Czy tego Humphries naprawde chce? Nie przestawala sobie zadawac tego pytania. Gdybym ostrzegla Dana teraz, musialby wrocic do Selene. To proste. Humphries chce jednak poczekac dzien albo dwa, zeby statek dolecial do Pasa, zanim mu powie o uszkodzeniu.

A moze on wcale nie ma zamiaru ostrzec Dana?

Cardenas wyprostowala sie na krzesle. Wlasnie o to chodzi. On chce zabic Dana i reszte zalogi. Zrozumiala to z cala moca prawdy objawionej.

Co moge zrobic?

Ostrzec Dana, odpowiedziala sobie. Ostrzec go od razu.

Ale jak?, rozmyslala. Nie moge zlapac za telefon i zadzwonic do niego. Sa juz za orbita Marsa.

Musze skontaktowac sie z kims z biura Astro. Z kims, kto ma kontakt z Danem. Moze z tym wielkim Australijczykiem, ochroniarzem. Jak on sie nazywa? George jakis tam.

Martin Humphries nie mogl spac mimo wszystkich cwiczen fizycznych, jakie wykonal z lezaca obok niego kobieta o kruczoczarnych wlosach. Formalnie dziewczyna byla specjalistka od ochrony srodowiska w Humphries Trust, ale — o ile Humphries potrafil to ocenic — jej ulubionym srodowiskiem byla sypialnia z duza iloscia mebli, na ktorych mozna bylo sie zabawiac.

Spala spokojnie. On nie mogl zasnac.

Martwil sie o doktor Cardenas. Nawet pokusa zobaczenia wnukow nie byla w stanie zrownowazyc jej przerosnietego honoru. Chce ostrzec Randolpha; pewnie juz domysla sie, ze chce ukatrupic skurwiela.

Usiadl na lozku i spojrzal na spiaca obok niego kobiete. Powoli, ostroznie, zsunal z jej ramion jedwabna koldre. Nawet w ciemnosciach panujacych w pokoju, gdzie jedynym swiatlem byla poswiata cyfrowego zegarka, widzial, ze jej cialo jest gladkie, bez skazy, o doskonalych proporcjach. Szkoda, ze za pare dni wraca na Ziemie.

Cardenas, przypomnial sobie nieublaganie.

Ma zamiar ostrzec Randolpha, tego byl pewien. Moze i dobrze. Jesli Randolph zawroci juz teraz, Amanda wroci z nim. Z nim. Nie wroci do mnie. Nie chce mnie i dlatego z nim uciekla. Jesli Cardenas ich ostrzeze, wroca tu i beda ze mnie szydzic.

Zacisnal powieki i probowal uciec od wyobrazania sobie Randolpha z Amanda. Musze to wszystko starannie przemyslec. Logicznie.

Zeby ostrzec Randolpha, Cardenas musi znalezc w Selene kogos, kto wysle mu wiadomosc. Pewnie uda sie do Astro. Tam sa ludzie Randolpha. A jesli poprosi o rozmowe z Randolphem, spytaja o powod. Predzej czy pozniej im powie: Martin Humphries naszpikowal Starpower 1 nanomaszynami. I beda wiedziec wszystko.

Wniosek: dla ochrony samego siebie musze uniemozliwic jej rozmowe z kimkolwiek z Astro. Musze ja powstrzymac nawet przed proba ostrzezenia Randolpha. Musze ja powstrzymac. Kropka.

Dan obudzil sie z niespokojnego snu juz po burzy slonecznej. Pancho siedziala w mesie, gdy wszedl z opuchnietymi oczami.

— Dziendoberek, szefie — powitala go radosnie, unoszac parujacy kubek z kawa.

— Jak tam pogoda? — spytal Dan, ruszajac w strone dystrybutora z sokiem.

— Spokojnie i slonecznie, jesli nie liczyc paru skal, ktore mamy minac dzis po poludniu.

Dan nie zdolal powstrzymac usmiechu.

— Dolecielismy do Pasa.

— Dolecimy o szesnastej. Zgodnie z harmonogramem, jak powiedzialaby Mandy.

— Swietnie. Znakomicie. A gdzie Fuchs? Musimy dokonac paru poprawek kursu.

Dziesiec minut pozniej cala czworka siedziala przy stole w mesie.

— Najpierw chce znalezc skale metaliczna — oswiadczyl Dan. Fuchs lekko wzruszyl ciezkimi ramionami.

— Asteroidy metaliczne wystepuja czesciej w zewnetrznej czesci pasa.

— Wiec musimy przeleciec przez zewnetrzna czesc — odparl Dan — i poszukac ciala zelazistego. Kamieniste i weglowe mozemy zbierac po drodze.

— Musimy przeleciec ponad cztery jednostki astronomiczne — przypomniala Amanda. — Nikt jeszcze nie latal tak daleko.

— Przeciez mamy zapasy — odparl Dan. — I paliwo. Wszystko dziala bez problemu, nie?

— Wiekszych problemow nie ma — przyznala Pancho.

— A mniejsze? — spytal Dan, unoszac brwi. Usmiechnela sie do niego.

— Kawa jest paskudna. Zostalo do wykonania kilka prac konserwacyjnych. No wiesz, skrzypiaca pompa, jakies ogniwo paliwowe rozladowuje sie, gdy nie powinno. Rutyna. Mandy i ja zajmujemy sie tym.

Amanda skinela glowa. Dan przeniosl wzrok na Pancho. Zadna z kobiet nie wygladala na zmartwiona. Jesli piloci sie nie martwia, ja tez nie powinienem.

— Wszystkie przyrzady dzialaja doskonale — odezwal sie bez pytania Fuchs. — Juz zaczalem rejestrowac dane.

— Niedlugo zaczniemy manewr obrotu — przypomniala Amanda. Wykonujac nieokreslony gest w kierunku pustki, Dan zwrocil sie do Fuchsa:

— A wybraliscie juz miejsce?

— Tylko ogolny obszar — odparl. — Pas zewnetrzny nie zostal na tyle poznany, zeby mozna bylo latwo wybrac konkretna asteroide. Nawet ich dokladnie nie policzono.

— Podales Pancho wspolrzedne? Twarz Fuchsa lekko zmienila kolor.

— Podalem je Amandzie.

— Wprowadzilam dane do komputera nawigacyjnego — odparla szybko Amanda, patrzac na Pancho.

Pancho skinela glowa.

— Dobrze. Pojde i sprawdze.

— Do przodu i w gore — rzekl Dan, wstajac z krzesla. — Pobijemy rekord predkosci, a moze cos jeszcze.

— Cztery jednostki astronomiczne — mruknela Pancho, takze wstajac.

Ruszyla na mostek. Dan poszedl za nia, zostawiajac Fuchsa i Amande przy stole.

Pancho opadla na fotel pilota i dotknela glownego ekranu, tego z przystojniakiem na plazy. Stojac za nia, Dan widzial dane komputera nawigacyjnego posrod miesni i pieknego uzebienia.

Pancho spogladala jednak na jeden z mniejszych ekranow, na ktorym migalo wolno bursztynowe swiatelko.

— Co to jest?

— Nie wiem — odparla Pancho, stukajac po ekranie palcami. — Uruchomie diagnostyke… hm.

— Co?

Nie odrywajac wzroku od ekranu, Pancho mruknela:

— W jednym z nadprzewodnikow na zewnatrz jest goracy punkt.

Dan poczul uklucie niepokoju.

— W nadprzewodniku? W naszej oslonie? Spojrzala na niego.

— Spokojnie, szefie. Takie rzeczy sie zdarzaja. Moze malutkie przebicie przewodu z chlodziwem. Moze uderzyl mikrometeor.

— Ale jesli stracimy chlodziwo…

— Wycieka bardzo wolno — odparla spokojnie Pancho. — Obrot nastapi za szesc godzin. Ustawie statek tak, zeby ta strona byla w cieniu. Jesli to nie pomoze, Mandy i ja wyjdziemy na zewnatrz i usuniemy wyciek.

Dan pokiwal glowa i probowal sie uspokoic.

Teatr imienia Stavengera

Kris Cardenas zawsze zastanawiala sie, po co ludzie z takim zapalem opuszczaja wygodne domy i tlocza sie ramie w ramie w ciasnych rzedach waskich foteli amfiteatru. Byl tam caly tlum ludzi. Amfiteatr zbudowano w

Вы читаете Urwisko
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату