kompanie z drugiej brygady, jedna zmechanizowana, druga zmotoryzowana. Prowadzily w pierwszym szturmie, wiec nie sa zupelnie „zielone”. Prosze polaczyc to, co pani zostalo, w trzy kompanie. Kazda z nich bedzie zbyt liczna, ale jestem pewien, ze ten problem sam sie rozwiaze.

— Tak jest, sir — odparla LeBlanc. — Co potem?

— Zatankowac i uzupelnic amunicje — ciagnal general, wzdychajac. — To moze troche potrwac; sztab, ktory odziedziczylem, nie opanowal jeszcze podstawowych pojec wojny manewrowej, takich jak podciaganie elementow logistycznych. — Spojrzal na major ze zdziwieniem. — Czemu pani sie usmiecha?

— Och, tak sobie — zasmiala sie. — Tankowanie i uzupelnienia nie beda problemem, panie generale. Wyslalam jednego ze swoich podoficerow, zeby znalazl nasze ciezarowki z zaopatrzeniem. I znalazl je.

— Wasze ciezarowki?

— Prawie. Czyjes, ale rownie dobrze moga byc moje. A kiedy podoficer podkreslil, ze ma dwa w pelni uzbrojone bradleye z zalogami, a oni tylko jakies nedzne piecdziesiatki, od razu nabrali ochoty do rozmowy. Alpha i HCC sa juz zatankowane i uzupelnily amunicje, reszta zajmuje sie naprawami.

General pokrecil glowa i znow westchnal.

— Moze powinienem mianowac pania moim szefem sztabu. Nie, niech pani zapomni, ze to powiedzialem, nie chce tlumaczyc sie generalowi Keetonowi, dlaczego inne dywizje nie maja paliwa i zapasow.

— Skoro mowa o innych dywizjach — powiedzial Mitchell — czy nie byloby dobrze, zeby ktos inny tedy przeszedl, kiedy wy bedziecie sie przegrupowywac?

— Byloby dobrze, gdybysmy mieli kogos, kto moglby przejsc — skrzywil sie Simosin. — Z Knoxville idzie jedna dywizja, ale jest zupelnie „zielona” i brakuje jej jednej brygady. Pewnie ja dostane, a wtedy dodam ja do swojej i bede bardzo ostroznie uzywal. A wiec zostalismy tylko my.

Spojrzal na LeBlanc i usmiechnal sie ponuro.

— Dlatego wlasnie moj oficer operacyjny uznal mnie za wariata, kiedy postanowilem odeslac swoja glowna jednostke zmechanizowana.

— Slucham? — spytala major, a potem spojrzala na SheVe.

— Majorze LeBlanc, pani i pani wzmocniony batalion zostajecie odeslani jako wsparcie SheVy Dziewiec, ktora wykona manewr oskrzydlajacy w Dolinie Tennessee — powiedzial oficjalnie general.

— Niech to szlag trafi — zaklela major, krecac glowa. — No to mamy przejebane.

— Jestescie mi potrzebni zywi i we Franklin — powiedzial Simosin, widzac uniesiona brew Mitchella. — Nie potrzebuje dymiacego wraku w dolnym Tennessee.

— Tak jest, sir — odparl pulkownik i wzruszyl ramionami. — Jak znow ugrzezniemy, bedziemy mieli do pomocy abramsy. — Odwrocil sie do major LeBlanc i wyszczerzyl w usmiechu zeby. — Jedziemy tam, gdzie orlom leci krew z nosa, wie pani?

— O tak — powiedziala z gorycza major. — Ale do diabla z tym, jesli ten wielki dran da rade, to mam nadzieje, ze my tez.

— A wiec do zobaczenia we Franklin — powiedzial Simosin, z trudem gramolac sie z rampy. — SheVa ma wsparcie. — Oblizal lyzke i schowal ja do bocznej kieszeni spodni, a puste opakowanie po zupie wyrzucil. — Paliwo dla czolgow juz jedzie, ludzie ida naprzod, teraz ja musze wracac i zrobic porzadek z tym burdelem, ktory mi sie dostal zamiast kwatery glownej.

— Niech pan go zbombarduje, sir — odparla LeBlanc. — To jedyny pewny sposob.

— Nie, niech pani pomysli, ile to papierkowej roboty. Mam juz dosc zmartwien.

* * *

— Ruszac sie, RUSZAC SIE! — krzyczal O’Neal, pedzac po wypalonym zboczu Black Rock Mountain.

To byl wyscig z czasem. Gdzies na poludniu byli Posleeni, ktorzy spieszyli sie, zeby dotrzec do linii Mountain City przed piechota mobilna. Ale pancerzom nie wystarczylo dobiec tam przed nimi; musialy miec jeszcze troche czasu, zeby sie okopac i przygotowac. Gdyby Posleeni zlapali ich na otwartym terenie, zolnierze rownie dobrze mogliby popodrzynac sobie gardla.

— Dranie — mruknal Stewart. — Zasypali wszystkie nasze okopy!

Posleeni wydeptali sobie droge przez poprzednie umocnienia batalionu i wszystkie okopy, oprocz najbardziej wysunietych na boki, zostaly zasypane. W dodatku zniknely pracowicie wykopane transzeje komunikacyjne.

— A wiec z powrotem do roboty — powiedzial O’Neal. — Bravo, Charlie, zacznijcie sie okopywac. Kosiarze i technicy, przygotujcie sobie jakies jamy, a potem zacznijcie kopac transzeje. Kazdy ma zejsc najszybciej jak sie da ponizej poziomu gruntu.

* * *

Duncan popatrzyl na rejon przydzielony jego kompanii i zaczal wyznaczac sektory dla plutonow.

— Bandyci na linie, pancerze dowodzenia na tyly — powiedzial. — Ruszac sie, ludzie!

Dobiegl do polowy drogi do wyznaczonej strefy dowodztwa batalionu i rzucil na ziemie ladunek kopiacy. Wciaz nie widzial ani sladu Posleenow, i to go niepokoilo.

— Stewie, co ze zwiadowcami? — zapytal na dyskretnym kanale batalionowego S-2.

— Zostalo mi tylko dwoch — odparl z irytacja Stewart. — Zamierzalem wyslac ich na flanki.

— Dobrze byloby wiedziec, kiedy chlopcy wpadna na herbate — powiedzial dowodca kompanii.

— Zgadza sie.

* * *

Sunday zaczekal, az wszyscy jego Kosiarze sie okopia, a potem rzucil trzy ladunki kopiace, laczac ze soba, ku konsternacji ich wlascicieli, dwie jamy.

— Niewiele brakowalo, sir! — rzekl z wyrzutem Pickersgill; wybuch ladunku zwalil na niego sciane wykopu.

— Moglbym to zrzucic prosto na ciebie i nic by sie nie stalo — odparl Sunday, zeskakujac w sam srodek polaczonej sekcji Kosiarzy. Mial ze soba zamaskowana skrzynie, z ktorej wyciagnal teraz bron. Zlozyl ja ostroznie w jamie, upewniajac sie, ze nikt tego nie widzi.

— Bierzcie sie za transzeje — powiedzial, kiedy pancerze skonczyly kopanie swoich jam. — Dolacze do was.

— Co pan tam ma, sir? — zapytal McEvoy, zagladajac do jego wykopu.

— Pokaza ci, jak wrocisz — odparl Tommy z usmiechem.

* * *

Stewart popatrzyl na przekaz od zwiadowcy, ktory wlasnie wszedl na szczyt Hogsback, i zmarszczyl czolo.

— Szefie, nie mamy zadnego wsparcia ogniowego, zgadza sie? — spytal zartobliwym tonem.

— Aha. — Zapadla chwila ciszy, kiedy major O’Neal najwyrazniej takze ogladal przekaz. — No, ciekawie sie zapowiada.

— Dam im jeszcze jakies pietnascie minut, zanim wyjda zza rogu — stwierdzil Stewart.

— Wystarczy z zapasem — powiedzial w zamysleniu O’Neal. — Nie ida tak szybko, jak zwykle. Czy widzi pan przerwy miedzy kolejnymi grupami?

— Tak, widze. Spojrz na krawedz obrazu. Rozsuwaja swoje bataliony.

— Zeby uderzyc jednym strumieniem? — domyslil sie Stewart.

— Nie lubie cwanych Posleenow, szefie. Wcale a wcale.

— No, moze i sa cwani, ale za to wolniejsi. Wykorzystajmy jak najlepiej ten czas. — Major spojrzal na wzniesienia po obu stronach i zmarszczyl czolo. — Miejmy nadzieje, ze nie wykombinuja, jak sie wspinac.

Вы читаете Doktryna piekiel
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату