameldowala, mimowolnie uzywajac slangu kontrolerow lotu i pilotow.

W malutkim glosniczku umieszczonym w pierscieniu szyjnym rozlegl sie glos Amandy.

— Otwieram zewnetrzny luk.

Luk zostal otwarty i Pancho spojrzala w nieskonczona czarna pustke. Wizjer helmu wykonany ze szklostali byl mocno przyciemniony, ale w ciagu kilku sekund jej oczy przystosowaly sie i zobaczyla gwiazdy, dziesiatki gwiazd, potem setki i tysiace, patrzace na nia z powaga, upiekszajace niebo swoim dostojenstwem. Z lewej strony swiecila jasna mgielka zodiakalnego swiatla rozciagnietego po niebie jak cienkie ramie.

Odwrocila sie od zodiakalnego swiatla i przyczepila linke zabezpieczajaca do jednego z pierscieni na zewnatrz luku.

— Wychodze — rzekla.

— Udzielam zgody — odparla Amanda.

— Podaj mi lokalizacje wycieku — poprosila Pancho, wychodzac na zewnatrz i przemieszczajac sie za pomoca uchwytow wbudowanych w sciane modulu zalogowego.

— Masz na ekranie.

Rzucila okiem na malutki ekran wideo przypiety do lewego nadgarstka. Przedstawial schemat przewodow nadprzewodzacej sieci, z pulsujacym czerwonym koleczkiem w miejscu przecieku.

— Mam.

Choc wiedziala, ze statek przyspiesza i nie znajduje sie w zerowej grawitacji, byla nieco zdziwiona, ze musi sie wspinac po uchwytach jak po drabinie, w strone punktu oznaczonego na schemacie. Gdzies gleboko w duszy spodziewala sie, ze bedzie sie unosic jak pozbawiona masy.

— Jestem na miejscu — zameldowala w koncu.

— Przypnij sie — polecil jej ponurym glosem Dan.

Pancho byla nadal przypieta do uchwytu przy sluzie. Usmiechajac sie na sama mysl o tym, jak Dan latwo sie denerwuje, wyjela dodatkowa uprzaz z pasa na narzedzia i przypiela sie do najblizszego uchwytu.

— Jestem przypieta, tatusiu — rzucila.

Teraz trzeba znalezc przeciek, pomyslala. Pochylila sie i oswietlila pancerz modulu czolowka. Zakrzywiajacy sie metal byl przetykany cienkimi drucikami biegnacymi wzdluz osi modulu. Nie bylo zadnych widocznych oznak uszkodzenia: zadnego zweglonego miejsca po uderzeniu mikrometeorytu, zadnego minigejzeru z wyciekajacym azotem.

To pewnie nic innego jak miniaturowy wyciek, pomyslala Pancho.

— Czy jestem we wlasciwym miejscu? — spytala.

Przez kilka sekund nie bylo odpowiedzi. W koncu odezwala sie Amanda.

— Przytknij znacznik do drutu, ktory ogladasz. Znacznik radiowy byl przymocowany do prawego nadgarstka Pancho. — I jak?

— Jestes we wlasciwymi miejscu.

— Nie widze zadnych uszkodzen.

— Wymien ten modul i przynies go do obejrzenia. Skinela glowa wewnatrz helmu.

Вы читаете Urwisko
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату